Wdowa po pilocie, który zginął w katastrofie MIG‑29, upomina ministra. "Oczekuję spełnienia obietnic"

- Nie powinno być tak, że zostałam sama. Dlaczego moje dzieci są gorsze od dzieci rodzin, które zginęły pod Smoleńskiem? - pyta w rozmowie z Onetem Marlena Sobańska, wdowa po kapitanie Krzysztofie Sobańskim, który zginął, pilotując myśliwiec MiG-29. Zarzuca MON, że mimo zapewnień, nie otrzymała żadnej pomocy.

Wdowa po pilocie, który zginął w katastrofie MIG-29, upomina ministra. "Oczekuję spełnienia obietnic"
Źródło zdjęć: © East News | Stanisław Bielski/REPORTER
Anna Kozińska

Jej mąż zginął w nocy 6 lipca 2018 r. pod Pasłękiem w katastrofie myśliwca MIG-29. Marlena Sobańska w rozmowie z Onetem mówi o niespełnionej obietnicy szefa MON. Mariusz Błaszczak i najważniejsi dowódcy polskiej armii na pogrzebie pilota zapewnili, że jego najbliższa rodzina zostanie objęta opieką państwa. Kobieta twierdzi, że tak się nie stało.

Resort utrzymuje z kolei, że "wdowę i rodzinę otoczono kompleksową opieką i wsparciem”, otrzymali pomoc "w zrealizowaniu formalności" i "niezbędne informacje dotyczące przysługujących jej należności”. Pokryto też koszty pogrzebu.

Wdowa po pilocie mówi, że "nie wie, jak jej wojsko pomogło". - Uważam, że udał im się tylko pogrzeb. Był naprawdę piękny. Poza pogrzebem nic im nie wyszło, bo nic nie robili - podkreśla. Jak mówi, kilka dni po pogrzebie sama poszła do bazy, by zapytać, co jej się należy. "Odszkodowanie, odprawa pośmiertna i mieszkaniowa" - usłyszała.

"Zdarzył się cud"

Przyznaje, że dostała zapomogę od ministra obrony w wysokości ok. 19 tys. 600 zł minus podatek. To pokryło niecałe 10 proc. kredytu mieszkaniowego. Jak dodaje Sobańska, w dniu, kiedy dowiedziała się o śmierci męża, przyjechała do jej domu psycholog z jednostki.

- To osoba w podeszłym wieku. Uważam, że powinna być na emeryturze, chyba jednak w wojsku brakuje psychologów, dlatego nadal jest zatrudniona. W niczym mi jednak nie pomogła. Dzieciom informację, że ich tata zginął, przekazałam sama i do tej pory nie było u nas psychologa dziecięcego. Nikogo nie obchodzi, co się z nami dzieje. Nie chciałam z tą panią rozmawiać, bo nie wzbudziła mojego zaufania. Po pogrzebie ta sama pani psycholog z jednostki zaproponowała mi wyjazd do sanatorium. Dwa tygodnie po śmierci męża! Po dwóch tygodniach miałam wyjechać z dziećmi do sanatorium i zachowywać się jakby nic się nie stało - zaznacza Sobańska.

"Cudem" Sobańska nazywa telefon od przedstawicielki PZU, która zapewniła, że wypłacone zostanie pełne odszkodowanie. - Sprawa z PZU ciągnęła się jednak miesiącami. Na początku powiedziano mi, że potrzebują zaświadczenia, że mąż był trzeźwy i nie był pod wpływem środków odurzających. Mąż zginął 6 lipca, a ja takie zaświadczenie dostałam dopiero 4 grudnia. Potem usłyszałam: "Pani Marleno, nie możemy pani wypłacić odszkodowania, ponieważ potrzebujemy dokumentu, że mąż nie popełnił samobójstwa". Gdy to usłyszałam, poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz - tłumaczy.

"Oczekuję spełnienia obietnic"

Do dziś nie opublikowano raportu z katastrofy. Sobańska twierdzi, że wszystkiego co wie, dowiedziała się z mediów. - Nikt mi nie powiedział, co tak naprawdę się stało. Nie zdają sobie sprawy, jak nas krzywdzą psychicznie - podkreśla. I zapewnia, że nikt z MON się z nią nie kontaktował.

Wdowa zaznacza, że "dziś - po wielomiesięcznej, bardzo trudnej dla mnie szarpaninie - oczekuje od ministra spełnienia obietnic". - Nie powinno być tak, że zostałam sama. Dlaczego moje dzieci są gorsze od dzieci rodzin, które zginęły pod Smoleńskiem? Mój mąż też zginął w katastrofie. Dlaczego one nie mają mieć zapewnionej przyszłości? Dlaczego za piętnaście lat będę musiała im powiedzieć, że nie mogą pójść na wymarzone studia, bo mnie na to nie będzie stać? Chociażbym stanęła na głowie, nie jestem w stanie im tego zapewnić - powiedziała.

Okazuje się, że podczas transportu ciała kapitana Sobańskiego na sekcję zwłok obrączka została skradziona.

Źródło: Onet

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (265)