Warszawa. Noc dziwidła olbrzymiego. Tłumy w Ogrodzie Botanicznym
Kilometrowa kolejka, w której warszawiacy stali godzinami. Panowała atmosfera podekscytowania - taka noc zdarza się raz na wiele lat. A właściwie zdarzyła się pierwszy raz, a botanicy czekali na nią z nadzieją. Zakwitł niezwykły, egzotyczny kwiat. Godzinę po północy zaczął powoli przekwitać.
Chwała botanicznej placówce - Ogród Botaniczny stanął na wysokości zadania i zamknął się przed publicznością dopiero o trzeciej w nocy. Wtedy już powolutku rozpoczął się proces przekwitania. Botanicy określili to zjawisko jako "utratę turgoru brzegów pochwy kwiatostanowej", które zaczęły przewieszać się w dół.
Ale nadal jest co podziwiać. Ogród Botaniczny obiecuje, że jeśli około godziny 14 okaże się, że wciąż jest co oglądać, placówka w poniedziałek będzie czynna do godziny 20.
Dziwidło olbrzymie (Amorphophallus titanum) dało znakomity spektakl. Był on transmitowany online. Ale ci, którzy pofatygowali się osobiście, mają co wspominać - panowała niezwykła atmosfera, w kolejce nikt nie utyskiwał i nie narzekał na chłód. Moment, w którym można było stanąć przed wielką donicą z imponującym, dwumetrowym okazem flory, wynagradzał starania. Można było zobaczyć prawdziwą królową jednej nocy. Jak w retro piosence zespołu Alibabki: Ach!
Kwiat pojawił się po wielu dniach oczekiwania. A wcześniej - po wielu latach wielkiej cierpliwości botaników. To pierwszy taki kwiat w Polsce. Zjawisko wyjątkowe w Europie.
Warszawa. Noc dziwidła olbrzymiego. Tłumy w Ogrodzie Botanicznym
To wszystko mogło wydarzyć się dzięki przypadkowi i wieloletniej pracy, a nawet i czarom, i gusłom. Dziwidło olbrzymie znalazło się w warszawskim ogrodzie dzięki podróżnikowi, który uznał, że sprowadzoną do Polski bulwą niezwykłej rośliny nie będzie mógł się zająć w sposób odpowiedni. Kwiat in spe wylądował w ogrodzie, gdzie spokojnie trwał w donicy kilka lat.
A potem przeżył niemiłą przygodę - ekipa telewizyjna, kręcąca zimą zdjęcia w szklarni, wystawiła donicę z martwym - zdawać się mogło - kawałkiem roślinnym na mróz. Stała tam przez całą noc. Rano wróciła do ciepła, ale zaczęło się z nią dziać coś złego. Gniła.
Na szczęście botanicy nie postawili na niej krzyżyka. Czekali kolejne lata. Przez trzy sezony nie pojawił się ani jeden znak życia rośliny. Nadzieja na jej "odbicie" gasła. Wtedy, w akcie desperacji, ale też żartem, ogrodnicy odprawili nad nią obrzędowy taniec. Mówcie, co chcecie, ale pomogło. Efekty widać było już po kilku dniach - w lutym 2020 roku pojawił się pierwszy skromny listek, ale rósł z nadprzyrodzoną siłą dwóch centymetrów na dobę. Po 17 miesiącach dziwidło pokazało swoje możliwości.
Niewiele brakowało, by ktoś zaszkodził jej znów na ostatnim etapie - zanim ukazał się kwiat, ktoś ze zwiedzających z ciekawości oberwał łuski okrywające delikatny, choć potężny kielich kwiatowy. Na szczęście roślina poradziła sobie z tym i w noc z niedzieli na poniedziałek stała się prawdziwą gwiazdą.