ŚwiatWielka gra w Aleppo. O co chodzi Turcji, Rosji i USA

Wielka gra w Aleppo. O co chodzi Turcji, Rosji i USA

• W Syrii toczy się gra między Turcją, Rosją i USA

• Rozgrywka ma kluczowe znaczenia dla losu Ar-Rakki i przyszłości ISIS

• Dużą rolę odgrywają w niej dwa miasteczka - Tall Rifat i Al-Bab

• Od ich przyszłości mogą zależeć losy Aleppo, a nawet zamachów w Europie

• Sytuacja w prowincji Aleppo, zwłaszcza w jej północnej części, jest niezwykle złożona, ale jednocześnie jej analiza pozwala na zrozumienie nie tylko interesów stron syryjskiej wojny domowej, lecz i zewnętrznych aktorów - pisze Witold Repetowicz na łamach Defence24.pl


Wielka gra w Aleppo. O co chodzi Turcji, Rosji i USA
Źródło zdjęć: © AFP | Omar Haj Kadour

31.10.2016 | aktual.: 31.10.2016 18:06

19 października ruszyła ofensywa armii tureckiej i wspieranych przez nią rebeliantów przeciwko Syryjskim Siłom Demokratycznym (SDF), skierowana na miasto Tall Rifat. Towarzyszyły jej intensywne naloty tureckie, w których według komunikatów armii tureckiej, zabito 160-200 żołnierzy kurdyjskiego YPG z kantonu Efrin (liczba ta budzi wątpliwości, a samo YPG mówiło o około 15 zabitych).

Po dwóch dniach ofensywa ta całkowicie się załamała, choć Tall Rifat to małe, liczące zaledwie 20 tys. mieszkańców miasteczko, a siły SDF w kantonie Efrin dysponują raptem dwoma czołgami T-72 oraz kilkunastoma udoskonalanymi BTR-60. Klucz do zrozumienia dlaczego, mimo buńczucznych zapowiedzi, Turcja wycofała się przed tamtejszym SDF leży jednak gdzie indziej - a mianowicie w Moskwie.

Rosja zawarła z Turcją układ, zgodnie z którym Ankara dostała wolną rękę w sprawie walki z Kurdami w Syrii oraz w działaniach mających na celu uniemożliwienie połączenia kantonu Efrin z resztą Rożawy, w zamian za obojętność wobec rosyjsko-asadowskich działań w mieście Aleppo. To jak Turcja poradzi sobie z Kurdami to jednak problem jej, a nie Rosji.

Dwa kluczowe miasteczka

Tymczasem nie jest jasne, czy w ramach tego układu Rosja wyraziła zgodę na zajęcie przez Turcję miasta Al-Bab. Z całą pewnością nie pozwoliła natomiast na operacje w rejonie Tall Rifat. Miasteczko to zostało zdobyte w lutym br. przez SDF kantonu Efrin (kurdyjskie YPG oraz arabskie Dżaisz al Thuwar), przy lotniczym wsparciu Rosji (był to jedyny przypadek wsparcia rosyjskiego dla SDF).

Problem w tym, że Tall Rifat znajduje się w odległości niespełna 15 km od pozycji dżihadystycznej koalicji rebeliantów (m.in. Dżabhat Fath asz-Szam, czyli Al Kaida, Dżund al-Aksa czy Ahrar asz-Szam), próbującej przerwać oblężenie Aleppo od strony zachodniej. Turcja, po gniewnych oświadczeniach Asada, iż będzie zestrzeliwać samoloty tureckie nad kantonem Efrin oraz pod wpływem wyraźnego niezadowolenia Kremla, wycofała się z tej ofensywy, a wspierani przez nią rebelianci okazali się całkowicie niezdolni do jakichkolwiek operacji. Erdogan pośpieszył też z oświadczeniem, że celem Turcji jest nie Aleppo, lecz Al-Bab (kontrolowany przez tzw. Państwo Islamskie) oraz Manbidż (kontrolowany przez SDF, obecne są tam również amerykańskie siły specjalne).

