Wdowa po postrzelonym Nigeryjczyku: słyszę, że się puściłam. Krzyczą: uwaga, Murzyny idą!
Monika Pacak-Itoya, wdowa po Nigeryjczyku z polskim paszportem, który dwa lata temu zginął na Stadionie Dziesięciolecia postrzelony przez policjanta, opowiedziała na antenie Polskiego Radia o przypadkach rasizmu wobec niej i jej dzieci, których doświadcza w Polsce.
- Zdarza mi się, że kiedy idę z dziećmi na spacer albo do sklepu, słyszę że się "puściłam z tym i tym", że powinnam wracać do Nigerii. Kiedyś motorniczy w tramwaju powiedział mi, że nie chciałbym mieć córki, która się puściła. Kiedy mój mąż żył, został zaatakowany, najpierw słownie, a potem zaczęli go bić. Policja przyjechała bardzo późno, a nam pomogli dwunastolatkowie - powiedziała Monika Itoya. - Nie jest to systematyczna akcja, nie każdy ma takie dziwne odzywki, ale to się zdarza - dodała.
Opisała również, z jakimi zachowaniami spotykają się jej dzieci. - Mój syn wczoraj usłyszał od starszej pani, że jest czarny. To było powiedziane takim tonem, jakby to było przestępstwo. Mój syn nie zrozumiał o co tej pani chodzi i odpowiedział, że przecież się umył. On jest mały, więc nie zrozumiał. Starsza córka rozumie, ale nie reaguje, boi się odpowiedzieć - opisuje przypadki kobieta.
W czasie rozmowy na temat źródeł polskiego rasizmu przytoczyła sytuację, w której wracając ze szkoły została zaatakowana słownie przez dzieci, które "zaczęły krzyczeć "Uwaga, Murzyny idą!" i "Uwaga, bo was zjedzą!". Zdaniem Itoy, "oni skądś to musieli wziąć, pewnie nasłuchali się od rodziców."
Monika Itoy powiedziała, że jej dzieci nie pytają o przyczyny agresji. - Zamykają się i nie chcą na ten temat rozmawiać - mówiła.
Dodała, że pojawiają się również wyrazy sympatii, choć one również bywają męczące. - Pokazywanie palcem, że dziecko ma inny kolor skóry jest uświadamianiem im, że są inni - wyjaśniała.