RegionalneWarszawaZTM bierze się za gapowiczów. A czy sam jest do końca w porządku?

ZTM bierze się za gapowiczów. A czy sam jest do końca w porządku?

"Dlaczego mam płacić za udowodnienie, że nie jestem wielbłądem?"

ZTM bierze się za gapowiczów. A czy sam jest do końca w porządku?

Jak informowaliśmy niedawno, Zarząd Transportu Miejskiego poinformował, że zgodnie przepisami prawa cywilnego przedawnienie roszczeń nie przekreśla możliwości ich windykacji i domagania się od dłużnika spłaty przedawnionego roszczenia. Oznacza to, że dopóki dłużnik nie podniesie zarzutu przedawnienia, to choćby upłynęły wszelkie jego terminy, musi spłacić swoje zobowiązania względem ZTM. O mandatach i kontrolerach znów zrobiło się głośno.

Po opublikowaniu przez WawaLove.pl artykułu na naszą skrzynkę e-mailową dostaliśmy w tej sprawie sporo listów, w których warszawiacy opisują przypadki niemiłych spotkań z pracownikami Zarządu, nie zawsze kończących się mandatem. Wybraliśmy kilka z nich, by pokazać, że ktoś, według Zarządu nie postępuje zgodnie z Regulaminem Taryfowym, niekoniecznie jest winny.

To było kilka lat temu, gdy przyjechałam tu na studia - pisze pani Magdalena, studentka UW Już na samym początku Warszawa przywitała mnie w niefajny sposób. W jednym z POP-ów zakupiłam bilet miesięczny. Pani w okienku nie poinformowała mnie, że ten bilet należy aktywować, choć pytała mnie czy to moja pierwsza karta miejska. Zaraz po wejściu do autobusu pojawił się kontroler, który nie tylko wypisał mi mandat, ale wyraźnie sugerował przy wszystkich, że próbuję kogoś oszukać, jeżdżąc po stolicy bez biletu, a potem wymyślając historię. Dodał też, że on "zna takich cwaniaczków". Nie pomagały tłumaczenia, że karta miejska została wyrobiona dokładnie 30 minut wcześniej.

Jechałam z Ośrodka Terapeutycznego do domu - pisze pani Jagoda. - Na tej trasie przysługuje mi bezpłatny przejazd. Jednak muszę mieć przy sobie odpowiednie dokumenty, a te zostały w Ośrodku, razem z dzieckiem. Trudno, zdarza się. Kontroler, któremu się tłumaczyłam początkowo był sympatyczny, potem jednak, z jakiegoś nieokreślonego powodu zmienił mu się humor. Doszło do małego, słownego starcia, po którym kontroler wypisał mi mandat. Tłumaczyłam mu że to nic nie da, że mam małe dziecko oraz o przysługujących mi uprawnieniach do jazdy. Kontroler mógł odpuścić, jednak nie odpuścił. Doszło do kłótni. Kontroler zemścił się na mnie tak, jak mógł: wysłał matkę z dzieckiem, by postała sobie kolejce i zapłaciła opłatę manipulacyjną.

Jestem starszą osobą - pisze mieszkanka Starego Miasta. To istotne, bowiem nie poruszam się jak łania, nie mogę też zbyt długo nosić ciężkich toreb, gdy np. jadę ze zniczami na Cmentarz Bródnowski. Wchodzę więc do autobusu, znajduję miejsce dla siebie lub moich rzeczy i dopiero wówczas kasuję bilet. Wiele razy zdarzyło się tak, że po dojściu do kasownika okazywało się, że jest już "wyłączony" przez kontrolera. Nie dostałam nigdy mandatu, ale za każdym razem musiałam się gęsto tłumaczyć dużo młodszemu ode mnie człowiekowi. Jak jakaś uczennica w szkole. Wiele razy bronili mnie pasażerowie. Zawsze to była nieprzyjemna sytuacja, patrzono na mnie jak na naciągaczkę, a przecież nigdy w życiu nie zdarzyło mi się nikogo oszukać.

Gdy autobusy stoją w korkach

Do zupełnie kuriozalnej sytuacji doszło niedawno przy Dworcu Wileńskim na Pradze Północ. Ze względu na budowę metra i inne remonty, na trasie z Targówka do Centrum tworzyły się w tym miejscu gigantyczne korki. Autobus 160 z Targówka na Stare Miasto, jechał dłużej niż zwykle. Trasą, którą pokonuje w 9 minut, jechał aż 25. Opóźnienie złapał oczywiście przy zakorkowanym Wileńskim. Na taką okazję czekali tylko kontrolerzy. Wsiedli przy ZOO i - jak opisuje świadek zdarzenia - "zaczęła się rzeź". Okazało się, że sporo ludzi miało kupione bilety 20-minutowe, które w korku straciły swoją ważność. Mimo protestów podróżnych, kontrolerzy chcieli wypisać mandaty. Po trwającej wiele minut kłótni odstąpili jednak od tego pomysłu.

* O zdarzeniu zrobiło się na tyle głośno, że Ratusz na specjalnej konferencji zapowiedział zmianę przepisów. *Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz powiedział m.in., by w sytuacji,w której bilety stają się bezużyteczne nie z winy pasażera, nie mógł on być narażany na restrykcje. Nic takego nie nastąpiło. Zarząd Transportu Miejskiego tłumaczył jedynie, że żadnych "polowań" nie ma i nie było, a trasy kontrolerów wyznaczane są na długo przed ich wyjazdem w miasto. Jednak nie potrafił odpowiedzieć nam na pytanie, dlaczego wyznacza się trasy kontroli w miejscach gdzie są remonty dróg i wiadomo, że będą tam potężne korki. Usłyszeliśmy też, że ZTM nie zamierza na razie zmieniać przepisów.

Nie tylko kontrolerzy

- Dla mnie restrykcją jest również wielominutowe stanie w kolejce by się tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem. Wniesienie tzw. opłaty manipulacyjnej również - Dodaje pani Jagoda, której przypadek opisaliśmy powyżej. - Dlaczego mam płacić ponad 20 zł za udowodnienie, że mam ważny bilet lub przysługuje mi przejazd za darmo? Mam wrażenie, że ten, który pisał regulamin taryfowy, zupełnie nie konsultował się z mieszkańcami miasta - dodaje warszawianka.

- Opłata manipulacyjna została określona w regulaminie i zatwierdzona przez Radę Miasta - tłumaczy WawaLove.pl Igor Krajnow, rzecznik ZTM. - Ustalone przepisy nie przewidują odstąpienia od niej - dodaje. - Nawet w przypadku wyjątkowo trudnej sytuacji rodzinnej? Zapytaliśmy o to nie bez przyczyny, bowiem to najbiedniejszym najbardziej opłaca się zakupić bilet długoterminowy. - Nie widzę żadnych powodów, dla których mielibyśmy od niej odstępować - odpowiedział nam rzecznik.

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)