Warszawa zakazuje używania dmuchaw do sprzątania liści. "W końcu! To najgorszy wynalazek"
Od nowego roku na terenie Warszawy nie można używać dmuchaw do sprzątania liści z chodników i trawników. Zakaz nie dotyczy jednak zarządców spółdzielni i właścicieli nieruchomości. - Lud się dziwuje, że zakazują, a prawda jest taka, że dmuchawy powodują smród i są szkodliwe, i drażnią setki ludzi naokoło - komentują mieszkańcy stolicy.
Zakaz zawarto w nowym Programie Ochrony Powietrza dla aglomeracji warszawskiej. O zmianach poinformowali działacze "Miasto Jest Nasze". - Dmuchawy powodują zarówno hałas, jak i wytwarzają zanieczyszczenia, dlatego w pełni popieramy jego wprowadzenie - napisali w sieci.
Jak wyjaśnia rzecznik stołecznego ratusza, Tomasz Demiańczuk, dotyczy on jedynie jednostek podległych miastu. - Prezydent Michał Olszewski jeszcze przed rozpoczęciem sezonu jesiennego rozesłał do jednostek miejskich pismo z prośbą o nieużywanie dmuchaw spalinowych. Nie było żadnych problemów, nikt nie oponował. Miałem dwa lub trzy telefony związane z używaniem dmuchaw, ale była to inicjatywa wspólnot mieszkaniowych i właścicieli prywatnych nieruchomości, a tu nie jesteśmy w stanie ingerować. Możemy jedynie apelować, aby zaprzestali z ich korzystania - mówi WawaLove.
Co zamiast dmuchaw?
- Raczej będą to urządzenia mechaniczne, czyli grabie. Jest to czasochłonne, ale bardziej ekologiczne - twierdzi rzecznik.
Idąc za ciosem
Zmiany te ucieszyły większość mieszkańców stolicy. - W końcu! Dmuchawy to najgorszy wynalazek w służbie człowieka. Oczywiście jak się je mija w drodze do pracy albo w ogóle się ich nie słyszy. Będąc w biurowcu, wydaje się, że problemu nie ma. Natomiast w przypadku siedzących w domach emerytów, rodziców z dziećmi, osób pracujących z domu, to jest gigantyczny dyskomfort, jak przez dwie godziny niesie się wokół bloku cholerny hałas tego sprzętu. W pewnych okresach praktycznie codziennie. Zamknięte okna niezbyt pomagają, testowałem - napisał czytelnik WawaLove.
Pan Bartek zauważa, że sprzątający zbyt często korzystają z dmuchaw. - Dozorcy katują je w każdych warunkach, łącznie z tą mokrą, przyklejoną ściółką do ziemi - więc efekt nie jest wcale lepszy niż w przypadku zwykłych mioteł i grabi, tylko więcej hałasu - pisze.
Niektórzy mieszkańcy stolicy dziwią się, że podobnego zakazu nie zastosowano wobec kosiarek, które szczególnie wiosną uprzykrzają życie mieszkańcom. - Idąc za ciosem. Niech Ci kochający Milanówek wyrzucą wszystkie kosiarki spalinowe z tego samego powodu i niech ręcznie skubią trawkę - napisał pan Klaudiusz pod postem aktywistów „Miasto Jest Nasze”.
Pan Bartek w używaniu kosiarek nie widzi jednak nic złego. - Alternatywy dla tego sprzętu nie ma [tu żart o kosach], a dwa - używa się ich zdecydowanie rzadziej , takie ogólnomiejskie i osiedlowe koszenia są chyba 3 razy w roku. Za to jak się już dmuchawa pojawi w arsenale "gospodarza domu", to nie ma zlituj. 5 listków na chodniku i już całe osiedle słyszy, że ktoś sprząta.