Widziałem! Był pijany
Grzegorz M., 56-letni anestezjolog, dyżurujący w niedzielę w Akademickim Szpitalu Klinicznym, reanimował 76-letniego mężczyznę. Pacjent zmarł. Być może dlatego, że medyk był pijany: miał 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu.
25.11.2003 | aktual.: 11.06.2018 15:07
- O zdarzeniu zawiadomił nas w niedzielę wieczorem jeden z pacjentów. Z przekazanych przez niego informacji wynikało, że najprawdopodobniej pijany lekarz właśnie reanimuje chorego. Do szpitala przyjechali policjanci. Pacjent już nie żył. Funkcjonariusze ustalili, Grzegorz M., 56-letni anestezjolog, miał ponad trzy promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Lekarz został odwieziony do izby wytrzeźwień, skąd wczoraj rano pojechał prosto na przesłuchanie - powiedziała nam podkomisarz Beata Tobiasz z biura prasowego dolnośląskiej policji.
Pacjent zawiadomił policję
- Wszystko rozegrało się tuż po godz. 22, kiedy pielęgniarki przywiozły chorego do sali po wieczornej toalecie. Mężczyzna był osłabiony, dlatego poruszał się na wózku. Kiedy siostry chciały go przenieść na łóżko, pacjent zasłabł. Zaczęła się akcja reanimacyjna, do której wkrótce dołączył lekarz dyżurujący na oddziale angiologii. Po upływie 15-20 minut przyszedł drugi doktor, spoza oddziału, który wyraźnie był pod wpływem alkoholu - opowiadał nam wzburzony pan Piotr, który był bezpośrednim świadkiem zdarzenia. - Z tego, co widziałem przez szybę, bo drzwi od sali były zamknięte, pijany lekarz reanimował mężczyznę. Miał charakterystyczny kolor kitla, który odróżniał go od pozostałych. Stąd moje przypuszczenie, że brał udział w akcji.
Pan Piotr zwrócił uwagę na fakt, że udzielający pomocy medyk był nietrzeźwy. - Nikt poza mną nie zareagował. Może dlatego, że w tym momencie najważniejsze było życie pacjenta. Zawiadomiłem policję - powiedział nam wczoraj.
Odbijał się od ścian
- Doktor był tak pijany, że idąc do pacjenta o mały włos nie wpadł na stojącą na szpitalnym korytarzu wagę - relacjonowali nam pacjenci oddziału, na którym doszło do tragicznego zdarzenia. - Szedł, zataczając się i odbijając raz od jednej, raz od drugiej ściany. Miał bardzo miękkie nogi, nie reagował na nasze krzyki.Mieliśmy wrażenie, że w ogóle do niego nie dociera to, co się dzieje - opowiadali zbulwersowani.
O zdarzeniu niechętnie mówił dr Marek Śliwiński, szef anestezjologów w szpitalu klinicznym przy ul. Poniatowskiego. - Poinformowałem dyrekcję, której przekazałem również oficjalne stanowisko w tej sprawie, oraz prof. Leszka Paradowskiego, rektora Akademii Medycznej. Nie mam nic więcej do powiedzenia - stwierdził Śliwiński.
Nie ma tłumaczenia!
Rektor Paradowski dowiedział się o zdarzeniu wczoraj rano, właśnie od Marka Śliwińskiego. - Jest mi przykro i wstyd. Nie ma wytłumaczenia dla takiego zachowania. Pacjent musi czuć się w szpitalu bezpiecznie - komentował prof. Paradowski. - Lekarz, będący pracownikiem Akademickiego Szpitala Klinicznego, został zawieszony w czynnościach. Powołaliśmy specjalną komisję podejmie dalsze kroki. Niezależnie od postępowania dyscyplinarnego Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. Rektor poinformował nas, że na polecenie prof. Rajmunda Adamiaka, ordynatora oddziału angiologii, przeprowadzona zostanie sekcja zwłok 76-letniego pacjenta.
Grozi mu więzienie
Sądowi biegli wydadzą opinię, czy nieudolnie prowadzona akcja reanimacyjna przez nietrzeźwego lekarza mogła zaważyć na śmierci pacjenta.
- Anestezjologowi prokurator zarzucił: “narażenie człowieka na bezpośrednie zagrożenie utraty życia albo ciężki uszczerbek na zdrowiu”. Grozi za to kara do 3 lat pozbawienia wolności - poinformowała Beata Tobiasz. Jeżeli jednak okaże się, że lekarz nieumyślnie spowodował śmierć pacjenta, może trafić za kratki nawet na pięć lat. Po przesłuchaniu medyk opuścił areszt za kaucją - 10 tys. zł.
Sąd lekarski
Andrzej Wojnar, szef Dolnośląskiej Izby Lekarskiej:
- Jeżeli fakty się potwierdzą, w grę wejdą przepisy kodeksu karnego oraz kodeksu etyki lekarskiej. Lekarz podlega jurysdykcji szpitala, w którym pracuje. Specjalna komisja zbada, czy istnieje związek przyczynowy pomiędzy stanem lekarza a śmiercią reanimowanego mężczyzny. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej, działający przy Dolnośląskiej Izbie Lekarskiej, może podjąć postępowanie na podstawie pisemnego zawiadomienia, skargi, wniosku albo bazując na informacjach mediów. Duże znaczenie będą miały dokumenty policji, prokuratury, zeznania świadków, historia choroby pacjenta a także badania krwi lekarza. Sprawą zajmą się biegli. Następnie rzecznik może umorzyć sprawę, bądź skierować ją do sądu lekarskiego.
Maria Bartoszko