Wassermann skarży Miodowicza
Koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann złożył zawiadomienie do prokuratury, które wskazuje na podejrzenie popełnienia przestępstwa polegającego na przekroczeniu uprawnień przez szefa kontrwywiadu UOP Konstantego Miodowicza w latach 90. - poinformował minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
18.10.2006 | aktual.: 18.10.2006 16:11
Według Ziobry, Miodowicz miał przekroczyć swoje uprawnienia, dekretując polecenie działań operacyjnych na piśmie (...), działań operacyjnych, które miały być nakierowane i nastawione na rozpracowanie środowisk prawicowych.
Sprawa dotyczy notatki z 17 lipca 1995 r. od agenta umiejscowionego - według Wassermanna - w środowisku dziennikarskim i politycznym. Notatka ta, według Wassermanna, została odtajniona.
Agent informuje w niej, że 13 i 14 lipca spotkał się z nieujawnioną osobą, od której dowiedział się, że redakcja zagraniczna PAP zwróciła uwagę, iż w przeddzień wizyty w Polsce kanclerza Niemiec Helmuta Kohla, rosyjska gazeta "Komsomolskaja Prawda" zamieściła artykuł, w którym poinformowała, iż tajne służby planują terror polityczny w Rosji.
W doniesieniu agenta mowa jest też m.in. o powstającej specgrupie oficerów GRU, planującej akcję, której pierwszą ofiarą miał być ówczesny premier Rosji Wiktor Czernomyrdin i "związani z nim finansiści", że ta specgrupa przez media ma przekonać społeczeństwo rosyjskie o zagrożeniach płynących z Zachodu - narkomanii, zbliżeniu granicy NATO, tajnych planach zachodnich służb specjalnych.
Na tej informacji widnieje odręczna dekretacja przypisywana Miodowiczowi: "Proszę ponownie ustawić źródło na kierunek rozpoznań wewnątrzkrajowych, w szczególności środowisk prawicowych. W tym kontekście opinie akredytowanych w RP dziennikarzy (korespondentów etc.) - aczkolwiek interesujące - należy uznać za drugoplanowe". Poniżej następuje podpis przypisywany Miodowiczowi i data 18 lipca 1995 r. Słowa od "ustawić" do "prawicowych" oraz pojedyncze słowo "interesujące" są w odręcznej adnotacji podkreślone.
Wassermann podkreślił, że na dokument natrafiono kilka miesięcy temu, analizując nierejestrowane sprawy rozpracowania operacyjnego. Odnosząc się do dekretacji Miodowicza, Wassermann uznał, że jest to polecenie służbowe, "a o tym się w służbie nie dyskutuje", które powodowało, że ktoś, kto prowadzi działalność w sposób przewidziany w ustawie, ma podjąć działania nieprzewidziane w ustawie, nakierowane na działalność partii prawicowych.
Pytani przez dziennikarzy o możliwość ujawnienia agentów ze sprawy inwigilacji partii, podobnie jak proponuje prezydent w odniesieniu do agentów WSI, którzy dopuścili się przestępstw, Ziobro podkreślał, że w obecnym stanie prawnym obowiązuje absolutny zakaz ujawniania danych o takich osobach. Być może - jeśli będzie parcie opinii publicznej i taka wola polityczna, to trzeba będzie pójść tą drogą - dodał Wassermann.
Według niego, dekretacja Miodowicza to nie jedyny odnaleziony zapis, który powinna zbadać prokuratura. W jego opinii, te i podobne działania służb, kierowane przeciw osobom, których jedyną winą jest posiadanie prawicowych poglądów, jest pogwałceniem konstytucyjnych uprawnień do wyrażania politycznych przekonań.
Z dekretacji wynika, że wydane polecenie nie dotyczy konkretnych osób i konkretnych przestępstw, ale "środowisk prawicowych". Gdyby potwierdziło się, że to dotyczy Miodowicza, to takie działanie miałoby charakter bezprawny - ocenił Ziobro.
Na wspólnej konferencji obu ministrów ujawniono, że prokuratura bada tę sprawę w śledztwie wszczętym w związku z uprawdopodobnieniem przestępstwa zakwalifikowanego z art. 231 par. 2 Kodeksu karnego, który przewiduje karę więzienia od roku do 10 lat dla funkcjonariusza publicznego, który przekraczając swe uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego i dopuszcza się tego czynu "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej". Ściganie tego przestępstwa przedawnia się po 15 latach, czyli w lipcu 2010 r. - powiedział Wassermann.
Minister-koordynator specsłużb przypomniał, że doniesienie b. szefa UOP Andrzeja Kapkowskiego z 1997 r. dotyczyło nie tylko Jana Lesiaka, ale także m.in. b. szefa UOP Jerzego Koniecznego i b. ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego. W śledztwie skoncentrowano się na materiale dowodowym z szafy Lesiaka, na tym poprzestano i to był błąd - mówił. Przypomniał, że sprawa miała potem swoją historię - na prokuratorów prowadzących śledztwo naciskano, by je umorzyli, co zakończyło się ich odejściem z prokuratury.
W poniedziałek prokurator krajowy Janusz Kaczmarek informował, że wpłynęło do niego zawiadomienie koordynatora ds. służb specjalnych i że doniesienie ma związek z nowymi aktami znalezionymi w archiwach ABW, a dotyczącymi inwigilacji prawicy.