Rozgrywka o Tall Rifat udowodniła istnienie wyżej wspomnianego układu rosyjsko-tureckiego w Syrii. Jednak już wcześniej na tym tle doszło do podziału wśród rebeliantów (a w zasadzie dżihadystów) w prowincji Aleppo. Chodzi w szczególności o konflikt między Dżabhat Fath asz-Szam (Al Kaidą) i Dżund al-Aksa a protureckimi "talibami" z Ahrar asz-Szam. Dżund al-Aksa uznała, iż rebelianci powinni koncentrować się na walce z Asadem o Aleppo, a nie wspierać ofensywę Turcji, a w szczególności nie angażować się w walki z tzw. Państwem Islamskim, a jedynie z SDF oraz Asadem. Na tle tych różnic doszło do starć z Ahrar asz-Szam. W tym czasie Rosja (wraz z Asadem) prowadziła natarcie na rebelianckie wschodnie Aleppo.

Rosja rozgrywa Asada

Kolejnym osobliwym akordem gry toczącej się na tym teatrze wojny było ogłoszenie przez Rosję wstrzymania nalotów na miasto Aleppo, co umożliwiło koalicji dżihadystów ogłoszenie 29 października nowej ofensywy, mającej na celu przerwanie oblężenia miasta.

Motywacja Rosji mogła być wieloraka. Po pierwsze, Rosji nie zależy wcale na zakończeniu wojny, a każdy taki manewr pokazuje Asadowi jak bardzo jest od niej uzależniony. Po drugie, dla Rosji mógł to być też zabieg propagandowy, by pokazać światu, że jest ona pełna dobrej woli i zezwala na ewakuację mieszkańców wschodniego Aleppo. Po trzecie, mogło to być również efektem nacisków Turcji, próbującej w ten sposób ratować swój wizerunek w relacjach z rebeliantami-dżihadystami. Wreszcie, rozpoczęta przez rebeliantów ofensywa pokazała, że główną rolę odgrywa w niej Dżabhat Fath asz-Szam, czyli Al Kaida.

Ponadto, tylko w pierwszym dniu ofensywy ostrzał zachodniego Aleppo dokonany przez Dżabhat Fath asz-Szam przy użyciu rakiet Grad spowodował śmierć ponad 100 cywilów. Rosja zyskała więc w ten sposób moralną legitymację do kontynuowania swoich wcześniejszych działań (i metod) w Aleppo. Po dwóch dniach natarcia zdobycze rebeliantów są zresztą dość skromne i nie ulega wątpliwości, że czerwoną linią dla Rosjan jest przerwanie oblężenia wschodniego Aleppo i wtedy wznowią oni bezwzględne działania kontrofensywne.

Amerykanie w rozkroku

Tymczasem tureckie zapowiedzi ofensywy na Al-Bab i Manbidż i współpraca turecko-rosyjska coraz bardziej irytuje Amerykanów. USA, paraliżowane zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, usiłuje lawirować między utrzymaniem jedności NATO i uspakajaniem Turcji z jednej strony a pogłębianiem współpracy z SDF z drugiej.

26 października gen. Stephen Townsend, aktualny dowódca operacji Inherent Resolve (CJTF), oznajmił, iż za kilka tygodni ruszy operacja mająca na celu izolację miasta Ar-Rakka. Townsend dodał, iż szybkie działanie jest konieczne, gdyż wywiad amerykański zdobył informacje o planowanej tamże serii zamachów terrorystycznych, która miałaby mieć miejsce w Europie. Dowódca CJTF podkreślił też, że w opinii USA jedyną siłą zdolną do przeprowadzenia tej operacji jest kurdyjskie YPG.

Reakcja Turcji była szybka i nerwowa. Erdogan zadzwonił do Obamy, po czym oświadczył, że to Turcja "wyzwoli" Ar-Rakkę (a wcześniej Al-Bab i Manbidż). Jednak dla amerykańskich wojskowych te deklaracje są całkowicie niewiarygodne, a dotychczasowe doświadczenia pokazały, że protureccy rebelianci to dżihadyści, na których USA nie może stawiać. 28 października do grona krytyków roli Turcji w Syrii dołączył senator John McCain, który jako przewodniczący senackiej komisji sił zbrojnych potępił działania tureckie w Syrii wymierzone w Kurdów jako destabilizujące i wezwał Turcję do powstrzymania się z atakami na Kurdów.

