"Wszystko zaczęło się od jednej, przypadkiem uszytej torby"
O polskim rękodziele, tradycyjnym folkowym designie i oczywiście o Warszawie.
11.04.2012 07:57
Aldona Walewska z zawodu jest dziennikarzem. Skończyła socjologię i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Przez dwa lata pracowała w Polskim Radiu, przez 8 lat była redaktorem, wydawcą i producentem w TVN. Od 1,5 roku razem z mężem Marianem Brzęczkiem prowadzi firmę Welovefolk.
Wawalove: Witaj Aldono. Powiedz, czy mieszkasz w Warszawie całe życie?
Aldona Walewska: Tak, jestem rodowitą warszawianką. Urodziłam się na Powiślu, dzieciństwo spędziłam w stołecznym centrum, głównie na trzepaku osiedla Za Żelazna Bramą. Na chwilę moi rodzice przeprowadzili się w okolice Lublina po to, aby szybko wrócić znów do Warszawy. Od ponad 20 lat mieszkam na najpiękniejszym prawym brzegu Wisły w Warszawie. Kochana Gmina Wawer - to tu mieszkam do dziś.
Wawalove: Jakie miejsca, poza Wawrem, lubisz w Warszawie najbardziej?
Aldona: Najbardziej podobają mi się stare podwarszawskie dzielnice - np. Stary Anin, Radość, Falenica. Znajdują się z dala od centrum, zgiełku, korków, mają swój niepowtarzalny klimat, pełno zabytkowych budynków, niestety bardzo zaniedbanych, ale na szczęście dziś powraca moda na ich rewitalizację.
Wawalove: Czego w tym mieście najbardziej nie lubisz?
Aldona: Irytują mnie rozkopane i zamknięte ulice w centrum Warszawy. Ciągłe korki, tłok, i ambicja władz Warszawy na przebudowę całego miasta od razu.
Wawalove: Od kilku lat jesteś współwłaścicielką firmy Welovefolk, która zajmuje się projektowaniem i szyciem toreb filcowych, ozdobionych tradycyjnymi polskimi haftami. Skąd pomysł na taki właśnie biznes?
Aldona: Pierwszą torbę uszył mój tata, dla mnie. Nie myślałam wtedy o robieniu "biznesu" i zarabianiu pieniędzy na torbach, ale idąc ul. Chmielną w Warszawie zaczepiła mnie pewna kobieta i za wszelką cenę chciała kupić ode mnie właśnie tę torbę. Wróciłam do domu i pomyślałam, że to może być pomysł! Tak się zaczęło, od jednej, przypadkiem uszytej torby.
Wawalove: A więc wszystko zaczęło się od taty?
Aldona: Prawdę powiedziawszy, szycie dla mnie jest czymś naturalnym i normalnym, wręcz codziennym. U mnie w domu szyło się samemu wszystko. Po prostu nie miałam innego wyjścia (śmieje się). Pochodzę z krawieckiej rodziny. Mój ojciec oraz sześciu jego braci prowadziło warszawską pracownię krawiecką. U nich ubierała się niemal cała Warszawa, od zwykłych mieszkańców, zaczynając - dla których uszycie garnituru było prawdziwym wydarzeniem - a na prominentnych urzednikach kończąc.
Wawalove: A więc czym jest Welovefolk?
Aldona: Welovefolk to połączenie rodzinnej tradycji i dzisiejszej mody na filc i folk. Firma, którą prowadzę razem z mężem Marianem, wyrosła z rodzinnego interesu, w którym to my jesteśmy głównymi projektantami, technologami, marketingowcami, sprzedawcami i dostawcami. Dziś jesteśmy obecni we wszystkich Cepeliach i najlepszych galeriach rękodzielniczych w Warszawie, takich jak warszawski Las Rąk laboratorium rękodzieł. Nasze torby sygnowane są nazwiskami twórców ludowych, wzory wycinanek wykonywane, są na specjalne zamówienia. W naszych kolekcjach są łowickie kodry, koguty, kurpiowskie leluje, i kołbielskie lalki. Głównie z rejonu Mazowsza.
Wawalove: Czy polski folk ma przyszłość?
Aldona: Myślę, że ogromną! Dla nas może być to banalne, ale polski kogut z łowickiej wycinanki to najbardziej rozpoznawalny motyw na świecie. Przekonałam się o tym goszcząc za zagranicą na różnych imprezach, np. w Niemczech, Francji, a nawet w Izraelu na międzynarodowych targach rękodzielniczych w Jerozolimie. Tam na widok kwiatów z kogutem Łowickim wszyscy wołali łamaną polszczyzną: „Dzień dobry Polska!”.
Wawalove:Dziękuję za rozmowę!