"Wszyscy patrzyli jak bezbronny koleś jest goniony przez kibola i błaga o pomoc. Nikt nie zareagował"
Fotograf okradziony i dotkliwie pobity podczas Marszu Niepodległości opisuje zdarzenie, do którego doszło pod ambasadą rosyjską
Fotograf, o którym mowa, na Marsz Niepodległości przyjechał z Łodzi. Zależało mu na ciekawym reportażu z wczorajszych wydarzeń. Do domu wrócił bez zdjęć, bez kosztownego sprzętu fotograficznego, a do tego dotkliwie pobity.
Najpierw przy pomocy racy podpalono budkę strażniczą.
Dziesiątki osób fotografowały to wydarzenie. Także ja. Blisko.
Ogień szalał, musiałem momentami osłaniać twarz od gorąca.
Gdy udało mi się sfotografować bardzo zdenerwowanego Krzysztofa Bosaka na tle płomieni, z telefonem przy uchu a wokół niego jego świtę, czułem że osiągnąłem cel – zdjęcie kompletne, opowiadające dramatyczną historię.
Pod wpływem impulsu, gdy adrenalina buzowała, poszedłem dalej i od razu zauważyłem drugi, rozpoczynający się pożar. (...) Szare pustaki z których zbudowano śmietnik zaczęły lecieć w kierunku ambasady.
Ktoś nagle krzyknął „sprzedawczyk”. Do fotografa podeszło kilku uczestników Marszu. Jeden kopnął go w splot słoneczny. Inny zerwał mu z szyi aparat. Na mężczyznę posypały się kolejne ciosy. Ktoś zaczął krzyczeć "wypier...". Sprzęt przepadł bezpowrotnie. To nie był koniec problemów. Fotograf zaczął uciekać przed atakującymi go mężczyznami. Krzyczał o pomoc, jednak nikt nie reagował, nikt nie pomógł. W końcu udało mu się zgubić pościg.
Mężczyzna dotarł do policjantów z drogówki, został jednak "zlany, wyśmiany i nakazano mi iść na komendę". Tam również został zignorowany, więc sam wrócił na miejsce kradzieży w poszukiwaniu swoich okularów.
Gdy szedłem w przeciwnym kierunku do marszu, zobaczyłem elegancką linię białych kasków policyjnych. Biegłem, by szybciej dotrzeć na miejsce… starszy facet spojrzał w krzaki i krzyknął „pały!”. Zobaczyłem że policjanci uformowali drugą linię z lewej strony, w krzakach. Poczułem się otoczony. Bałem się, że zostanę jeszcze spacyfikowany, bo biegłem na gliniarzy. Nie znali moich zamiarów. Podniosłem więc ręce w górze, w geście poddania się i udało mi się bezpiecznie ominąć „falangę”. Dotarłem na miejsce rabunku, szukałem długo, moja marna latareczka świeciła słabo, wzrok fatalny. Prosiłem służby o pomoc, jakąś latarkę, cokolwiek – policjantów i strażaków było całe mnóstwo. Setki. Nic.
Mężczyźnie pomogła w końcu przypadkowa osoba, która pomogła mu dotrzeć do jego autokaru zaparkowanego przy Torwarze .
Po powrocie do domu, w serwisie Wykop.pl opisał całe zdarzenie podsumowując:* "Pozbawiono mnie złudzeń, zobaczyłem zło, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Zobaczyłem na tej manifestacji najwięcej nieuzasadnionej nienawiści w życiu". *
Oto lista utraconych przedmiotów:
Lustrzanka cyfrowa - Canon 50D – nr seryjny: 330110185
Obiektyw szerokokątny – Tokina AT-X 116 PRO DX AF 11-16 mm f/2.8 – nr seryjny: 82K06652
Uchwyt do zdjęć pionowych – Grip – model chiński oznaczony „grip 40d”, wersja z wyświetlaczem na którym widać godzinę, ma funkcję wyzwalacza czasowego. Cecha charakterystyczną – wyłącznik nie wyłącza gripa, bo go lutowałem w środku.
W środku gripu – 2 akumulatory BP-511A – jeden oryginalny, drugi podróbka Canon
Karta pamięci Compact Flash – SanDisk 32GB Extreme
Lampa błyskowa – Yongnuo 486
Filtr UV na obiektyw – Hoya HMC UV(C) 77mm
Kabel TTL – przewód firmy Photix do łączenia lampy z aparatem
Cały aparat oklejony był taśmą klejąca, dla lepszego maskowania i zawieszony dla niepoznaki na pasku ze starej analogowej Minolty – bardzo charakterystyczny, rzadko spotykany pasek z błękitnymi paskami, napisem Minolta i skórzanymi wstawkami.
Jeśli ktokolwiek, cokolwiek widział, posiada materiał fotograficzny, lub wideo, zna napastników - proszony jest o kontakt mailowy na adres
okradzionyfotograf@gmail.com.
Czytaj również: Incydent pod Ambasadą Rosji w Warszawie