Węgrzy a Powstanie Warszawskie. Wróg czy przyjaciel?
Do zagrody wjechał niemiecki samochód pancerny, a zanim wpadli uzbrojeni po zęby esesmani. Wtedy żołnierze węgierscy wyszli z kwater i oddzielili kordonem polskich jeńców. Niektórzy profilaktycznie zabrali ze sobą karabiny. Niemcy bardzo gardłowali i żądali wydania im jeńców. Węgrzy odmawiali i twierdzili, że jeńcy - polscy partyzanci, należą do nich. Obie strony zaczęły się wzajemnie przekrzykiwać, o mało nie skacząc sobie do gardeł. Ale kiedy Węgrzy mocniej chwycili za broń i wycelowali w esesmanów lufy karabinów, Niemcy w końcu zrozumieli, iż nic tutaj nie wskórają. Rzucili jeszcze parę obelg w stronę swoich sprzymierzeńców znad Balatonu, zabrali się i odjechali - pisze o węgierskim "sojuszu" w czasie Powstania Warszawskiego Szymon Nowak w artykule dla WP.
31.07.2015 12:29
Prolog - "Dwa bratanki"
"Polak, Węgier dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki". Mało kto pamięta, kiedy w roku 1920 wojska bolszewickiej Rosji podchodziły pod Warszawę, a Czechosłowacja zatrzymała na granicy pociągi transportujące z Francji broń i amunicję dla wojska polskiego, wówczas transporty broni i amunicji Polacy otrzymywali wyłącznie z Węgier. Dostawy te pozwoliły dalej prowadzić walkę polskiej armii i ostatecznie zwyciężyć bolszewików. We wrześniu roku 1939 wojska II Rzeczypospolitej zbrojnie przeciwstawiły się ekspansji terytorialnej hitlerowskiej III Rzeszy. Państwo węgierskie rządzone wówczas przez Miklosza Horthego odmówiło przepuszczenia niemieckiego Wehrmachtu przez terytorium Węgier przeciwko Polsce, czego domagali się Niemcy. Rząd węgierski nakazał jednocześnie zaminowanie tuneli kolejowych i ich wysadzenie w przypadku próby przedarcia się wojsk niemieckich siłą. Po kampanii wrześniowej w Polsce, rząd węgierski przychylnie nastawiony do Polaków, dawał schronienie polskim uchodźcom.
Sojusznicy III Rzeszy
Jednak w związku z rosnącą w tej części Europy hegemonią niemieckiej III Rzeszy, Węgrzy byli zmuszeni by wstąpić do Paktu Trzech (Niemcy, Włochy, Japonia) w listopadzie 1940 roku. Przez pewien czas pomimo nacisków niemieckich, funkcjonowało polskie poselstwo w Budapeszcie, a przez terytorium Węgier do Francji zdołano ewakuować kilkadziesiąt tysięcy polskich żołnierzy.
Wypełniając zobowiązania sojusznicze z III Rzeszą, Węgrzy w kwietniu 1941 r. przepuścili przez swoje terytorium wojska niemieckie do ataku na Jugosławię. Zaangażowali się także w agresję niemiecką na ZSRR w 1941 r., wystawiając liczącą kilka dywizji 2 armię, użytą następnie m. in. w walkach nad dalekim Donem.
Latem 1944 r. sytuacja na froncie wschodnim była już zupełnie inna. Zwycięska armia sowiecka podczas operacji "Bagration" pobiła wojska III Rzeszy i ich sojuszników, a potem w nieprawdopodobnym tempie dotarła nad środkową Wisłę. Czołgi z czerwoną gwiazdą widziane na przedpolach Warszawy stały się jednym z głównych motywów decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego. Niemcy „na gwałt” potrzebowali sił do stłumienia zbrojnego zrywu niepokornych Polaków i spacyfikowania miasta. Oprócz różnych oddziałów SS ściągniętych celowo do Warszawy, pod miastem przypadkowo znalazło się również kilkanaście tysięcy żołnierzy z armii węgierskiej. Były to trzy dywizje (5, 12 i 23) ze składu II Korpusu Rezerwowego oraz 1 Dywizja Honwedów.
Pod Warszawą
Kiedy 1 sierpnia 1944 r. w Warszawie rozpoczęły się walki polskiej armii podziemnej z Niemcami, wobec braku innych wojsk, Niemcy próbowali zrobić kordon wokół Warszawy z wojsk węgierskich, by odgrodzić powstańczą Warszawę od partyzantów stacjonujących w kompleksach leśnych wokół polskiej stolicy. W zamyśle nieprzyjaciela było użycie zbrojne formacji węgierskich przeciw powstańcom, jednak Węgrzy nie byli chętni do walki z Polakami i nie przystąpili do czynnej akcji. Dowódca węgierskiego II Korpusu Rezerwowego, generał Béla Lengyel, relacjonując swoją rozmowę z regentem Węgier Miklosem Horthym, przytacza jego słowa: "Nie mamy czego w Warszawie szukać. Polacy są naszymi przyjaciółmi, a Niemcy towarzyszami broni. Nie wolno nam dać się wciągnąć w ich spór".
