Wenezuela chce ogrzać polskich biedaków
Polska może zostać włączona do programu
polegającego na sprzedaży biednym rodzinom oleju opałowego o 40%taniej od ceny rynkowej - ujawnia "Życiu Warszawy"
wenezuelski dyplomata.
22.05.2006 | aktual.: 22.05.2006 07:13
Prezydent Wenezueli Hugo Chavez Frias od dawna atakuje administrację prezydenta USA George'a Busha za promowanie agresywnego kapitalizmu, imperialistyczną politykę zagraniczną i pozostawienie biednych - w USA i w innych krajach - samym sobie. Żeby dopiec Bushowi i pokazać, że nie jest wrogiem narodu amerykańskiego, a jedynie jego przywódcy, w sierpniu ubiegłego roku zgłosił ofertę dostarczania taniego oleju opałowego dla ubogich w Stanach Zjednoczonych.
Jako pierwszy umowę z rządem Wenezueli podpisał stan Massachusetts, a później jego śladem poszły kolejne. W rezultacie ubiegłej zimy najbiedniejsi mieszkańcy Bostonu i kilku innych miast Wschodniego Wybrzeża mogli kupować olej opałowy po cenie 40 proc. niższej niż rynkowa.
Zachęcony sukcesem Chavez postanowił zareklamować się także w Europie. Podczas zakończonego przed tygodniem IV Szczytu Unia Europejska - Ameryka Łacińska w Wiedniu wenezuelski prezydent zapowiedział, że w czasie nadchodzącej zimy będzie sprzedawał tani olej opałowy także Europejczykom. Chcę zaoferować wsparcie ludziom, którzy nie mają pieniędzy na ogrzewanie - mówił.
Czy na taką pomoc może liczyć również Polska? Nasz prezydent zaproponował rozszerzenie programu, polegającego na sprzedaży oleju opałowego o 40% taniej od ceny rynkowej, na wszystkie kraje europejskie, którym taka pomoc jest potrzebna. Czy w Polsce mieszkają ludzie biedni? W zależności od odpowiedzi na to pytanie i stanu faktycznego Polska zostanie lub nie włączona do tego programu - mówi ambasador Wenezueli w Warszawie Franklin Gonzalez.
Wszelkie akcje, których celem jest wsparcie ludzi biednych, zasługują na aprobatę. Należy jednak z rezerwą podchodzić do tych, które służyć mają jedynie celom politycznym czy też demagogii - mówi "Życiu Warszawy" prezes Krajowej Izby Gospodarczej Andrzej Arendarski. (PAP)