Wstrząsające morderstwo w Warszawie. 27‑latek uduszony
Do tragicznych wydarzeń doszło w jednym z bloków na warszawskim Ursynowie. Były policjant wraz ze swoim synem są podejrzewani, że udusili Sebastiana K. - Mężczyznom przedstawiono zarzuty pozbawienia życia - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
05.11.2019 | aktual.: 05.11.2019 17:53
Do zdarzenia doszło 2 listopada nad ranem. Przed blokiem na ulicy Kłobuckiej pojawił się radiowóz i karetka, a następnie samochód zakładu pogrzebowego.
Okazało się, że życie stracił 27-letni Sebastian K. Mężczyzna został uduszony. Zdaniem prokuratury, odpowiedzialni za zabójstwo mogą być Mirosław K. oraz Kamil K. Portal haloursynow.pl informuje, że pierwszy z nich jest byłym policjantem i ojcem ofiary, a drugi przyrodnim bratem.
- W toku prowadzonego śledztwa dotyczącego zabójstwa Sebastiana K. zarzuty przedstawiono Mirosławowi K. oraz Kamilowi K. Podejrzani są o to, że działając wspólnie i w porozumieniu w nocy 2 listopada 2019 roku w jednym z mieszkań przy ul. Kłobuckiej w Warszawie pozbawili życia poprzez uduszenie Sebastiana K. - informuje Wirtualną Polskę prokurator Łukasz Łapczyński.
Jak podkreśla, mężczyźni nie przyznali się do winy i odmówili złożenia wyjaśnień. Zostali tymczasowo aresztowani na 3 miesiące.
- W przypadku potwierdzenia zarzutów przez sąd grozi im od 8 do 25 lat więzienia - mówi Łapczyński.
"Prawdopodobnie między mężczyznami, podczas imprezy zakrapianej alkoholem, doszło do kłótni o sprawy rodzinne. Sebastian - syn byłego policjanta z innego związku - na co dzień mieszkał z matką i młodszym bratem. Ojca przy Kłobuckiej odwiedzał i miał mieć z nim dobre relacje, podobnie jak z jego rodziną" - informuje haloursynow.pl.
Czytamy jednak, że zdaniem krewnych, Mirosław K. mimo uznania ojcostwa miał mieć problem z zaakceptowaniem syna, a rodzina byłego policjanta również dawała chłopakowi do zrozumienia, że "nie jest mile widziany". Jak było naprawdę?
W ramach prowadzonego śledztwa wyjaśniane są wszystkie okoliczności zdarzenia. Śledczy podkreślają, że z uwagi na dobro sprawy nie przekazują i nie odnoszą się do szczegółowych informacji.
Zobacz także