Wesołe jest życie staruszka?
Pozostało ci jeszcze sporo lat do emerytury? To znaczy, że musisz jak najszybciej zadbać o to, by na starość mieć za co żyć.
10.03.2006 | aktual.: 10.03.2006 06:44
Dawniej było tak, że wysokość emerytury zależała od wysokości naszych ostatnich zarobków, a nie od sumy przekazywanych do ZUS składek emerytalnych. Żeby wypracować wysoką emeryturę, nie trzeba było więc oszczędzać, tylko starać się na przykład o dodatkową pracę. – Wiele osób nie rozumie, że zasady się zmieniły. Im szybciej zainteresujemy się naszą przyszłą emeryturą, tym większe mamy szanse, by była ona odpowiednio wysoka – mówi Piotr Jędrysik, doradca finansowy z Katowic.
Trzeba patrzeć na ręce
– Nieraz mi się zdarzało, że słyszałem od klienta o przychodzących do niego pismach z rzędami cyfr. Ponieważ ZUS nie wzywał go jednak, że ma coś wyjaśnić, więc wyrzucał te pisma. Za bardzo przyzwyczailiśmy się, że nic od nas nie zależy. Urząd wyliczył, urząd informuje. Koniec, kropka. A tymczasem wszystko trzeba sprawdzać – opowiada Piotr Jędrysik.
ZUS informuje nas, jakie składki zakład pracy przysłał na nasze konto. Wyszczególnione są miesiące i wysokość składki. Jeżeli brakuje jakiegoś miesiąca albo składka jest śmiesznie niska (np. 10 zł) – musimy interweniować. I nie czekajmy, że ZUS nas do tego wezwie. To nasze pieniądze i nasz interes.
Interwencję zawsze zaczynamy od płatnika składek, czyli naszego zakładu pracy. W księgowości sprawdzą, czy składka została wysłana. Może się zdarzyć, że zaksięgowano ją w innym miesiącu albo ktoś popełnił błąd, wypełniając formularz. Jeśli mamy zaufanie do naszego pracodawcy, sprawę możemy uznać za załatwioną. Jeśli nie – nie musimy narażać się szefowi, robiąc mu osobiście awanturę. O zaległe składki upomni się za nas ZUS. Musimy tylko wystąpić o to pisemnie.
– To podstawowa zasada w kontaktach ze wszystkimi urzędami. Nic nie załatwiamy „na gębę”. Wszystko na piśmie, najlepiej z potwierdzeniem, że pismo wpłynęło – przestrzega Piotr Jędrysik.
Odpowiedni wzór pisma można znaleźć w każdym inspektoracie ZUS. Takie samo pismo z prośbą o wyjaśnienie piszemy wtedy, kiedy jesteśmy przekonani, że wina leży po stronie ZUS. Szczególnie często zdarza się to osobom korzystającym z tzw. drugiego filaru reformy emerytalnej, czyli Otwartych Funduszy Emerytalnych. – Obecnie przekazujemy te pieniądze na bieżąco, ale rzeczywiście są zaległości sprzed kilku lat. Wszystko ma zostać uregulowane do 2007 roku, a odsetki za opóźnienia zapłaci Skarb Państwa – wyjaśniają w ZUS. – Bardzo często w pismach z zaległymi składkami przekazywanymi z ZUS-u do OFE brakuje składek z kilku miesięcy. Nie trzeba wpadać w panikę, te pieniądze mogą spłynąć później, ale warto wysłać pismo do ZUS z prośbą o wyjaśnienie – radzi Piotr Jędrysik. Wzór takiego pisma można znaleźć w internecie (http://www.zus.pl/niusy/wzorpisma.doc). Pierwszy filar, czyli zmurszały gmach socjalizmu
Reforma emerytalna z 1999 roku wprowadziła tzw. trzy filary naszego oszczędzania. Pierwszy, obowiązkowy – to Państwowy Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Drugi – obowiązkowy dla młodszych, dobrowolny dla starszych – to Otwarte Fundusze Emerytalne, na które część naszych składek przelewa ZUS. Trzeci – nieobowiązkowy, to dodatkowe oszczędzanie według indywidualnych umów z firmami ubezpieczeniowymi. Teoretycznie wszystkie te filary mają pomnażać nasze pieniądze. W praktyce okazuje się jednak, że robią to z bardzo różnym skutkiem. Państwowy moloch, czyli ZUS, jest znacznie mniej wydajny niż prywatne fundusze. Mimo że jego budynki są nowoczesne i piękne, to jego działanie przypomina zmurszały gmach socjalizmu. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu wynika to z błędów w zarządzaniu. Kilka lat temu ZUS omal nie zbankrutował, bo na jego czele stanęła osoba niekompetentna, ale za to… związana z rządzącą wówczas partią. Ważniejsze wydaje się jednak co innego. Nasze pieniądze w ZUS są waloryzowane o zaledwie 0,75 wskaźnika
wzrostu płac. Oznacza to, że jeśli państwo obraca naszymi pieniędzmi, to zysk z tych operacji nie wpływa na nasze konto, lecz łata dziury w budżecie. My zaś mamy z tego bardzo niewiele. Oszczędzając te same pieniądze w funduszach emerytalnych, uzyskujemy kilka razy wyższe odsetki. Szokujące zestawienie wyliczenia przyszłej emerytury ukazało się niedawno w tygodniku „Wprost”. Porównano tam wysokość emerytury kogoś, kto oszczędza w obowiązkowych filarach z kimś, kto ma takie same zarobki, ale powierza swą składkę prywatnemu funduszowi. Okazuje się, że gdybyśmy nie musieli oszczędzać w obowiązkowych filarach, tylko przekazywali naszą składkę prywatnym funduszom, wypracowalibyśmy sobie trzy razy wyższą emeryturę! Problem polega na tym, że z usług ZUS nie możemy zrezygnować.
