Wielka Brytania: władza demonizuje biednych
Chciał zostać bohaterem, a skończył na zabójstwie sześciorga dzieci; w tym pięciorga własnych. Sprawa zwyrodnialca Micka Philpotta zelektryzowała brytyjskie społeczeństwo, wywołując ożywioną dyskusję na temat wyłudzania państwowych zasiłków.
Świadczenia mieszkaniowe, zasiłki na dzieci, dla bezrobotnych, osób mało zarabiających, niezdolnych do pracy. To tylko część zasiłków (benefitów), o jakie mogą ubiegać się mieszkańcy Wielkiej Brytanii. I robią to, uszczuplając budżet o miliardy funtów. Zaciskający pasa rząd Davida Camerona, szukający oszczędności gdzie się da, wprowadza właśnie reformę świadczeń socjalnych, która uderzy po kieszeni miliony najbiedniejszych podatników. Jednocześnie premier zapowiada zdecydowaną walkę z zasiłkowymi oszustami.
Śmierć dzieci w płomieniach
Zachowywał się jak król, nie musiał pracować. Mick Philpott znalazł specyficzny sposób na życie. Ojciec siedemnaściorga dzieci, będących owocem jego związków z czterema kobietami, przez wiele lat mieszkał pod jednym dachem z żoną i kochanką. Kiedy ta ostatnia zdecydowała się odejść, zabierając ze sobą ich wspólne potomstwo, mający kryminalną przeszłość i sadystyczne skłonności 56-latek (w 1978 roku zaatakował nożem swoją byłą dziewczynę, która ledwo uszła z życiem) postanowił się zemścić.
Wraz z obecną żoną i przyjacielem podpalili dom, w którym spało sześcioro dzieci, zamierzając zrzucić całą winę na byłą kochankę. Philpott planował uratować potomstwo z płomieni, zostać bohaterem, co w efekcie miałoby skutkować przyznaniem mu większego lokum. Jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli, dzieci, w wieku 5 - 13 lat, zginęły, a sprawcy tragedii trafili za kratki. Philpott, jako inicjator i mózg całej akcji, został skazany na dożywocie.
Sprawa odbiła się głośnym echem w brytyjskich mediach. Podczas procesu okazało się, że mężczyzna nie pracował, dostatnio żyjąc dzięki benefitom, które otrzymywał na dzieci. Co miesiąc na jego konto wpływało ponad 2 tysiące funtów, z których tylko część była wydatkowana zgodnie z przeznaczeniem. Co więcej, Philpott dodatkowe korzyści czerpał z pracy obu kobiet, z którymi mieszkał.
- Ten przypadek pokazuje, że nasz system przyznawania zasiłków nie działa tak, jak powinien. Musimy dokładnie przyjrzeć się tej procedurze - skomentował minister skarbu George Osborne, zapowiadając podjęcie działań w tym kierunku.
Tysiące ludzi na ulicach
- Biorę, bo mi się należy. Władze niech zajmą się bogaczami, tam jest naprawdę duża kasa do wzięcia - mówi nam Tom, 35-letni londyński bezrobotny, deklarując, że gdyby miał pracę i dobre zarobki, nie wyciągałby ręki po państwowe pieniądze. Podobnie uważa wielu Brytyjczyków. A także imigrantów. Według danych Departamentu Pracy i Wynagrodzeń, zasiłek dla bezrobotnych pobiera obecnie 17 procent Brytyjczyków w wieku produkcyjnym oraz 7 procent przybyszów z innych krajów, zakotwiczonych w Zjednoczonym Królestwie.
Wchodząca właśnie w życie reforma świadczeń socjalnych, największa od czasu jej wprowadzenia w latach 40. ubiegłego stulecia, wywołuje wiele emocji. Przeciwników budżetowych cięć nie brakuje. Niedawno tysiące ludzi przeszło ulicami 53 brytyjskich miast protestując przeciwko tzw. podatkowi sypialnianemu, polegającemu na redukcji zasiłków dla osób korzystających z mieszkań socjalnych, w których liczba pokoi przewyższa liczbę lokatorów. Zapowiadane są kolejne protesty, a grupa zrzeszająca kościoły protestanckie w specjalnym oświadczeniu stwierdziła wprost, że władza demonizuje ludzi biednych, przedstawiając ich w niekorzystnym świetle.
Namierzając benefitowych oszustów
Rządzący konserwatyści nie zamierzają odpuścić, tłumacząc, że praca musi opłacać się bardziej niż życie z zasiłków. Zgodnie z nowymi uprawnieniami, wprowadzonymi pod koniec ubiegłego roku, urzędnicy mogą sprawdzać m.in. rachunki bankowe, zdolność kredytową, a także... rodzaj pakietu telewizyjnego osób pobierających zasiłki. Wszystko po to, żeby namierzyć benefitowych oszustów, których liczba systematycznie rośnie. W ciągu ostatnich dwóch lat wykryto ponad 10 tysięcy takich przypadków. Poza tym 7 tysięcy ludzi otrzymało kary administracyjne, a dwukrotnie więcej - ostrzeżenia.
Władze zapowiadają dalsze kroki, jednak tnąc wydatki na pomoc socjalną muszą uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Organizacje charytatywne alarmują, bowiem o zwiększającej się liczbie osób, którym bieda coraz bardziej zagląda w oczy.
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki