Rodos płonie. Polacy są załamani. Nie mają bagaży
Na greckiej wyspie Rodos trwa walka z pożarami. Ogień przesuwa się w kierunku zabudowań, najtrudniejsza sytuacja jest obecnie w Laermie, gdzie płoną budynki. Turystów ewakuowano bez bagaży i porozmieszczano w hotelach lub salach gimnastycznych. - Warunki spartańskie. Dzieci spały na podłodze i krzesłach, ludzie spali na trawnikach i leżakach nad basenem - opowiada Wirtualnej Polsce turystka z Rodos.
23.07.2023 | aktual.: 23.07.2023 09:16
Od sześciu dni strażacy walczą z pożarem na Rodos. Ogień dalej się jednak rozprzestrzenia. Trudna sytuacja jest w turystycznych Kiotari i Jennadi, na południowym wschodzie wyspy, skąd ewakuowano wiele osób. Największy dramat jest jednak w wiosce Laerma w centrum wyspy, tam ogień dotarł do domów i kościoła.
W związku z pożarami ewakuowano kilka tysięcy osób, ale wciąż wiele czeka na możliwość przetransportowania do bezpieczniejszego miejsca. Wśród turystów jest także wielu Polaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wywieźli ich na drugi koniec wyspy
Turystka Katarzyna, która mieszkała w hotelu Olive Garden w Lardos, przekazała Wirtualnej Polsce, że w piątek o godz. 22:15 otrzymała od biura podróży Grecos informację, że sytuacja pożarowa nie jest opanowana. Zapewniono jednak, że wszystkie hotele są bezpieczne. W sobotę sytuacja była już lepsza - niebo było bardzo przejrzyste. W związku z tym turystka udała się na zwiedzanie akweduktu Seven Springs.
- Wszystko było pięknie do momentu powrotu autobusem o 13:30. Kierowca poinformował nas, że jest pożar, droga do Lardos jest zamknięta i wysadzi nas w Lindos - relacjonuje.
Turyści skontaktowali się z biurem Grecos i mieli czekać na autokar. Ten przyjechał dopiero o 20:30. Zabrano ich do Rodos Palace na drugim końcu wyspy. - Tak jak staliśmy. Bez bagaży, dokumentów rzeczy - opisuje Katarzyna.
"Warunki spartańskie"
Rodos Palace, choć to oficjalnie hotel 5-gwiazdkowy, to nie był absolutnie przygotowany na przyjęcie setek dodatkowych turystów.
- Nie ma gdzie spać, nie ma dla nas ręczników, pościeli. Co prawda możemy korzystać ze wszystkiego, ale nie mamy za co, bo wszystko zostało w hotelu w Lardos - opisuje.
Przyznaje, że mieli i tak dużo szczęścia, bo zdążyli skorzystać z bufetu. - Osoby, które zwożono do 2 w nocy nie miały jak z niego skorzystać - mówi.
Szczególnie trudna była noc. - Warunki spartańskie - mówi WP Katarzyna. Okazało się, że w hotelu nie ma bowiem wolnych pokoi. - Dzieci spały na podłodze i krzesłach. Ja próbowałam drzemać. Ludzie spali na trawnikach i na leżakach nad basenem - opowiada.
- Wczasy all inclusive tak właśnie się skończyły - mówi.
Turystów martwi jeszcze rozwój sytuacji, gdyż wielu z nich wraca do Polski w następnych dniach. - Pytając rezydenta Grecos o powrót po bagaże to powiedział, że jak policja pozwoli, to będziemy mogli wrócić. Ja mówię, że bez bagaży nie mogę wrócić do Polski, a lot mam w poniedziałek o 6 czy 7 rano. A on, że bez dokumentów, na oświadczeniu policji też można. Ale ja mam tam klucze od domu, samochodu, wszystko... - mówi kobieta.
Także turystka Halina w rozmowie z Wirtualną Polską zauważa duży chaos w organizacji ewakuacji. - Nie wiemy nawet, gdzie jesteśmy. Rezydent zwiał. Nie odbiera telefonu, nie mamy żadnych informacji - mówi.
