Wenders: istota kina to opowiadanie historii
Wim Wenders, gość honorowy rozpoczętego Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego, powiedział, że w świecie współczesnego kina czuje się "dinozaurem upierającym się przy opowiadaniu historii". Na warszawski festiwalu prezentowane będą dwa jego nowe filmy: "Nie wracaj w te strony" i "Kraina obfitości".
07.10.2005 | aktual.: 07.10.2005 18:56
Mam wrażenie, że w morzu nowych filmów, które co roku wylewa się na ekrany kin, coraz mniej jest tego, co dla mnie stanowi istotę kina: opowiadania własnych historii. Te wykorzystujące najnowsze zdobycze techniki filmy są albo ekranizacjami powieści, albo powstają wedle schematów scenariuszowych, które, zdaniem producentów sprawdziły się, i mogą przynieść zysk. Czuję się więc dość osamotniony jako reżyser upierający się przy własnych opowieściach - tłumaczył Wenders na konferencji prasowej w Warszawie.
Film "Nie wracaj w te strony" otworzył warszawski festiwal. Bohater filmu - podstarzały gwiazdor westernów - stara się nie przyjmować do wiadomości, że przekroczył pięćdziesiątkę. Przeżywa szok gdy nadmiar używek i narkotyków niemal doprowadza go do śmierci. Ucieka z planu filmowego i postanawia odszukać swojego syna, którym nigdy wcześniej nie interesował się, nawet nie starał się go zobaczyć.
Syn nie czeka jednak na nieznanego ojca z otwartymi ramionami. Odmawia przyjęcia go do rodziny. Byłemu gwiazdorowi westernów po raz pierwszy przychodzi do głowy, że goniąc za rozrywkami przegapił coś ważnego. To film o takim momencie w życiu człowieka, gdy zaczyna się on zastanawiać nad upływem czasu, nieuchronnością śmierci. To film o magii ojcostwa - opowiadał reżyser.
Wim Wenders, niemiecki reżyser i prezes Europejskiej Akademii Filmowej przyznającej Europejskie Nagrody Filmowe, swoje najbardziej cenione filmy nakręcił w Ameryce. W "Nie wracaj w te strony", tak jak w innych filmach Wendersa, ważną rolę gra amerykański krajobraz. Nigdzie na świecie nie ma takich pustych autostrad ciągnących się wśród oszałamiająco pięknych pustkowi, nigdzie nie ma tak wyrazistych chmur jak w Ameryce - mówił Wenders.
Część plenerów do "Nie wracaj w te strony" powstała w Missisipi, niektóre sceny kręcone były w Nowym Orleanie. Missisipi to jeden z najpiękniejszych, ale i najbiedniejszych stanów. Tragedia spowodowana huraganem Katrina była tym bardziej przerażająca, że można jej było uniknąć. Mam wrażenie, że dopiero w ostatnim miesiącu do Amerykanów zaczyna docierać, że w ich kraju są rejony biedy, co jest oczywiste dla każdego przejeżdżającego przez Stany Europejczyka - opowiadał Wenders.
Tak bardzo jestem zakochany w Ameryce, że daje mi to prawo do krytyki. Taka właśnie jest wymowa "Krainy obfitości" - pierwszego mojego filmu, w którym odważyłem się przedstawić mniej poetycki, a bardziej realistyczny obraz Ameryki. Uważam, że Amerykanie nie wykorzystali szansy, jaką im dały dziesięciolecia względnego spokoju i dostatku - ocenił Wenders.
"Kraina obfitości" to skromna produkcja, nakręcona kamerą cyfrową, wymyślona i zrealizowana w 40 dni. Budżet filmu wynosił pół miliona dolarów. Dla porównania - "Nie wracaj w te strony" kosztował 11 mln dolarów. Oba te filmy są mi jednak bardzo bliskie. Podczas kręcenia obu miałem wrażenie, że chodzę po chmurach, że dotykam czegoś nowego w mojej twórczości. Może dlatego, że przy kręceniu obu tych filmów czułem się naprawdę niezależny, zrobiłem je dokładnie tak, jak chciałem - zaznaczył reżyser.