Oceniając swych węgierskich sojuszników, dowódca 9 armii, gen. Nicolaus von Vormann do dowództwa Grupy Armii "Środek" napisał: "Dowodzący generał Królewskiego Węgierskiego II Korpusu Rezerwowego na moje zapytanie o zachowanie jego oddziałów wobec Polaków zameldował: Nie należy liczyć na to, że 12 węgierska dywizja rezerwowa wypełniłaby zadanie zamknięcia Warszawy od północy i oczyszczenia dużego obszaru leśnego na północny - zachód od niej. Oddziały są serdecznie witane przez polską ludność. Już teraz wystąpiły oznaki bratania się; przywódcy ruchu narodowego usiłują nawiązać bezpośredni kontakt z dowódcami. Węgrów zaklina się na wielowiekową tradycyjną przyjaźń między Węgrami i Polakami, by wstrzymywali się od wszelkich akcji wojskowych. Wojsko jest jeszcze w rękach swych dowódców. Jak długo przy niewielkiej liczbie oficerów, zwłaszcza w 12 węgierskiej dywizji rezerwowej, stan taki może się utrzymać, na to nie można dać niemal żadnych gwarancji."
Rozmowy z Węgrami
Praktycznie od początku walk polscy powstańcy prowadzili tajne rozmowy z Węgrami, próbując skłonić ich do wspólnej walki przeciwko Niemcom, albo przynajmniej uzyskać zapewnienie o neutralności lub wyciągnąć (wykupić) od nich broń i amunicję. W imieniu stacjonujące w Puszczy Kampinoskiej polskiego partyzanckiego zgrupowania rozmowy z Węgrami prowadzili przedstawiciele rannego i unieruchomionego w szpitalu w Laskach kpt. Józefa Krzyczkowskiego "Szymona". W tym przypadku skończyło się na zapewnieniu "nie wchodzenia sobie w drogę" i przepuszczania polskich oddziałów spieszących z odsieczą Warszawie. Inna sprawa, że do polskiej Grupy AK "Kampinos" dołączyło wtedy około 40 Węgrów z 106 kompanii 12 dywizji. Była to kompania robocza złożona z węgierskich Żydów. Po dołączeniu do powstańców, w Grupie "Kampinos" Węgrzy pełnili straż oraz inne zalecone obowiązki. W walkach zbrojnych, pomimo ich próśb, nie uczestniczyli.
Podobne sondażowe rozmowy z żołnierzami węgierskimi prowadzili polscy powstańcy z Mokotowa, Sadyby i Lasów Chojnowskich. Otrzymali od nich zapewnienie o przyjaźni między naszymi narodami, a także pewną ilość broni.
Porozumienie?
Do najbardziej spektakularnych negocjacji doszło w Zalesiu pod Warszawą. 22 sierpnia do stacjonujących tam wojsk węgierskich został wysłany ks. prof. ppłk "Szymon" Jan Stępień, działający w porozumieniu z KG AK i będący przedstawicielem polskiego dowództwa. W Zalesiu ppłk Stępień rozmawiał z por. Ronaiem, który reprezentował dowódcę II Korpusu - gen. Lengyela. Wstępnie uzgodniono współdziałanie bojowe i uznanie Węgrów za aliantów. Węgrom zależało, by za sprawą kontaktu z AK w Warszawie nawiązać połączenie z wojskami radzieckimi stojącymi za Wisłą. Ppłk "Szymon" zapewnił, że do powstania przyłączyły się proradzieckie AL. i PAL, które na pewno miały łączność z Sowietami. W tej sytuacji PAL miała być niejako łącznikiem, który wynegocjuje z ZSRR przejście Węgier na stronę koalicji antyhitlerowskiej. Szczegółowe punkty proponowanego porozumienia określały przyłączenie się węgierskiego legionu do powstania, wkroczenie wojsk węgierskich wraz z całym ciężkim uzbrojeniem do Warszawy oraz polskie (konkretnie gen.
"Bora") gwarancje bezpieczeństwa ze strony wojsk radzieckich dla Węgrów.
