RegionalneWarszawaŻyją w nędzy, wśród śmieci i gryzoni. Wawalove.pl na patrolu ze strażą miejską

Żyją w nędzy, wśród śmieci i gryzoni. Wawalove.pl na patrolu ze strażą miejską

Groźby siekierą, kilkukrotnie spalona altana, czy mieszkanie wśród szczurów - to tylko kilka sytuacji, z jakimi spotykają się osoby bezdomne. Jak sobie radzą w trudnych zimowych warunkach? Czy otrzymują jakąkolwiek pomoc?

Żyją w nędzy, wśród śmieci i gryzoni. Wawalove.pl na patrolu ze strażą miejską

12.01.2017 13:44

Koczują w opuszczonych budynkach, brakuje im ogrzewania, a często nie mają nawet jedzenia i ciepłych ubrań. Mowa o bezdomnych, dla których ostatnie dni są wyjątkowo trudne. W nocy temperatura schodzi do nawet kilkunastu stopni poniżej zera, co w skrajnych przypadkach może skutkować zamarznięciem i śmiercią. Dlatego postanowiliśmy sprawdzić, co robią miejskie służby, aby pomóc im przetrwać.

W ostatnie noce w stolicy mróz sięgał nawet kilkunastu stopni poniżej zera. Przeciętnemu mieszkańcowi Warszawy w takich warunkach robi się zimno niemal natychmiast. Zwykłe przejście do sklepu, czy oczekiwanie na przystanku potrafi stać się sporym problemem i może spowodować wychłodzenie naszego organizmu. Dlatego warto pamiętać, że są osoby, które w takiej temperaturze muszą przetrwać codziennie przez 24 godziny na dobę. Jak sobie radzą? Dlaczego odmawiają pomocy i niejednokrotnie nie chcą pójść do ogrzewalni lub noclegowni? Sprawdziła to redakcja Wawalove.pl.

Nasz reporter wybrał się na wspólny patrol ze strażą miejską i ratownikiem medycznym PCK. Pojechaliśmy w jeden z najtrudniejszych rejonów Warszawy pod względem liczby i charakterystyki osób bezdomnych, czyli na Targówek i Białołękę . Zdaniem strażników to właśnie tam przebywa najwięcej osób bezdomnych w całej stolicy. Na drugim miejscu jest Wola, a Śródmieście zajmuje dopiero dalszą pozycję.

Wśród śmieci i szczurów

Strażnicy zapewniają, że codziennie sprawdzają miejsca koczowania osób bezdomnych. Dodatkowo we wtorek i czwartek wożą im też zupę. Nasz 5-godzinny patrol rozpoczynamy po godzinie 10.00. Na początku jedziemy do opuszczonej hali produkcyjnej przy ulicy Radzymińskiej. W środku zastajemy dwie osoby. Leżą wśród śmieci, wokół biegają szczury, a mężczyźni przykryci są kocami. Ich stan zdrowia bada obecny z nami ratownik medyczny z PCK.

- Sprawdzamy stan tej osoby, czy jest przytomna, czy nie posiada ran i odmrożeń. Głównie te osoby są narażone na hipotermię. Staramy się zapewniać tym osobom komfort cieplny lub przekierowanie do ośrodka. Jeśli jednak nie chcą pomocy, to jest to problem, bo nikt ich na siłę nie weźmie - twierdzi Michał Brzózka, ratownik PCK w rozmowie z reporterem Wawalove.pl. - Główny problem to niegojące się rany. Jeden z panów ma wszy i zranioną nogę - dodaje.

Mężczyźni początkowo nie chcą jechać do żadnego ośrodka i twierdzą, że chcą zostać na terenie hali. - Po co ja pojadę. Nie ma takiego ośrodka, że można być cały dzień - twierdzi pan Grzegorz, który bezdomny jest już od 41 lat. - W miarę ciepło mi jest, mam trzy koce, kołdrę, gorzej z wodą, nie mam dostępu. Tylko we wtorki i czwartki nam przywożą. Ostatnio dostałem koc, jakiś polar. Kalesony by się przydały - dodaje pan Grzegorz.

"Sprawdzają, czy żyjemy"

Tuż obok niego leży drugi bezdomny. - Jak się przykryję to jest ciepło. Strażnicy przychodzą i sprawdzają tylko, czy żyjemy. Dwa miesiące tu jestem - mówi pan Bogdan.

Strażnicy miejscy doskonale już znają obu mężczyzn. - Prawie codziennie proponuję im ośrodek, ale się nie zgadzają. Oni potrzebują trochę swobody, żeby mogli się napić alkoholu. W ośrodku byłoby wszystko na "gwizdek" - twierdzi st. insp. Tomasz Modzelewski z VI Oddziału Terenowego Straży Miejskiej m.st. Warszawy.

Ostatecznie dzięki namowom ratownika medycznego, obaj mężczyźni dają się przekonać. Straż miejska załatwiła dla nich transport do ogrzewalni. Potem mają trafić do specjalnego ośrodka, gdzie znajdą schronienie.

Jak tłumaczą strażnicy, w swojej codziennej służbie mieli też sytuacje, że takie osoby zabierali "na siłę". - Wolę ich wziąć na siłę, w stanie wyższej konieczności, niż żeby zamarzli - tłumaczy st. insp. Tomasz Modzelewski. - W dzień i w nocy jeżdżą nasze załogi, które sprawdzają czy żyją - dodaje.

W swojej 21-letniej służbie spotkał się już z różnymi przypadkami. - Miałem poodparzanego mężczyznę, który leżał w gnieździe śmieci. Nie chciał nigdzie jechać. Wzięliśmy go na siłę, karetka i szpital - mówi Modzelewski. Są też historie, które kończą się bardzo dobrze. - Dwie osoby niebawem wyjdą z bezdomności. Pewna pani wystąpiła o mieszkanie socjalne. Panu wystarczyło zrobić dowód osobisty i wypełnić "papierologię". Dostał rentę i teraz wynajmuje pokój - tłumaczy.

"Mała" ranka. Średnica? 7 cm...

Z nietypowymi sytuacjami spotykają się też służby medyczne. - Pojechałem do bezdomnego pana na dworcu Warszawa Zachodnia. Był niepełnosprawny, miał głębokie rany obu nóg, nie chodził. Poprosił mnie o plasterek na małą rankę. Patrzę, a ta rana ma 7 cm średnicy - opowiada Michał Brzózka, ratownik medyczny z PCK.

Wraz z patrolem jedziemy w kolejne miejsce, gdzie mieszkają bezdomni. To kilka działkowych altanek przy ul. Bardowskiego. Na początku strażnicy odwiedzają panią Iwonę. - Przeziębiłam się, mam zadyszki. Kilkanaście lat tu mieszkam. Mam piec, więc nie jest najgorzej - zapewnia pani Iwona.

Kobieta bardzo chwali sobie pomoc strażników. - Dostaję zupę, mam zasiłek, jeżdżę po różnych ośrodkach. Mieszkam z konkubentem , kotem i psem. Tutaj jest spokój. Mam 414 zł zasiłku. Zawsze o pomoc można wystąpić - twierdzi. Jednak w swojej historii spotkała się też z trudnymi doświadczeniami. - Wiele razy przychodzili i podpalali mi altany, musiałam uciekać - mówi.

Z martwicą w dziurawej altanie

W oddalonej o kilkaset metrów innej altance mieszka 70-letni pan Jerzy. W środku jest wiele śmieci, czuć też zapach spalenizny. Budynek jest nieszczelny, w ścianach jest wiele dziur, widać też resztki śniegu. - Mam martwicę lewej nogi. Boli mnie. Wcześniej byłem w szpitalu. Chodzić nie mogę - podkreśla pan Jerzy. - Nie zamarznę, nigdzie jechać nie chcę. Jestem już tutaj 10 lat. Nic oprócz zupy od strażników nie dostaję. Mam też 600 zł zapomogi z Ośrodka Opieki Społecznej, więc czasem koledzy kupią mi jedzenie - dodaje.

Jego stan zbadał ratownik medyczny. - Mężczyzna miał stan zapalny, ale wszystko dało radę opatrzyć na miejscu. Jest to osoba niepełnosprawna - tłumaczy Michał Brzózka. 70-latek dostał od ratownika koc termiczny. Mimo wielu prób, nie zgodził się na transport do ogrzewanej placówki.

Strażnicy miejscy podkreślają, że takie historie nie są proste. - Tego mężczyznę przy życiu trzyma tylko to, że jutro zapali papierosa - mówi st. insp. Tomasz Modzelewski.

Bitwa o kobietę. W ruch poszła siekiera

Kolejnym stałym punktem na trasie strażników jest ul. Spytka z Melsztyna. Na miejscu w niewielkim budynku mieszka kilka osób. Wcześniej dochodziło tam do wielu awantur. Zarzewiem konfliktu była kobieta. - Toksycznie działała na facetów. Bili się o nią, były awantury. Ostatnio w ruch poszła nawet siekiera. Jeden z mężczyzn latał z siekierą, nosił nóż, groził też kobiecie - relacjonuje Modzelewski. Na miejscu widać ślady po ataku. Zniszczone są drzwi wejściowe, jest w nich spora dziura zakryta kartonem.

- Tutaj był gość z siekierą i nożami, ale go stąd wyprowadziłem. Już tu nie przychodzi - twierdzi w rozmowie z reporterem Wawalove.pl Ryszard, który mieszka w budynku. - Normalnie jeździmy pod markety, żebrzemy. Ostatnio za 30 zł kupiliśmy piec, zbieramy drewno, więc nie jest nam zimno. Straż miejska też pomaga. Przynoszą zupę, ciuchy. Są nawet po 22.00 i pytają czy wszyscy żyjemy. Przydałyby się koce i polary, bo nas ostatnio okradli. My tu staramy się i dbamy o wszystko, dajemy sobie jakoś radę - dodaje.

Razem z nim mieszka też inny mężczyzna. - Jest dobrze. Jestem tutaj 3 miesiące. Wcześniej byłem w namiocie na Puckiej. Miałem tam tylko kołdrę - twierdzi Tomasz. Jak mówi, próbował szukać pomocy w stołecznych schroniskach, ale jej nie otrzymał. - Byłem na Skaryszewskiej w schronisku. Nie ma miejsc. Tam są takie zasady, że tydzień można mieszkać, a przez następne dwa tygodnie już nie, dlatego wolę być tutaj. Kiedyś mieszkałem nawet w śmietniku - relacjonuje Tomasz.

Krzyki i awantury

W sąsiednim pomieszczeniu jest kobieta, która ma prawdopodobnie skręconą nogę. Natychmiast zajmuje się nią ratownik medyczny. Zapada decyzja, że interwencja pogotowia nie jest konieczna, ale kobieta powinna pojechać na prześwietlenie do szpitala. Ta się jednak nie zgadza. W mieszkaniu zaczynają się krzyki i awantury. Ostatecznie funkcjonariusze łagodzą sytuację, a ratownik decyduje się obandażować nogę na miejscu i zaleca jej obserwację. - Jeśli byłoby trzeba, to zanieślibyśmy Kamilę do tego szpitala - krzyczy Ryszard.

W takich sytuacjach strażnicy często mówią, że wraz z nimi jest lekarz, a nie ratownik medyczny. - Mówimy, że przyjechał lekarz, bo jest lepszy skutek. Jak takie osoby słyszą, że jest lekarz, to często go słuchają, są też spokojne i dają się przebadać - twierdzi st. insp. Tomasz Modzelewski.

Nasz patrol odjeżdża z tego miejsca i kieruje się na ul. Obwodową. Tam pod prowizoryczną konstrukcją mieszka aż 5 osób. Pomieszczenie jest nieszczelne, a wejście zasłania tylko stary i zniszczony koc. W środku panuje spory bałagan, gromadzonych jest też wiele różnych rzeczy. Rozmawiamy z jednym z bezdomnych, który zapewnia, że mimo wszystko czuje się dobrze. - Ogrzewania nie ma tu żadnego, jest bardzo zimno. Straż miejska tylko przychodzi. Dwa razy w tygodniu dają nam tylko zupę. Koców i ubrań już nie dają, choć bardzo nam ich potrzeba - mówi 63-letni pan Henryk.

Mieszkanie w studzience

Mimo wielu próśb, nie chce iść do ogrzewalni ani do schroniska. Woli pozostać w nieogrzewanym miejscu, bo ma większą swobodę. - Do noclegowni nie pójdę, tylko wszy tam załapie. Jestem tu już 3 lata. Pracuję tylko dorywczo. Zasiłków żadnych mi nie dają - tłumaczy pan Henryk. Jego kolega zwraca też uwagę na rzadkie wizyty osób z opieki społecznej. - Od zeszłej wiosny nikt z opieki społecznej tutaj nie był, choć potrzebujemy wielu rzeczy - mówi nam jeden z mężczyzn.

Kolejnym punktem na trasie naszego patrolu są kanały ciepłownicze przy ul. Płochocińskiej. Choć studzienki są zabezpieczane, to bezdomni często znajdują sposoby na ich otwarcie. W tym miejscu właśnie tak było. Strażnicy miejscy odnajdują otwarty właz. W środku nikogo nie ma, ale widać, że zwykle ktoś tam przebywa. Jest przygotowane miejsce do spania, zgromadzonych jest też wiele śmieci. - Prawdopodobnie ta osoba jest teraz na mieście i zbiera puszki, złom lub inne rzeczy. Wieczorem pewnie tutaj wróci - tłumaczy st. inspektor Modzelewski.

Na mrozie w... namiocie

Razem ze strażnikami udajemy się na ul. Modlińską, to już ostatni punkt na naszej trasie. Tam kilka osób, mimo dużego mrozu mieszka w... namiotach. Wokół gromadzą różnego typu rzeczy, mają nawet przystrojoną choinkę. Nie zgadzają się na rozmowę z reporterem Wawalove.pl. Nie chcą też wpuścić strażników i ratownika medycznego. - Chodzą po śmietnikach. To 3 osoby, dwaj mężczyźni i kobieta, są też psy. Rok tam mieszkają. Utrzymują się ze zbieractwa i pracy dorywczych - mówi strażnik miejski. Regularnie odmawiają jakiejkolwiek pomocy. - Teoretycznie mówią, że nie zostawią psów, a praktycznie lubią sobie wypić - dodaje.

Straż miejska często otrzymuje też zgłoszenia o osobach bezdomnych, które jeżdżą komunikacją miejską . - Dostajemy telefony, że te osoby śmierdzą i jeżdżą od pętli do pętli. Musimy wtedy interweniować, ale myślę, że lepiej gdy te osoby jeżdżą komunikacją, niż gdyby miały zamarznąć na mrozie - uważa Modzelewski.

Każda pomoc się przyda

Jak mówią strażnicy, bezdomnym bardzo potrzebna jest pomoc. Dlatego warto przynosić niepotrzebne rzeczy np. do ośrodków pomocy społecznej, a także do takich instytucji jak Polski Czerwony Krzyż.

- Takie najbardziej potrzebne rzeczy to ubrania. Przydadzą się kalesony, ciepła bielizna, skarpety, polary i koce - apeluje st. insp. Tomasz Modzelewski ze straży miejskiej.

Warto więc nie być obojętnym i zwracać uwagę na osoby bezdomne w naszej okolicy. Jeżeli podejrzewamy, że komuś potrzebna jest pomoc, bądź jest narażony na zamarznięcie, to warto zadzwonić pod numer 986 lub 997 i o tym poinformować. Straż miejska zapewnia, że żadne wezwanie nie zostanie zignorowane. A jeden telefon może uratować czyjeś zdrowie lub nawet życie.

Zobacz, jak wyglądał cały patrol w naszej galerii poniżej

Autor: Mateusz Ostrzyżek/Wawalove.pl

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
bezdomniwarszawapck
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)