Warszawa. Białe miasteczko 2.0 rośnie. Medycy chcą spotkania z premierem
Protest medyków, którzy tym razem do działania przystąpili solidarnie, niezależnie od miejsca w systemie opieki zdrowotnej, rozpoczął się w sobotę. Domagają się podwyżek płac oraz zwiększenia nakładów na leczenie.
Lekarze, pielęgniarki, położne, ratownicy medyczni, diagnostycy, laboranci i fizjoterapeuci, a także przedstawiciele innych zawodów związanych ze służba zdrowia wszystkich specjalizacji działają w zjednoczeniu. To nieczęsta sytuacja. Choć sytuacja branży medycznej nie była komfortowa ani przed transformacją w Polsce, ani po niej, taka solidarność w walce o poprawę sytuacji zatrudnionych w placówkach medycznych dawno nie miała miejsca.
Po sobotnim przemarszu przez ulice stolicy, niektórzy z uczestników demonstracji zdecydowali się pozostać na noc przed kancelarią premiera. Stworzyli Białe miasteczko 2,0 - w nawiązaniu do obozowiska utworzonego przez protestujące pielęgniarki w 2007 roku. W niedzielę do tego zgrupowania z namiotami dołączyło kilkadziesiąt osób, a w poniedziałek uczyniły to kolejne.
Medycy domagali się od poniedziałkowego przedpołudnia spotkania z premierem. Chcą, by Mateusz Morawiecki usiadł do rozmów z nimi we wtorek o godzinie 13. Po konferencji prasowej ministra zdrowia Adama Niedzielskiego protestujący skwitowali, że "stracili pół godziny z życia", bo padła tylko obietnica powołania kolejnego wiceministra do dialogu społecznego - Piotra Brombera. Minister odmówił jednak, wyjaśniając, że to on jest przedstawicielem rządu, ma wszystkie upoważnienia, a stawianie wymogów, które blokują rozmowy, jest niezrozumiałe.
Warszawa. Białe miasteczko 2.0 rośnie. Medycy chcą spotkania z premierem
Z nim jednak protestujący rozmawiać już nie chcą i nadal czekać będą na przybycie premiera. Uczestnicy tej demonstracji to na ogół bardzo młodzi pracownicy ochrony zdrowia - zaczynający pracę rezydenci, pielęgniarki i położne tuż po studiach, a także studenci studiów medycznych. Zależy im, by branża, jaką wybrali, działała skutecznie, a oni sami żyli godnie. Protestują, jak tłumaczą, przeciwko "bylejakości" służby zdrowia.
Domagać się będą nadal, by w zakresie opieki lekarskiej, pielęgniarskiej, fizjoterapeutycznej, rehabilitacyjnej i farmaceutycznej, a także dostępu pacjentów do nowoczesnych form diagnostyki laboratoryjnej i obrazowej, obowiązywały normy takie, jak w krajach Unii Europejskiej.
Zmienić się ma liczba zatrudnionych w branży, tak, by dogonić poziomy średnie w krajach OECD i UE, szczególnie w sytuacji starzenia się społeczeństwa i zwiększania się zapotrzebowania na świadczenia opieki zdrowotnej.
Komitet protestacyjno-strajkowy żąda podwyższenia nakładów na system opieki zdrowotnej znacznie wyższych niż planowane przez rządzących - nie 7%, ale 8% PKB, jak w krajach sąsiednich. Zwiększenie wynagrodzeń pracowników ochrony zdrowia ma natomiast sięgać takich poziomów, by zahamować emigrację zewnętrzną, za granice Polski i wewnętrzną, do sektora prywatnego.