Wiceszef BOR‑u ostro o gen. Janickim
Zaniechania wskazane przez biegłych to już nie są błędy, ale odstąpienie od statutowych zadań BOR-u. Nasuwają one podejrzenie, że ktoś nakazał gen. Marianowi Janickiemu, by zlekceważył wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu – uważa płk Tomasz Grudziński, były zastępca szefa BOR-u.
08.02.2012 | aktual.: 08.02.2012 07:02
Potwierdzone przez prokuraturę i NIK uchybienia BOR-u w Smoleńsku to nie drobne potknięcia czy tragiczny w skutkach zbieg okoliczności, ale cała seria skandalicznych decyzji. – Gdy przeczytałem, co ustalili biegli, trudno mi było w to uwierzyć. Wygląda to tak, jakby na szczytach władzy w BOR-ze były same wakaty i nikt tam nie zajmował się ochroną – mówi płk Grudziński.
Nad delegacją czuwali szef Biura gen. Marian Janicki oraz jego zastępca płk Paweł Bielawny, który – jak potwierdziła nam Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga – ma się w czwartek stawić w prokuraturze w roli podejrzanego.
BOR jednak nie chce komentować sprawy. – Do czasu zapoznania się Biura Ochrony Rządu z oficjalnym stanowiskiem prokuratury nie komentuje ono doniesień prasowych w tej sprawie – powiedział nam mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR-u.
Zdaniem naszych rozmówców, by tak się stało, przede wszystkim rozliczony powinien zostać dowódca BOR-u gen. Janicki. – Z listy zarzutów, które w ogromnej mierze pokrywają się z tym, co opublikowaliśmy w „Białej księdze”, jasno wynika, że przed prokuratorem powinien stanąć nie tylko płk Paweł Bielawny, lecz także jego szef – uważa poseł Antoni Macierewicz (PiS), przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M.
Zdaniem płk. Tomasza Grudzińskiego 10 kwietnia 2010 r. generał złamał ustawę o BOR-ze. – Za ochronę prezydenta i premiera zawsze osobistą odpowiedzialność ponosi szef Biura. To jego święty obowiązek – mówi. – Dlatego gen. Marian Janicki już 10 kwietnia 2010 r. powinien się podać do dymisji, a prokuratura – przyjrzeć się jego motywom. Skala zaniedbań każe zadać pytanie, czy nie były one celowe – dodaje do tego poseł Macierewicz.
– Coś się w sprawie ruszyło, ale niepokojące jest, że zestawia się ze sobą wizyty zarówno premiera 7 kwietnia, jak i prezydenta 10 kwietnia 2010 r., mówiąc o tych samych uchybieniach. To propagandowe działanie – „zobaczcie, premier też mógł zginąć”. 7 kwietnia lotnisko było zupełnie inaczej przygotowane, bo wtedy lądował na nim także premier Rosji Władimir Putin – mówi poseł Marcin Mastalerek (PiS). – Połączenie oceny tych dwóch wizyt – to moje prywatne zdanie – jest działaniem politycznym, czy też pod wpływem nacisku politycznego, po to, żeby spłaszczyć problem – uważa również płk Tomasz Grudziński.
– Prezydent, premier, minister obrony narodowej, kiedy decydowali o tym, by awansować panów Janickiego i Bielawnego, byli świadomi tych uchybień, o których poinformowała prokuratura – mówi poseł Macierewicz.