"Staram się mieć fajne życie i robić to, co lubię"
O warszawiakach, ich pupilach i trudnej pracy psiego fryzjera, rozmawiamy z Danką Bień.
Dankę Bień odwiedzamy w jej miejscu pracy - psim salonie fryzjerskim znajdującym się przy Wilczej 33, w Śródmieściu. Danka, choć zapracowana, chętnie daje się wciągnąć w rozmowę o jej pracy, którą bardzo lubi, a także o psach i ich właścicielach. Nie zapomina też wspomnieć o swoich czterech pupilach - 3-letniej Bumie, 6-letniej Buzi, 5-letniej Lelce i jej córce - 3-letniej Kruchej.
Skąd wziął się pomysł na psi salon fryzjerski?
- Ten niewielki, bo 14-metrowy lokal przy Wilczej miałam już kilka lat. Najpierw wymyśliłam sklep spożywczy, później butik z bielizną. Jednak żaden z tych pomysłów nie sprawdził się. Usiadłam więc nad książką teleadresową i zaczęłam ją przeglądać, branża po branży. Nauczona doświadczeniem wiedziałam, że sklep na tak małej powierzchni nie sprawdzi się i muszę pomyśleć o lokalu usługowym.
I pomyślałaś, że przecież bardzo kochasz psy. Sama masz ich aż cztery...
- Dokładnie. Początkowo myślałam nawet, żeby zaprosić do współpracy weterynarza. Ostatecznie jednak postanowiłam otworzyć salon fryzjerski. Najpierw otworzyłam go na Tarchominie - było to prawie 10 lat temu - 3 lata temu przeniosłam działalność tutaj, na Wilczą.
I wtedy pojawili się nowi klienci?
- Nie do końca. Wbrew pozorom, w Śródmieściu nie ma aż tak dużo psów. Wielu klientów mam tych samych od lat. Niektórzy przyjeżdżają nawet z Mazur. Mam też i takich, którzy co roku przyjeżdżają na wakacje z Australii i przychodzą z psem do mnie.
Wielu masz klientów?
- W sezonie letnim jest ich bardzo wielu, więc muszę pracować praktycznie codziennie, od rana do wieczora. Z kolei zimą pracuję niewiele. Wtedy mam czas na swoje hobby, czyli m.in. robienie na drutach. Tej zimy zrobiłam kilka ubranek dla czworonogów (zobaczyć je można na zdjęciu). Lato jest dla mnie czasem wytężonej pracy i zbieraniem oszczędności na cichy czas zimowy.
Czy praca psiego fryzjera jest łatwa?
- Wielu osobom wydaje się, że wystarczy umieć po prostu obciąć psu włosy. A nie jest tak. Trzeba się nauczyć wielu rzeczy. Ja uczyłam się strzyc psy u hodowców. Każdą rasę - umiem strzyc około 80 różnych - należy ciąć w inny sposób. Każdego rasowego psa trzeba odpowiednio obciąć, aby odpowiednio ukształtować sylwetkę. Poza tym jest to naprawdę ciężka, fizyczna praca. Zaczynam od porządnego wyczesania, potem kąpiel i dopiero cięcie. Każdemu czworonożnemu klientowi muszę poświęcić około dwóch godzin. Cały dzień stoję w niewygodnej pozycji, pochylona, z jednym barkiem wyżej. Wieczorem bolą mnie plecy. Wiem, że nie jest to praca na całe życie, jest zbyt wyczerpująca.
Ten zawód jest trudny również z innego powodu - a są nim właściciele. Wydawałoby się, że pracuję ze zwierzętami, a tak naprawdę pracuję z ludźmi. Często nie szanują oni tego, co robię Uważają, że jest to sama przyjemność i że powinni w takim razie mniej płacić. Nie doceniają moich kwalifikacji. Zdarzają się telefony z pretensjami, że pies po strzyżeniu ma gdzieś rankę i jest to moja wina. I muszę przypominać, że ranka jest śladem po kleszczu, który osobiście usunęłam, bo właściciel tego nie zrobił. Zdarza się również, że klient twierdzi, że pies ma chorą skórę po wizycie w moim salonie. A prawda jest taka, że trafiają do mnie psy bardzo zaniedbane, z chorą skórą, zagrzybionymi uszami. Po obcięciu włosów dopiero widać, w jakim stanie jest zwierzak. I wina spada na mnie, bo przecież nie na właściciela (śmiech). Często przychodzą do mnie bogate panie w sweterku od Chanela i mówią, jak bardzo kochają swojego pieska. A ja widzę kamień na zębach, gnijące dziąsła. Kiedy tłumaczę, że zwierzę się męczy, że trzeba mu
pomóc, to słyszę w odpowiedzi: "Ale usuwanie kamienia jest pod narkozą, ja tego nie przeżyję" (znowu śmiech). Poza tym nie wszyscy kochają swoje psy, zwłaszcza bogaci ludzie, którzy nie mają dla nich czasu i do fryzjera psa wysyłają w towarzystwie swojej sekretarki. Z doświadczenia wiem, że najfajniejszym klientem jest taki „przeciętny Kowalski”.
Jak to jest z warszawiakami? Lubią stroić swoje psy, zdarzają się zamówienia na dziwaczne fryzury?
- Ekstrawaganckie zamówienia to rzadkość, ubranka również. Nie szalejemy, jesteśmy bardzo stonowanym narodem. Takie podejście wynika z naszej mentalności - lubimy się sobie nawzajem przyglądać, krytykować. Każde odstępstwo od normy zwraca uwagę i jest komentowane, wyśmiewane. Boimy się krytyki. Takie podejście przekłada się na wygląd naszych czworonogów. Psy na ulicach Warszawy wyglądają zupełnie inaczej, niż na przykład w Barcelonie. Tam, nawet latem, psy są wystrojone i ciekawie obstrzyżone. Tego nie spotkamy na warszawskiej ulicy.