USA muszą mieć świadomość, że ustąpienie Turcji w tej kwestii oznacza katastrofę. Tzw. Państwo Islamskie pozostanie w Ar-Racce na długo, skąd będzie planować ataki w Europie, a tymczasem Turcja uderzy na Manbidż, czym rozerwie sojusz amerykańsko-kurdyjski ku satysfakcji Rosji. Machina propagandowa Rosji działa tymczasem na pełnych obrotach i bombarduje przekazem, którego główną tezą jest, iż USA jakoby zdradziły już Kurdów na rzecz Turcji. Jednakże jeśliby Stany Zjednoczone pozwoliły Turcji na uderzenie na Manbidż, oznaczałoby to koniec współpracy SDF-USA, prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest jednak niewielkie. Znacznie bardziej złożona jest jednak sytuacja dotycząca sąsiedniego Al-Bab.

Turcja bez sukcesów

Mimo doniesień, iż tzw. Państwo Islamskie wycofa się z Al-Bab bez walki, tak jak to się stało w Dżarabulus, wszystko wskazuje na to, że jednak tak się nie stanie. Turcja tymczasem już dwa tygodnie temu ogłosiła przejście do "trzeciej fazy" operacji Tarcza Eufratu, której głównym celem miało być właśnie Al-Bab. Póki co jednak zajęła ledwie kilka wiosek, tracąc zresztą później niektóre z nich na rzecz SDF.

Cały bilans trwającej już ponad dwa miesiące interwencji tureckiej nie jest też imponujący - opanowanie pasa przygranicznego (o głębokości od kilku do ok. 20 km) przy niewielkim oporze tzw. Państwa Islamskiego, pokazało m.in. ogromną słabość współpracujących tam z Turcją rebeliantów-dżihadystów, którzy zresztą, w większości, pochodzą z innych rejonów Syrii (miejscowi Arabowie popierają SDF).

Nawet protureccy analitycy wskazują, że jeśli tzw. Państwo Islamskie zdecyduje się na obronę Al-Bab (a wszystko na to wskazuje), to Turcję czeka długa i krwawa bitwa o to miasto - o ile Turcja zdecyduje się na natarcie, gdyż USA wyraźnie wolą, by tak się nie stało, a Al-Bab zajęło SDF.

Wszystko w rękach Turcji i USA

Lider syryjskich Kurdów Salih Muslim wyraźnie stwierdził, iż udział YPG w ofensywie na miasto Ar-Rakka uzależniony jest od gwarancji amerykańskich, iż w międzyczasie Turcja nie wbije SDF noża w plecy. atakując Manbidż, Efrin, Tall Rifat lub inne miejsca w Rożawie. Kurdowie jednak nie ukrywają, że to nie wszystko i cały czas priorytetem dla nich jest połączenie kantonów. Dlatego od dwóch tygodni trwa ofensywa SDF kantonu Efrin. Oddziały te próbują się przebić do Al-Bab od strony zachodniej i mimo braku wsparcia lotniczego USA w tym rejonie znajdują się już w odległości ok. 15 km, czyli takiej samej jak siły tureckie. Siły SDF z Manbidż, znajdujące się w odległości 20 km, póki co nie rozpoczęły żadnych działań. W tym obszarze są też siły Asada (10 km na południe od Al-Bab).

Przyszłość Ar-Rakki oraz możliwości operacyjnych tzw. Państwa Islamskiego w Syrii do planowania zamachów w Europie, a także jego zdolność do przetrwania, zależy od Turcji i USA. Turcja stanowi tu przesłankę negatywną, tj. warunkiem zniszczenia tzw. Państwa Islamskiego jest nieangażowanie się Turcji. Z drugiej strony USA muszą zagwarantować, by Turcja zaprzestała działań przeszkadzających SDF w kolejnych ofensywach przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. W przeciwnym razie jego zniszczenie będzie niemożliwe.

Witold Repetowicz, Defence24.pl
Źródło artykułu:WP Wiadomości
rosjapaństwo islamskieusa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (134)