RegionalneWarszawaWarszawa. Kolejne skargi ws. sytuacji w Domu Lekarza Seniora

Warszawa. Kolejne skargi ws. sytuacji w Domu Lekarza Seniora

Do Ministerstwa Zdrowia płyną kolejne skargi ws. Domu Lekarza Seniora. Pod koniec roku zmarło tam dziesięcioro mieszkańców. Zdaniem świadków koronawirus tylko spotęgował trwający wcześniej kryzys w zarządzaniu placówką.

Warszawa. Do resortu płyną skargi ws. sytuacji w placówce
Warszawa. Do resortu płyną skargi ws. sytuacji w placówce
Źródło zdjęć: © PAP | Kira Hofmann

11.02.2021 10:09

Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", w listopadzie w placówce, w której mieszkają medycy seniorzy, pojawił się koronawirus. Zakażenie stwierdzono u 30 z 85 mieszkańców. 30 osób zostało przewiezionych do szpitali. Dziesięcioro seniorów zmarło. Formalną przyczyną zgonu pięciorga z nich był COVID-19. Zawsze zakażeniu towarzyszyły choroby współistniejące. Byłe pracownice opowiadały, że dyrekcja zbyt późno zareagowała na pojawienie się koronawirusa. Dramatycznie brakowało też kadry. Personel opowiadał o napiętych relacjach z dyrektorką placówki.

Po publikacji gazety kolejne osoby opowiadają, co działo się przy Wołoskiej jeszcze przed pojawieniem się koronawirusa.

Marta przepracowała w DLS kilka miesięcy jako pracownik socjalny. O powrót na stanowisko walczy przed sądem pracy. Walczą o nią też mieszkańcy, którzy wstawili się za Martą nawet do Ministerstwa Zdrowia. Chwalą ja za inicjatywę, za kącik kawowy i za czytanie książek na głos i rozwiązywanie problemów.

Seniorzy nie umieją sobie wyobrazić placówki bez niej. Marta została zwolniona z dnia na dzień. Wcześniej dostała naganę z wpisem do akt. Pierwszą po 25 latach pracy zawodowej.

Relacjonuje dziennikowi: Pani X przyjechała do nas zimą. W kwietniu zrobiło się bardzo ciepło, nie miała w co się ubrać. Poprosiła o wyjście. Mieszkała bardzo blisko, ale był już wtedy zakaz wychodzenia z powodu pandemii. I był też problem do rozwiązania. Powiedziała o tym dyrektorce, rzuciła "ja nic o tym nie wiem". Poszłyśmy. Od drzwi do drzwi zajęło nam to godzinę. Pani wzięła, czego potrzebowała – opowiada Marta. Były to buty, ubrania, kilka talerzyków, leki. – Z nikim się nie spotykałyśmy, nie rozmawiałyśmy. Potem dowiedziałam się, że spowodowałam zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców.

W Ministerstwie Zdrowia trwa postępowanie po skargach personelu i pismach Okręgowej Izby Lekarskiej, która też została zaalarmowana o trudnej sytuacji w placówce, m.in. przez mieszkańców.

Biuro Komunikacji resortu zdrowia poinformowało, że "dopiero po zakończeniu postępowania będą mogły zostać podjęte adekwatne działania". Nie wiadomo, kiedy to nastąpi, bo wpływają kolejne pisma i uzupełnienia skarg.

Źródło: Gazeta Wyborcza (Imiona osób zostały zmienione)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)