Widmo katastrofy
„Państwo powinno uświadomić ubezpieczonym, że emerytura z dwóch obowiązkowych filarów starczy przyszłym emerytom zapewne tylko na zaspokojenie podstawowych potrzeb” – ten cytat z raportu Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych brzmi dość szokująco. Sformułowanie to jest jednak i tak dość łagodne dla wszystkich, którzy rozumieją zagrożenia, jakie czyhają na obecny system emerytalny.
Do tej pory było tak, że każdy pracował na emeryturę nie dla siebie, ale dla rówieśników swoich rodziców i dziadków. Państwo zabierało część naszych zarobków, by wypłacać emerytury poprzedniemu pokoleniu. Ten system mógł funkcjonować, kiedy rodziło się więcej albo przynajmniej tyle samo ludzi, co umierało. Od 20 lat w Polsce rodzi się jednak z roku na rok coraz mniej dzieci. Zdaniem demografów, w roku 2030 będzie nas o trzy miliony mniej niż teraz, w tym połowa to będą ludzie po pięćdziesiątce. Postęp w medycynie wydłuża bowiem średnią długość życia i stajemy się społeczeństwem ludzi starych. Na wypłaty emerytur może wówczas po prostu zabraknąć pieniędzy. Trzeci filar, czyli gdzie moja składka?
Co więc można zrobić? – Kilka lat temu dobrym wyjściem było oszczędzanie na lokatach bankowych. Niestety, teraz są one bardzo nisko oprocentowane i nie ma szans, by to się zmieniło. Najlepszym wyjściem są fundusze emerytalne – informuje Piotr Jędrysik. Niestety, zawierając umowę, trzeba bardzo uważać i dokładnie zapoznać się z warunkami. Kiedy wprowadzano tzw. trzeci filar, wiele firm korzystało z niewiedzy i małego doświadczenia klientów. Na przykład umowy były tak konstruowane, że tylko niewielka część wpłaty klienta była przeznaczona na jego przyszłą emeryturę. – Kiedyś jeden pan przekonywał mnie, że nie zmieni firmy, w której oszczędza, bo wpłacił już tam mnóstwo pieniędzy i nie chce, żeby się zmarnowały. Był załamany, gdy uświadomiłem mu, że więcej niż połowa jego wpłat to było ubezpieczenie, a nie składka emerytalna. Te pieniądze po prostu przepadły – opowiada Piotr Jędrysik.
Niestety, wybieranie firmy, której powierzamy nasze pieniądze nie jest sprawą łatwą. Uprzejmi i eleganccy pracownicy przekonują nas, że ich firma jest najlepsza ze wszystkich. Jak odróżnić, co będzie lepsze dla nas? – Jedyne co mogę poradzić, to zwracać uwagę, jaką działalność prowadzi firma. Im źródeł dochodów jest więcej, tym lepiej, nie tylko dlatego, że bankructwo takiej firmy jest mniej prawdopodobne. Jeśli ktoś zajmuje się na przykład wyłącznie doradzaniem w przerzucaniu pieniędzy z jednego funduszu do drugiego, to znaczy, że musi wyłącznie z tego doradzania się utrzymać. Jeśli firma prowadzi szerszą działalność, to może nawet pewne usługi wykonywać taniej, licząc że zarobi, wiążąc ze sobą klienta na dłużej – radzi Piotr Jędrysik.
Ryzyko albo bieda?
Tak czy inaczej ryzykujemy zawsze. Inwestycje w fundusze emerytalne były jednak do tej pory w dłuższym okresie czasu zawsze zyskowne, nawet w najgorszych z tych firm. Specjaliści zapewniają, że tak będzie jeszcze co najmniej przez kilkanaście lat. Gwarancji nikt nam wprawdzie nie da, ale bank, w którym mamy lokatę, też może przecież zbankrutować. Warto więc zapewne zaryzykować, bo jeśli tego nie zrobimy, może nam na starość grozić bieda. A tak może kiedyś będziemy mogli zaśpiewać sobie „Wesołe jest życie staruszka”...
Leszek Śliwa