Warszawa. Powrót do przeszłości. Pani Grażyna znów na Puławskiej
Trzynastoletnia Grażynka gnała tą ulicą boso, w rzęsistej czerwcowej ulewie. To było w 1968 roku. A w niedzielę, 52 lata i kilka miesięcy później, pani Grażyna znów została sfotografowana w tym samym miejscu. Tym razem świadomie. No i oczywiście w butach.
Bohaterka ze znanego zdjęcia słynnego fotografa Zbyszka Siemaszki odnalazła się po latach dzięki blogowi PoWarszawsku. Łukasz Ostoja-Kasprzycki, jego twórca, zamieszcza w sieci warszawskie pamiątki. Odnajduje archiwalne fotografie, zdjęcia z domowych zbiorów mieszkańców stolicy, fragmenty filmowych kronik. Publikuje je i chętnie porównuje przeszłość z teraźniejszością.
To urocze zdjęcie ze zbiorów NAC pojawiało się na blogu PoWarszawsku kilka razy. To popularna fotografia. W sieci wiele osób przekazywało ją sobie i spierało się o nią. Pojawiały się wersje obrobione i koloryzowane. Emocje budziła też widoczna po lewej stronie Warszawa.
Ale prawdziwa sensacja, związana z tym obrazkiem zalewanej deszczem stolicy, zdarzyła się w maju. Odnalazła się dziewczyna, która biegnie w strugach ulewy na bosaka. - Pod zdjęciem opublikowanym na blogu pojawił się komentarz pani Grażyny. Napisała, że to ona biegła wtedy Puławską z sandałkami w ręce - opowiada Łukasz Ostoja-Kasprzycki. A potem pani Grażyna miała okazję opowiedzieć w wielu mediach o tej przygodzie z 1968 roku, kiedy złapała ją ulewa i obiektyw znanego dokumentalisty stolicy.
Warszawa. Powrót do przeszłości. Pani Grażyna znów na Puławskiej
Po 52 latach od tego deszczowego dnia pani Grażyna, wówczas uczennica podstawówki i mieszkanka Ochoty zrelacjonuje, dokąd biegła. Pamięta, że były już wakacje. Umówiła się ze swoim tatą pod kinem Moskwa. Miała zabrać truskawki, przywiezione przez ciocię. A przy okazji ojciec z córką mieli zjeść lody w Zielonej Budce.
Dziewczynka przyjechała na Mokotów tramwajem. Wysiadła przy placu Unii Lubelskiej, bo chciała zajrzeć do Megasamu i pooglądać okoliczne wystawy sklepowe. I wtedy nad miasto nadciągnęły potężne chmury, zrobiło się ciemno, a wielkie krople deszczu zmusiły przechodniów do biegu.
W niedzielę pani Grażyna znów znalazła się na Puławskiej, w tym samym miejscu, gdzie w 1968 roku złapała ją ulewa. Łukasz Ostoja-Kasprzycki mógł więc, tak jak lubi, poeksperymentować z czasem i przestrzenią. Na szczęście listopadowa aura okazała się znacznie mniej narwana niż wtedy, ponad dwie dekady temu.