Wielka afera drobiowa© East News

Wielka afera drobiowa. Kurczaki karmiono tłuszczami do produkcji smarów

Szymon Jadczak

Podczas potężnej operacji Centralnego Biura Śledczego Policji przeszukano w ubiegłym tygodniu kilkadziesiąt zakładów produkujących paszę do karmienia drobiu. Śledczy mają dowody, że polskie kurczaki i kaczki dostawały w pożywieniu oleje techniczne, przeznaczone do produkcji smarów i biopaliw. Małżeństwo, które techniczne kwasy tłuszczowe sprowadzane z Rosji, Ukrainy i Malezji sprzedawało producentom pasz jako tłuszcze paszowe, zostało aresztowane.

• Na polski rynek od lat trafiały kurczaki, indyki i kaczki karmione paszą z dodatkiem sfałszowanych olejów technicznych.

• Pasze zawierały dodatek, który nie powinien trafić do żywności, lecz do produkcji smarów, olejów technicznych i biopaliw.

• Małżeństwo, które przez lata miało fałszować dokumentację olejów, zostało aresztowane.

• O sprawie pisze też Onet.

Wtorkowa akcja CBŚP wywołała ogromne poruszenie w środowisku polskich producentów żywności. I trudno się dziwić. Według informacji Wirtualnej Polski, policjanci zapukali do co najmniej 66 zakładów, należących do kilku największych koncernów produkujących m.in. pasze dla zwierząt. W 2021 r. przychody czterech największych z odwiedzonych przez policję podmiotów sięgnęły łącznie ok. 15 miliardów złotych.

Policjanci w każdym z miejsc zabezpieczali próbki pasz, ale także dokumentację związaną z produktami, które spożywczy giganci kupowali od szerzej nieznanej spółki z Poznania.

Bo to właśnie poznańska spółka B., w której 90 proc. udziałów ma niemiecki koncern o tej samej nazwie, jest w centrum wielkiego śledztwa, które od stycznia tego roku prowadzi prokurator Krzysztof Gienas z Zachodniopomorskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Szczecinie.

Firma B. chwali się na swojej stronie, że jest wiodącym producentem i dystrybutorem olejów i tłuszczów paszowych. A pół wieku funkcjonowania na rynku upoważnia pracowników firmy do nazwania się "specjalistami od lipidów". Ze sprawozdania spółki za 2020 r. wynika, że jej polski oddział zanotował przychód ze sprzedaży tłuszczów ponad 90 mln złotych.

Sęk w tym, że według śledczych większość tej kwoty pochodzi ze sprzedaży sfałszowanych produktów, które w żadnym wypadku nie powinny się znaleźć w paszy spożywanej przez zwierzęta trafiające później na nasze stoły.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Małżeństwo chciało taniej

Drób, który ma być przeznaczony do spożycia przez ludzi, musi być hodowany w odpowiednich warunkach. W przemysłowej hodowli drobiu do pożywienia dodaje się tłuszcze, które zapewniają większy dzienny przyrost masy, a u niosek zwiększają liczbę znoszonych jaj. Do tego poprawiają przyswajanie składników pokarmowych z paszy.

Tłuszcze mogą być dodawane do pasz w postaci sypkiej lub płynnej, produkuje się je m.in. z olejów rzepakowego, słonecznikowego, palmowego lub kokosowego. Ale muszą spełniać normy, być produkowane w odpowiednich warunkach, z pełnowartościowych komponentów. A to kosztuje.

Małżeństwo J. uznało, że wie, jak zrobić to taniej. J. jest prezesem i właścicielem 10 proc. w spółce B., jego żona Monika prezesem i właścicielką dwóch mniejszych firm współpracujących z B. Według prokuratury, od co najmniej kilku lat, w ramach spółki B. małżeństwo ściągało do Polski techniczne kwasy tłuszczowe z m.in. z Rosji, Ukrainy Malezji i Rumunii.

Sprowadzane przez nich produkty w żadnym wypadku nie nadawały się do spożycia ani zastosowania w przemyśle spożywczym. Były albo odpadami z produkcji bardziej szlachetnych produktów, albo wytwarzano je z zastosowaniem mniej wymagających technologii, niż te stosowane w przemyśle spożywczym. A co za tym idzie, były bardziej zanieczyszczone, nie spełniały norm dla produktów spożywczych. I nie powinno się ich stosować do produkcji pożywienia dla kurczaków, a do produkcji biopaliw, smarów i olejów technicznych.

Według materiałów, które zgromadzili śledczy, część substancji ściąganych przez firmę B. mogła zawierać m.in. duże ilości pestycydów. Pestycydy zwiększają ryzyko zachorowania na raka prostaty, płuc i białaczkę, uszkadzają układ nerwowy, a długotrwałe spożywanie ich lub kontakt z nimi może zwiększać ryzyko demencji, choroby Alzheimera i Parkinsona.

Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że techniczne tłuszcze, które trafiały do poznańskiej firmy miały wyraźne oznaczenie, że nie nadają się do wykorzystania w produkcji spożywczej. To nie przeszkadzało małżeństwu B. Gdy bezużyteczne w produkcji pasz, ale zdecydowanie tańsze, techniczne kwasy tłuszczowe trafiały do Polski, w laboratorium firmy B. dochodziło do ich "cudownego" zamienienia w tłuszcze paszowe, którymi można karmić drób.

A na terenie podpoznańskiego zakładu należącego do spółki dochodziło do mieszania skażonych technicznych tłuszczów z tymi spożywczymi, żeby polepszyć właściwości produktu sprzedawanego później wytwórcom pasz.

Co ciekawe, niewielką partię technicznych kwasów technicznych od firmy B. miał kupić międzynarodowy koncern petrochemiczny, i wykorzystać ją do produkcji smarów.

W oparciu o sfałszowane badania i certyfikaty, firma B. oferowała producentom pasz produkt, który był wartościowy tylko na papierze, ale miał za to niezwykle korzystną cenę. Według informacji Wirtualnej Polski, sfałszowany tłuszcz trafiał do co najmniej dwóch produktów przeznaczonych do wzbogacania pasz dla drobiu.

Cztery osoby zatrzymane

Jak wynika z materiałów zgromadzonych przez śledczych, ten proceder mógł trwać nawet od 2017 r. Na razie policjanci z CBŚP zatrzymali cztery osoby: małżeństwo Macieja i Monikę J., księgowego i prokurenta oraz laborantkę z firmy B. Zarzuty na razie obejmują okres od stycznia 2020 r., ale jest pewne, że z czasem śledczy poszerzą je o wcześniejszy okres funkcjonowania firmy. Na dziś śledczy zarzucają całej czwórce udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz oszustwo polegające na fałszowaniu certyfikatów i badań tłuszczów, które trafiały do pasz. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że część podejrzanych przyznała się do winy, złożyła wyjaśnienia i wyszła na wolność.

Natomiast Maciej i Monika J., którym prokurator postawił dodatkowo zarzut prania pieniędzy i uzyskania korzyści ze sprzedaży tłuszczów ze sfałszowaną dokumentacją na co najmniej 176 mln złotych, trafili w czwartek na trzy miesiące do aresztu.

Oficjalnie Prokuratura Krajowa i CBŚP odmówiły nam jakichkolwiek informacji, zasłaniając się interesem prowadzonego postępowania. Poprosiliśmy o stanowisko niemiecką spółkę B., właściciela 90 proc. polskiej firmy B., odpowiedzialnej za fałszowanie certyfikatów i badań tłuszczów. Pytanie wysłaliśmy też do niemieckiego wiceprezesa polskiej spółki (w toczącym się śledztwie nie usłyszał on żadnych zarzutów). Do momentu publikacji tekstu nie dostaliśmy żadnych odpowiedzi.

O stanowisko poprosiliśmy również odbiorców tłuszczów ze sfałszowanymi certyfikatami i badaniami, czyli największe polskie firmy produkujące pasze. W ich imieniu stanowisko przedstawił Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa. "W związku z działaniami prowadzonymi przez organy skarbowe w sprawie podmiotu wchodzącego w skład niemieckiej grupy kapitałowej, dostarczającego komponenty do produkcji pasz do wielu producentów w Europie informujemy, że według naszej wiedzy, postępowanie ma charakter karno-skarbowy. Podmioty, do których produkt był dostarczany, są stroną pokrzywdzoną w sprawie".

Główny Inspektorat Weterynarii zapytaliśmy, w jaki sposób zareagował na informacje o wprowadzeniu do obiegu sfałszowanych olejów paszowych. Nie dostaliśmy odpowiedzi. Ale Wirtualna Polska dotarła do pism, które trafiły do powiatowych lekarzy weterynarii w całej Polsce. Inspektoraty z powiatów, w których produkowano pasze z tłuszczów firmy B., wysyłają ostrzeżenia do powiatów, do których mogła trafić skażona pasza.

Jak czytamy w jednym z pism "podejrzany materiał był wykorzystywany do produkcji wszystkich pasz dla drobiu, kaczek i indyków przeznaczonych na tucz. W związku z powyższym informujemy, że w okresie od 01.08.2022r. na teren państwa powiatu trafiła pasza potencjalnie niebezpieczna". W dalszej części pisma weterynarz informuje, że będzie codziennie informował o wynikach badań podejrzanej paszy i dalszych decyzjach w tej sprawie.

Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że w tym tygodniu prokuratura i Główny Inspektorat Weterynarii mają otrzymać szczegółowe badania fałszowanych olejów. Teoretycznie, zgodnie z art. 9 ustawy o produktach pochodzenia zwierzęcego, drób wyhodowany z użyciem pasz zawierających wadliwy olej nie ma prawa trafić na rynek. - A w praktyce brakuje mi wyobraźni, do czego może doprowadzić ta afera - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z urzędników zaangażowanych w wyjaśnianie sprawy sfałszowanych olejów do pasz.

Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: szymon.jadczak@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie