Polska"Warszawska aleja". Najważniejszy szlak przemytniczy papierosów w Europie

"Warszawska aleja". Najważniejszy szlak przemytniczy papierosów w Europie

Wschodnia granica Polski przypomina niedopompowaną dętkę. Gdy celnicy naciskają w jednym miejscu, balon tworzy się w kolejnym. Przemytnicy papierosów doskonalą swoje metody, zmieniają trasy przerzutu i organizację działań. W 2014 roku, tylko z tytułu niezapłaconych podatków, Skarb Państwa stracił przez nich rekordową kwotę 6 miliardów złotych.

"Warszawska aleja". Najważniejszy szlak przemytniczy papierosów w Europie
Źródło zdjęć: © PAP | Wojciech Pacewicz
Cezary Łazarewicz

02.02.2016 | aktual.: 03.02.2016 17:57

W kiosku przy grodzieńskiej fabryce papierosów "Niemen" paczka Lucky Strike kosztuje 3 złote, w Warszawie - 15 zł, a w Londynie 40 zł. Z tej różnicy zrodziła się szara strefa, która obraca miliardami złotych. Droga do fortuny wiedzie przez polską granicę. To najważniejszy szlak przerzutowy papierosów ze Wschodu na Zachód, nazywany w Europie "warszawską aleją". Według najczarniejszych szacunków każdego roku trafia nią do Polski 20 miliardów sztuk papierosów. Połowa zostaje wypalona w kraju, a reszta przerzucana jest na Zachód, gdzie legalne papierosy są najdroższe w Europie.

- I z roku na rok przemyt rośnie - mówi Krzysztof Foryciarz, analityk Instytutu Bezpieczeństwa Obrotu Gospodarczego, badający zjawisko przemytu papierosów. Według jego szacunków, już co czwarty wypalany w kraju papieros pochodzi z szarej strefy.

"Koziołki" zdobywają świat

Proceder rozpoczął się w 2004 roku, gdy Polska weszła do Unii Europejskiej. Rząd zagwarantował wtedy instytucjom europejskim, że ceny papierosów pójdą w górę, by z czasem dorównać tym w zachodniej Europie.

Rok później wielki szmugiel ruszył z Kaliningradu, gdzie ulokowane są Bałtyckie Zakłady Tytoniowe (BZT). To jedna z największych fabryk w regionie, której produkcja daleko przekracza zapotrzebowanie obwodu kaliningradzkiego. Papierosy z BZT trafiały do Polski okrężną drogą, najpierw wywożone były na Litwę i do innych państw bałtyckich, a stamtąd przez granicę do Polski. Fakt, że to najważniejszy szlak przerzutowy wyszedł na jaw w 2006 roku, gdy na granicy z polsko-litewskiej wpadł transport z 8 milionami sztuk papierosów "Jin Ling", z powodu rysunku na paczce zwanych "koziołkami".

"Jin Ling" to jedne z najbardziej popularnych papierosów na polskich bazarach. Chociaż trudno w to uwierzyć - ani jedna paczka nie trafiła do naszego kraju legalnie. Oficjalnie nikt ich nie importuje, ani nikt ich u nas nie produkuje. Jest to bowiem produkt Ilicit White - tak w międzynarodowej nomenklaturze celniczej określa się marki produkowane wyłącznie na przemyt. Wytwarzanie "Jin Ling" rozpoczęło się w Chinach, ale na przełomie XX i XXI wieku fabryka została przeniesiona do obwodu kaliningradzkiego.

Z pracujących na trzy zmiany taśm Bałtyckich Zakładów Tytoniowych schodzi miesięcznie 1,2 miliarda sztuk papierosów. Wszystkie trafiają na przemyt. Jak wynika ze statystyk Służby Celnej, co piąta paczka papierosów zatrzymanych na polskiej granicy to właśnie "koziołki". Interes jest intratny, bo na jednym kontenerze przemyconym do krajów Unii Europejskiej można zarobić nawet 4 miliony euro.

Drugim wielkim producentem Illicit Whites jest fabryka "Niemen" w Grodnie, z których taśm schodzą takie marki jak: "Fest", "Mińsk", "Magnat", czy "Queen". Trzecim wielkim producentem jest Lwowska Fabryka Papierosów, znana z marki "EB".

- Nic tak przemytu nie napędza jak różnica cen - tłumaczy Bogdan Bednarski ze Służby Celnej. A ta między Polską a Wschodem wynosi ciągle 1 do 5.

Door to door

Zanim miliardy sztuk nielegalnych papierosów trafiły do klientów, trzeba było stworzyć sieć sprzedaży. Alternatywny system, którego nie powstydziłyby się największe koncerny, powstał w Polsce w ciągu ostatnich 10 lat. Najważniejszą jego częścią są lokalne bazary, których jest około 500. Według służby celnej, sprzedaje się tam rocznie ponad trzy miliardy sztuk nielegalnych papierosów.

Zwykłemu klientowi trudno się rozeznać w chaosie straganów, ale jest to sprawnie funkcjonujący mechanizm. Papierosy ukryte są na wielu różnych stoiskach, pod bielizną, między książkami. Oferowane są też konkretnym klientom już przy bramie wejściowej. Zamówić je można u spacerujących sprzedawców, mruczących pod nosem: "papierosy, tanio". Gdy znajdzie się chętny, naganiacz na moment znika w alejce i za moment przynosi "pakiet", czyli 10 paczek.

Przed zamknięciem bazaru zjawia się umyślny, który zbiera pieniądze i przekazuje je kolejnym osobom. Jeden bazar obsługuje 20-30 osób, którzy codziennie są w stanie upłynnić nawet kilka tysięcy paczek.

Tam gdzie nie ma bazarów, funkcjonuje alternatywna sieć sprzedaży door to door. Ten rynek ma swoich dyrektorów regionalnych, dobrze rozwinięte hurtownie, logistykę, a nawet call center. Z tym że numer na "infolinię" wypisany jest na wyrwanej z zeszytu kartce i wywieszany w wiejskim sklepie. Łatwo znaleźć taką ofertę, bo w nagłówku znajduje się zwykle to samo hasło: "tanie papierosy na telefon".

Na prowincji papierosy sprzedaje się na zapisy, zamawiając je do domu telefonicznie lub przez internet. Kupuje się je w pubie, restauracji lub u sąsiada. Tę sieć dystrybucji wspomagają setki jeśli nie tysiące sales managerów i merchandiserów, którzy docierają do najmniejszych miejscowości, zaopatrują wiejskie sklepy, domy pomocy społecznej, hotele robotnicze, szpitale. Tworzą się hurtownie, dziuple, trasy transportu, dzięki którym towar każdego dnia dociera do setek tysięcy klientów.

- W każdej większej wsi jest człowiek, który zajmuje się takim procederem - mówi policjant, zwalczający szarą strefę papierosową. - Klienci sami go znajdują i nikt go nie wsypie, bo jest dobroczyńcą, zaopatrującym w tańszy towar znajomych - dodaje.

Od mrówki po tira

Kilka lat temu celnicy poznali działanie szarej strefy papierosowej na wschodniej ścianie dzięki nawróconemu przemytnikowi. Przez wiele lat szmuglował on przez granicę papierosy i wódkę, a potem opowiedział policjantom, jak funkcjonuje ten biznes. Funkcjonariusze i szmuglerzy znali się od lat, bo często wychowywali się na jednym podwórku w przygranicznych miasteczkach. Potem stanęli po dwóch stronach szlabanu, ale dzięki tej zażyłości z dzieciństwa, jedni dostawali od drugich cynk, kto na granicy przymknie oko na kontrabandę i za ile. Płaciło się na boku, a towar wjeżdżał do kraju. Potem zamontowano wszędzie kamery i trzeba było płacić z góry, umawiając się wcześniej i licząc, że przed granicą celnik wyśle esemesa z informacją, który pas w danym dniu jest bezpieczny.

Teraz granice są jeszcze bardziej szczelne, ale przemyt nadal kwitnie. Zmieniła się jednak całkowicie struktura. Znikają "mrówki", czyli drobni przemytnicy, przenoszący ze sobą po kilkadziesiąt paczek.

Detal nadal jest ważny, ale szmugluje się samochodami osobowymi, w których można upchać, przy odrobinie inwencji, nawet 1500 paczek papierosów. Zajmują się tym najczęściej firmy rodzinne: ojciec szmugluje, synowie rozprowadzają towar po okolicznych bazarach lub sprzedają hurtownikowi.

Najważniejsze są jednak duże transporty. W jednym tirze można ukryć nawet do pół miliona paczek papierosów. Towar dla bezpieczeństwa przewozi się w konwojach. Żaden tir nie wjedzie na granicę, gdy nie będzie to uzgodnione ze współpracującymi ze sobą ludźmi. Zbyt duże ryzyko.

Z wyjaśnień nawróconego przemytnika celnicy dowiedzieli się, w jaki sposób są korumpowani ich koledzy. Nie zawsze płaci się gotówką. Przy bardzo dużych transakcjach dostają oni działki budowlane, albo rekreacyjne. Przepisywane są one notarialnie nie na celnika, a na członka jego rodziny. Taki celnik ma też prawo zatrzymać każdy nieuzgodniony transport, a czasem wystawia mu się ciężarówkę, by mógł pochwalić się sukcesem w pracy. Jest ona wówczas wyładowana innymi papierosami niż zwykle, a za kierownicą siedzi niezorientowany w sprawie kierowca.

Przeczesując śmietniki

Ile traci branża tytoniowa na szarej strefie? - Trudno oszacować - odpowiada Aneta Kurowska-Siuda z koncernu Imperial Tabacco. Dodaje jednak, że co roku spadają wpływy z akcyzy od wyrobów tytoniowych do budżetu państwa. Wiadomo, że w przypadku Skarbu Państwa, straty z tytułu niezapłaconych podatków w 2014 roku wyniosły 6 miliardów złotych.

Od 16 lat brytyjski koncern zleca Instytutowi Badawczemu Almares monitorowanie preferencji polskich palaczy. Jego pracownicy cztery razy w roku przeczesują polskie śmietniki w poszukiwaniu opakowań po papierosach. Monitorują kosze w budynkach użyteczności publicznej, komunikacji miejskiej, na przystankach, na dworcach, przy blokowiskach. Z tysięcy wygrzebanych ze śmietników opakowań rozszyfrowują, co i w jakiej części kraju się pali. Stąd wiadomo, że najwięcej dymków z kontrabandy puszcza się przy wschodniej granicy, najmniej na zachodzie. Rekord od wielu lat biją Sejny przy litewskiej granicy, gdzie 96 na 100 znalezionych paczek pochodziło z przemytu.

Almares po banderolach na paczkach odczytuje również najpopularniejsze kierunki przemytnicze. Najważniejszym producentem jest Białoruś, potem Ukraina, Rosja i Mołdawia. Kilka lat temu Komisja Europejska zmusiła koncerny tytoniowe do finansowania walki z przemytem. Z tych pieniędzy kupuje się np. rentgeny do prześwietlania tirów na granicy.

Kurowska-Siuda twierdzi, że Imperial Tobacco przez ostatnie lata prowadził akcje społeczne, by wyeliminować z rynku lewe papierosy. - Zorganizowaliśmy wiele kampanii, mających na celu przestrzeganie konsumentów przed zakupem nielegalnych wyrobów, a detalistów przed handlem takimi wyrobami i grożących im sankcjach. Niewiele to daje - dodaje.

Doskonalenie metod

Wschodnia granica Polski przypomina niedopompowaną dętkę. Gdy celnicy naciskają w jednym miejscu, balon tworzy się w kolejnym. Gdy wyeliminowano z przejść mrówki, papierosy zaczęły wjeżdżać samochodami osobowymi. Gdy zaczęły wpadać samochody, przerzucano towar workami przez Bug. Gdy wpada na granicy ciężarówka z kontrabandą, to następnym razem przemytnicy rozkładają towar na trzy samochody. A gdy uszczelnia się granice drogowe, papierosy jadą koleją.

Jednym z najbardziej znanych szlaków była linia kolejowa Kijów-Warszawa-Berlin. Podczas każdej podróży, gdy pociąg zatrzymywał się w Warszawie, wchodzili celnicy ze śrubokrętami i wyciągali z zakamarków wagonów po kilka tysięcy paczek. Dłużej nie mogli pracować z braku czasu, bo międzynarodowy skład nie mógł mieć większych opóźnień. Przemyt na taką skalę skończył się dopiero, gdy zmieniono konduktorów, maszynistów, obsługę techniczną, kelnerów przemyt.

Największym wyzwaniem stojącym przed służbą celną są jednak papierosy z Chin, kilka razy tańsze od białoruskich. Przypływają one do Europy w kontenerach. O tym, że polscy przemytnicy testują i tę możliwość, świadczy wykryty w kilka lat temu przemyt kilku milionów sztuk papierosów w gdyńskim porcie.

Wojciech Foryciarz z Instytutu Bezpieczeństwa Obrotu Gospodarczego mówi, że przemytnicy wciąż doskonalą swoje metody, zmieniają trasy przerzutu i strukturę działalności. Od czterech lat można zaobserwować zmianę tras przemytu papierosów pochodzących z Białorusi. Początkowo trafiały do Polski przez litewsko-polskie przejście w Budzisku, później szlak ten zaczął przenosić się na południe, w kierunku Ukrainy. Te zmiany można obserwować analizując kolejne wpadki.

Jak wynika z analiz ekspertów instytutu, aktualnie przemyt skupiony jest głównie w rękach dużych, dobrze zorganizowanych grup przestępczych. I choć każdego roku liczba przejętych papierosów przez celników rośnie, to jednocześnie rosną zyski z przemytu, bo większe straty przemytnicy rekompensują sobie wzrostem cen na bazarach. Dziś średnia cena lewych papierosów sięga już 65 proc. legalnych. Kolejna podwyżka cen papierosów sprawi, że kolejne osoby sięgną po tańsze "zmienniki".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (166)