Prowadzący rozmowy ze strony polskiej ppłk "Szymon" wspominał: "Ostatni punkt był bardzo długo dyskutowany. (…) Oświadczyłem, (…) że w tej chwili do AK przystąpiła PAL, która jest w kontakcie z Czerwoną Armią i tą drogą gen. 'Bór' zdobył podstawy do obiecanej Węgrom gwarancji." Po rozmowach z Mokotowa został wysłany łącznik do dowództwa AK. Następnego dnia kontynuowano rozmowy, już z udziałem węgierskich generałów: gen. Lengyela i gen. Läszlö Szabo (dowódcy 5 dywizji). Podobno Niemcom, konkretnie Wehrmachtowi, chodziło o to, aby Węgrzy skłonili Polaków do podpisania kapitulacji z gen. von Vormannem z pominięciem SS, poza sztabem gen. von dem Bacha. Natomiast Węgrzy prócz propozycji powstańców i działań Niemców, liczyli przede wszystkim na własne korzyści polityczne. W tym czasie skłonni byli porzucić niepewny sojusz z III Rzeszą i przejść na stronę aliantów w porozumieniu z Rosją Sowiecką. Być może również przyczynić się do pomocy powstańczej Warszawie, choć osobiście dowódca II Korpusu nie wierzył w
ostateczne militarne zwycięstwo powstania. Na pytanie węgierskiego dowódcy "co robić?", z Budapesztu nadeszła ostateczna odpowiedź, by nie przyłączać się do polskiego powstania, a bezzwłocznie sprowadzić węgierskie dywizje na Węgry. Inne punkty odpowiedzi dotyczyły przyjacielskiego zakończenia rozmów z Polakami oraz przekazania powstańcom lekarstw i opatrunków.
Przeciwdziałanie Niemców
Wobec niepewnej postawy swego węgierskiego sojusznika, Niemcy zdecydowali się na odesłanie stacjonujących wokół Warszawy jednostek na Węgry. Było to podyktowane niepokojącymi sygnałami o brataniu się żołnierzy węgierskich z polską ludnością cywilną oraz możliwościami współpracy z polskim powstaniem. Innym sygnałem dla Niemców było wystąpienie z grupy państw Osi i przystąpienie do koalicji antyhitlerowskiej Rumunii (23 sierpnia) i Bułgarii (8 września).
Dlatego też Niemcy obawiali się, że to samo może stać się w Budapeszcie. Nie ufali już wojskom węgierskim, tym bardziej, że na Węgrzech w tych dniach doszło do zmiany rządu. Niemcy podsłuchiwali rozmowy telefoniczne wojsk węgierskich stacjonujących w Polsce, aresztowali żołnierzy znad Dunaju, przygotowali się na ewentualność zbrojnej akcji przeciw ich wojskom, a nawet rozstrzelali kilku żołnierzy węgierskich.
Do dziś dnia m. in. w Podkowie Leśnej i w Konstancinie Jeziornej zachowały się groby Węgrów zabitych przez Niemców. Do 10 września wyjechały wojska 12 i 23 dywizji oraz dowództwo II Korpusu węgierskiego. Na froncie pozostała jeszcze 1 Dywizja Honwedów oraz zajmująca pozycje w rejonie Piaseczna 5 Dywizja, która stacjonowała tam do października.
Epilog – pod Jaktorowem
Ostatnim akordem rozmów polsko-węgierskich i próby porozumienia, była końcowa faza bitwy pod Jaktorowem. Tam 29 września 1944 r. powstańcza grupa AK "Kampinos" wycofująca się w rejon Gór Świętokrzyskich została osaczona przez wojska niemieckie i rozbita. W tym rejonie stacjonowała węgierska jednostka z 1 Dywizji Honwedów dowodzona przez rotmistrza Miklósa Bodócsy.
W ostatniej fazie bitwy Węgrzy masowo brali polskich partyzantów do niewoli. Opatrzyli ich rany, nakarmili, a potem… puścili wolno, ostrzegając o miejscu stacjonowania niemieckich wojsk. Na drogę dawali Polakom jedzenie, papierosy, a nawet amunicję. Inna rzecz, że pod Jaktorowem Węgrzy nie zgodzili się wydać tych polskich żołnierzy w niemieckie ręce, ratując prawdopodobnie życie prawie 100 Polakom. Oddzielili kordonem swoich polskich jeńców od esesmanów, a nawet chwycili za broń, chcąc za wszelką cenę ochronić Polaków. Strzały nie padły, a Niemcy ostatecznie odjechali.
W bitwie tej zginęło również dwóch węgierskich żołnierzy, którzy wcześniej dołączyli do polskiego partyzanckiego zgrupowania. Są oni pochowani na Cmentarzu Wojennym w Budach Zosinych, podobnie jak ich polscy bratankowie, polegli pod Jaktorowem.
A co by się stało, gdyby węgierskie oddziały przeszły na stronę powstańców Warszawy? - To pozostanie jedynie w sferze domniemań i stawianych teorii historii alternatywnej.
Szymon Nowak dla Wirtualnej Polski