ŚwiatWaszyngton i Nowy Jork w antyterrorystycznej "gorączce"

Waszyngton i Nowy Jork w antyterrorystycznej "gorączce"


Nowy Jork i Waszyngton, dwa miasta wschodniego wybrzeża USA zaatakowane przez terrorystów 11 września 2001 roku żyły w mijającym tygodniu przygotowaniami do odparcia ewentualnego kolejnego ataku.

14.02.2003 17:50

Ulice stolicy USA przypominały chwilami miasto w czasie stanu wyjątkowego. Rzucały się w oczy patrole policyjne w metrze, koło ważniejszych budynków rządowych i najważniejszych pomników. Nad miastem krążyły helikoptery i samoloty.

Na promenadzie pod Kapitolem i w kluczowych punktach na obrzeżach Waszyngtonu ustawiono wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Radary wczesnego ostrzegania monitorowały niebo.

Po ostrzeżeniach rządu o zagrożeniu ze strony al-Qaedy i zaleceniach, jak zabezpieczyć się na wypadek zamachu, z półek sklepowych powoli znikały taśmy klejące, plastikowe płachty, konserwy, pojemniki z wodą, latarki i baterie do aparatów radiowych, by w razie zamachu móc odbierać komunikaty władz.

Władze oświatowe przygotowały plany przygotowania schronów dla dzieci i wyposażenia ich w żywność, wodę i lekarstwa. Dyrektorzy szkół poinformowali rodziców, że w wypadku ataku chemicznego mogą nie być w stanie odebrać dzieci po lekcjach, gdyż szkoły będą zamknięte i nie będą nikogo wpuszczać.

Magistrat ogłosił plan ewakuacji ludności 14 wyznaczonymi do tego celu głównymi drogami wyjazdowymi z miasta. Właścicielom posesji polecono zorganizowanie schronów dla mieszkańców. Policja kontrolowała podejrzane ciężarówki wjeżdżające do Waszyngtonu.

Na zebraniach z dyrekcjami firm poradzono im, aby nie rozpowszechniali w Internecie planów swoich pomieszczeń i uważali na ewentualnych szpiegów terrorystów wśród własnego personelu.

W Nowym Jorku uzbrojone patrole pilnowały najważniejsze punkty strategiczne, jak mosty, tunele pod rzeką Hudson - w przeszłości cel nieudanego, na szczęście, zamachu terrorystycznego - i szczególnie istotne dla metropolii obiekty, jak giełda na Wall Street.

Największą uwagę zwrócono na metro, gdzie od czasu zamachu w Tokio w 1995 r. władze obawiają się ataku gazowego. Policja obstawiła wjazdy do wszystkich 16 tuneli kolejki podziemnej i patroluje stacje. Policji pomaga ponad 100 żołnierzy stanowej Gwardii Narodowej.

Po ostrzeżeniach na ten temat i pojawieniu się patroli policyjnych pod ziemią, niektóre stacje niemal opustoszały - ludzie woleli podróżować dłużej, ale bezpieczniej, autobusami lub samochodami.

Tylko burmistrz Michael Bloomberg demonstracyjnie oświadczył, że będzie nadal, jak to ma w zwyczaju, jeździł do pracy kolejką podziemną, ponieważ "jest to szybkie i bezpieczne". Burmistrz zaapelował do nowojorczyków, aby "nadal spokojnie zajmowali się swoimi sprawami".

W szpitalach w Nowym Jorku lekarze naradzali się nad sposobami leczenia ofiar ewentualnego ataku chemicznego i biologicznego. Szpitalom dostarczono odtrutki na gaz cyjanowodór i gazy paraliżujące.

Poza wschodnim wybrzeżem, w miastach w głębi USA, nie widać oznak podobnej mobilizacji ani sygnałów paniki. Ich mieszkańcy żartują sobie nawet z waszyngtończyków i zaleceń tamtejszych władz.

Szyderstwa wywołały zwłaszcza rady, by "wydzielić osobny pokój w domu" i izolować się w nim w razie ataku. Słychać nawet, że "palanci w Waszyngtonie próbują wszystkich przestraszyć". (an)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)