"Wiedomosti" i "Kommiersant" o kulisach spotkania w Mińsku
Najcenniejsze w nowych porozumieniach mińskich jest to, że zawierają harmonogram działań, a nie pakiet niezwiązanych ze sobą posunięć, jak miało to miejsce w wypadku tych z września 2014 roku - ocenia w piątek dziennik "Wiedomosti".
Powołując się na źródło zbliżone do delegacji Rosji, moskiewska gazeta informuje, że "najwięcej trudności w negocjacjach przysporzyły punkty zaczynające się od słów o "konieczności rozpoczęcia dialogu o modalnościach": przeprowadzenia wyborów lokalnych na niekontrolowanych przez Kijów ziemiach oraz odbudowania powiązań społeczno-gospodarczych, tj. uchylenia ukraińskiej blokady transportowej i finansowej".
"Wiedomosti" zwracają uwagę, że "w deklaracji przywódców kwestia ta poruszona jest osobno i że obiecano tam wsparcie Francji i Niemiec w odbudowie sektora bankowego na tych terytoriach". Dziennik podaje, iż "według człowieka zbliżonego do rosyjskiej delegacji oznacza to, że w wypadku powodzenia rozejmu kraje te mogą udzielić pomocy gospodarczej Donbasowi, czego nie chce robić Ukraina".
"Z wielkim trudem uzgodniono punkt o reformie konstytucyjnej na Ukrainie do końca 2015 roku i punkt o przywróceniu w tym samym terminie po całkowitym uregulowaniu politycznym kontroli Ukrainy nad granicą z Rosją" - przekazują "Wiedomosti".
Gazeta podkreśla, że "Rosja w podpisanych dokumentach nie figuruje jako strona konfliktu".
"Wiedomosti" również oceniają, że "porozumienia (z Mińska) mogą wylecieć w powietrze na poważnej minie, jaką w nich podłożono - na losie ukraińskiego zgrupowania w Debalcewe".
Inny rosyjski dziennik, "Kommiersant", powołując się na własne źródła, informuje, że prawie połowę czasu spędzonego przy stole negocjacji, a trwały one 16 godzin, przywódcy czterech krajów poświęcili dyskusji o "kotle debalcewskim", przede wszystkim o tym, czy kocioł ten istnieje, czy nie.
"Władimir Putin uparcie twierdził, że kocioł istnieje i że w razie zawarcia porozumienia będzie dziwne, jeśli nie zostanie ono złamane: ci, którzy są w kotle, będą próbowali się z niego wydostać, a ci którzy w kotle gotują, będą chcieli zebrać pianę" - relacjonuje gazeta.
"Petro Poroszenko utrzymywał, że żadnego kotła nie ma. Jego informacje kłóciły się z danymi wywiadu francuskiego, który - jak się okazało - nie jest bezczynny w obwodach ługańskim i donieckim. Dlatego Francois Hollande, choć aktywnie nie popierał żadnej ze stron, to jednak sugerował, że kocioł w Debalcewe jest" - pisze "Kommiersant".
Dziennik odnotowuje również, że w czwartek rano, po 14 godzinach negocjacji, były one bliskie fiaska - okazało się, że przywódcy Donbasu odmówili podpisania uzgodnionych dokumentów.
"O godz. 10.40 (doradca prezydenta Rosji) Władisław Surkow wrócił do Pałacu Niepodległości i wszedł na II piętro, gdzie wówczas przebywał Putin. Po pewnym czasie do prezydenta Rosji dołączyli Angela Merkel i Hollande. Dowiedzieli się o decyzji liderów pospolitego ruszenia. Poroszenko był w tym czasie w samotności bezpośrednio pod nimi, na I piętrze" - opisuje kulisy spotkania "Kommiersant".
"Putin powiedział kolegom, iż trzeba wytłumaczyć Ołeksandrowi Zacharczence i Ihorowi Płotnickiemu, że nie mają racji. +Ja naciskać na nich nie mogę+ - powtórzył kilkakrotnie. Merkel zaproponowała wtedy, by wobec przywódców Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) i Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) użyć argumentu o rozpoczynającym się w Brukseli szczycie Unii Europejskiej. Powiedziała, że rebeliantom należy zakomunikować, iż mają półtorej godziny (na podpisanie dokumentów). Po tym terminie liderzy Niemiec i Francji wyjadą i nigdy nie wrócą; żadne negocjacje nie będą już możliwe. Potrzebne było, aby potwierdził to prezydent Rosji. Ten potwierdził" - kontynuuje gazeta.
"Potem Merkel i Hollande zjechali windą na parter, Putin pozostał na II piętrze. Do przywódców Niemiec i Francji dołączył Poroszenko. Wkrótce przyszedł tam także Putin. Termin ultimatum powoli dobiegał końca. Putin wyszedł i znów wrócił, gdy pozostawały już tylko dwie minuty. Powiedział, że telefonował do Surkowa i że ten przekazał: 'Wszystko podpisali'. Po tym Putin wyszedł do dziennikarzy i złożył oświadczenie" - informuje "Kommiersant".
Putin ujawnił po zakończeniu rozmów, że strona ukraińska twierdzi, iż siły ukraińskie w Debalcewe nie są w okrążeniu. Tymczasem - jak stwierdził prezydent Rosji - separatyści "okrążyli (tam) duża grupę liczącą 6-8 tys. osób" i "wychodzą z założenia, że grupa ta złoży broń".
Putin dodał, że uzgodnił z Poroszenką, iż dadzą "polecenie ekspertom wojskowym, by wyjaśnić, co w istocie się tam odbywa (pod Debalcewem)". Debalcewe jest jednym z najbardziej zapalnych punktów w konflikcie na wschodzie Ukrainy. Jego znaczenie strategiczne wynika z faktu, że łączy trasę kolejową i główną drogę między Donieckiem i Ługańskiem.
Jako "pospolite ruszenie" w Rosji określa się prorosyjskich separatystów walczących na wschodzie Ukrainy z ukraińskimi siłami rządowymi.
W czasie negocjacji w Mińsku Surkow, doradca Putina odpowiadający na Kremlu m.in. za politykę wobec Ukrainy i innych krajów dawnego ZSRR, był łącznikiem między pałacykiem MSZ Białorusi, gdzie obradowała grupa kontaktowa z udziałem przywódców Donbasu, a Pałacem Niepodległości, w którym odbywało się spotkanie kwartetu normandzkiego.