- Nie mamy nawet jedzenia, tylko przywieźli nam karton czipsów - opisuje.
Ewakuowali go motorówkami
Marcin, który spędzał urlop w Kiotari, w rozmowie z PAP powiedział, że w jego okolicy hotele zaczęł ewakuować na plaże. Początkowo zarządcy jego miejsca wypoczynki niczego nie planowali. - Wtedy zobaczyliśmy, że zza wzgórz wychodzi ogień. Ludzie robili zdjęcia, niektórzy chcieli zamawiać taksówki, ale już wtedy nic tu nie dojeżdżało - mówi.
- Dostaliśmy informację w hotelu, że rekomendują, żeby iść na plaże bo tam jest bezpiecznie. Później zarządzono bezwzględną ewakuację - powiedział.
Na plaży ewakuowani turyści spędzili 15 minut. - Schroniliśmy się w budynku ze sprzętem do nurkowania i zaraz zaczęły podpływać motorówki do których nas skierowano - opowiedział pan Marcin.
Zobacz także
- Pierwszy plan był taki, że odpłyniemy na jakiś czas, poczekamy jak to się uspokoi i potem tu wrócimy. Dlatego część ludzi zdecydowała się zostawić bagaże - dodał.
Z motorówki pan Marcin trafił na większą motorówkę a później na statek wycieczkowy.
Polski turysta rozmawiał z panią kapitan tego statku, która opowiedziała, że mieli na pokładzie 260 osób wycieczki, ale zostali zobowiązani przez rząd do wysadzenia tych ludzi w bezpiecznym miejscu i pomocy w ewakuacji.
- Na początku dryfowaliśmy przy brzegu. Patrzyliśmy na brzeg, a tam ogień już zajmował tereny hotelu. Po dwóch godzinach podjęto decyzję o przetransportowaniu nas do miejscowości Kalatos - bliżej miasta Rodos. Natomiast już w okolicy tej miejscowości powiedziano nam, że zgodnie z poleceniem rządu zostaniemy przewieziemy do Rodos z uwagi na to, że kolejne miejscowości są zajmowane przez ogień - powiedział.
W okolicy 23 czasu lokalnego pan Marcin wraz z innymi ewakuowanymi turystami dotarł do miasta Rodos. - Na brzegu czekały autokary i służby porządkowe. Dostaliśmy wodę i jakieś przekąski i zawieziono nas do hotelu Rodos Palace - przekazał
Podkreślił, że wszystkie hotele w mieście są totalnie zapełnione. Nigdzie nie ma miejsc.
Komunikat Grecos Holiday
Biuro podróży Grecos Holiday przekazało, że walka z ogniem trwa i prowadzona jest ewakuacja turystów z Lardos, Kiotari i Pefkos.
"Ponieważ Ich (turystów - red.) bezpieczeństwo i spokój są dla nas absolutnym priorytetem, organizujemy w trybie natychmiastowym jak najszybszy powrót do Polski lub oferujemy bezpieczne miejsca w hotelach na północy wyspy, w których będą mogli kontynuować wypoczynek - tę decyzję pozostawiamy całkowicie w gestii Naszych Klientów" - napisano w komunikacie.
Grecos Holiday podkreśla, że osoby, które mają wakacje rozpocząć w poniedziałek 24 lipca, będą miały możliwość bezkosztowego anulowania rezerwacji, zmianę na inną dostępną ofertę lub późniejszy termin.
"Niezmiennie wyrażamy solidarność z naszymi przyjaciółmi w Grecji i pozostajemy w nadziei, że sytuacja już wkrótce wróci do normy i uda się opanować żywioł. Wszystkich prosimy o zachowanie zimnej krwi i dostosowanie się do komunikatów wychodzących od lokalnych służb. Wspólnie dbajmy o bezpieczeństwo, ono jest w tej chwili najważniejsze" - napisano.
Czytaj więcej:
Źródło: WP/PAP