Wiceprezydent Iraku: wyprowadźcie siły koalicji z Nadżafu
Wiceprezydent Iraku Ibrahim
al-Dżafari wezwał kierowane przez USA siły koalicji do opuszczenia
świętego miasta szyitów, Nadżafu - podała katarska
stacja telewizyjna Al-Dżazira.
11.08.2004 | aktual.: 11.08.2004 10:57
Od zeszłego tygodnia amerykańska piechota morska walczy w Nadżafie z bojówkami Armii Mahdiego, milicji radykalnego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra.
Sadryści ostrzeliwali z moździerzy Amerykanów na terenie ogromnego cmentarza szyickiego w pobliżu meczetu imama Alego, nad miastem latały amerykańskie odrzutowce, a policja iracka przecięła miasto na dwie części gęstą linią posterunków.
Do starć dochodzi także w innych miastach Iraku. Irackie Ministerstwo Zdrowia podało, że w walkach w całym kraju poza Nadżafem zginęło w ciągu minionych 24 godzin co najmniej 30 osób, a 219 odniosło rany. Większość stanowią cywile.
Wzywam wielonarodowe siły, by opuściły Nadżaf i by na miejscu pozostały jedynie siły irackie. Irakijczycy mogą sami zarządzać Nadżafem i położyć kres temu nieszczęściu, jakim jest fala przemocy w tym świętym dla wszystkich muzułmanów mieście - powiedział al-Dżafari.
Wiceprezydent w sobotę, w dwa dni po wybuchu walk w Nadżafie, krytykował postępowanie dowództwa USA jako "nieusprawiedliwione". Myślę, że zabijanie obywateli irackich nie jest cywilizowaną drogą do zbudowania nowego Iraku - powiedział w wywiadzie dla BBC
Dżafari powiedział, że tymczasowy rząd Iraku powinien zadbać, aby "mosty polityczne", umożliwiające mu kontakt z Sadrem i jego zwolennikami, "pozostały otwarte". Dodał jednak, że jeśli Sadr odrzuci apele o zgodę i będzie kontynuował walkę, rząd powinien użyć środków "nadzwyczajnych".
Amerykańska piechota morska interweniowała w Nadżafie na prośbę irackiego gubernatora prowincji, gdy sadryści zaatakowali komisariat policji w mieście.
W Nadżafie był premier Iraku Ijad Alawi w towarzystwie ministrów obrony i spraw wewnętrznych. Alawi złożył podczas wizyty twarde oświadczenie, w którym wykluczył możliwość rozejmu z bojówkami Armii Mahdiego, milicji Sadra, i wezwał je, by natychmiast opuściły Nadżaf.
Dzień wcześniej Alawi był bardziej pojednawczy i apelował do Sadra, by zajął się przygotowaniami do udziału w zapowiedzianych na styczeń wyborach powszechnych.
Alawi już od pewnego czasu stara się wciągnąć Sadra do procesu przeobrażeń politycznych, ale według sadrystów proponuje mu zbyt skromną rolę.
Premier namawiał Sadra, aby wysłał swoich przedstawicieli na konferencję tysiąca polityków, działaczy i innych osobistości z całego kraju, która ma zebrać się w najbliższą niedzielę i wyłonić 100-osobową tymczasową "radę narodową", namiastkę parlamentu. Jednak sadryści twierdzą, że Alawi godził się dopuścić na konferencję tylko trzech delegatów ich ruchu, co zainteresowani uznali za reprezentację "żałośnie" niewystarczającą.
31-letni przywódca Armii Mahdiego, którego antyamerykańska retoryka przemawia do szyickiej biedoty, oznajmił, że będzie stawiać opór "do ostatniej kropli krwi" i nigdy nie opuści Nadżafu, swego rodzinnego miasta. Jednak, jak podała telewizja CNN, Sadr wydał oświadczenie, w którym zapewnia, że z zadowoleniem przyjąłby pomoc ONZ w rozwiązaniu kryzysu.
Nie mam nic przeciwko współdziałaniu (z Narodami Zjednoczonymi) - głosi oświadczenie Muktady. - Mamy nadzieję, że taka interwencja w tych ciężkich czasach pomogłaby ustanowić pokój i położyć kres wojnom i okupacji.
Sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, apelując o przerwanie walk w Nadżafie, powiedział, że Narody Zjednoczone są gotowe wziąć na siebie w Iraku także rolę strony "ułatwiającej (rozwiązanie) obecnego kryzysu".