RegionalneWarszawaSłynne lądowanie 1 listopada. Kapitan Tadeusz Wrona: Najbardziej denerwują mnie korki w Warszawie

Słynne lądowanie 1 listopada. Kapitan Tadeusz Wrona: Najbardziej denerwują mnie korki w Warszawie

Dekadę temu pilot, zmuszony awarią samolotu, wykonał manewr lądowania na pasie warszawskiego lotniska Chopina bez wysuniętego podwozia. Został okrzyknięty bohaterem. Uratował 231 osób przebywających na pokładzie Boeinga 767, odbywającego lot z Newark do Warszawy.

Kapitan Tadeusz Wrona zasłynął lądowaniem 1 listopada 2011 roku na lotnisku Chopina w Warszawie. Posadził maszynę na płycie przy schowanym na skutek awarii podwoziu (Wikipedia Commons)
Kapitan Tadeusz Wrona zasłynął lądowaniem 1 listopada 2011 roku na lotnisku Chopina w Warszawie. Posadził maszynę na płycie przy schowanym na skutek awarii podwoziu (Wikipedia Commons)

Manewr w wykonaniu Tadeusza Wrony porównywany był do wyczynu amerykańskiego pilota Chesleya Sullenbergera, który dwa lata wcześniej wylądował awaryjnie na rzece Hudson. Nic dziwnego, że kapitan Wrona uhonorowany został wieloma tytułami i odznaczeniami, w tym Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, przyznanym przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Pilot, który został uznany również za bohatera Stanów Zjednoczonych, kilka lat później musiał rozwiązywać konflikt z zatrudniającą go lotniczą firmą PLL LOT. Został zwolniony, bo domagał się lepszych warunków pracy dla pilotów. Protest pracowników doprowadził do przywrócenia go do pracy.

W 10. rocznicę tego niezwykłego wydarzenia na warszawskim lotnisku, którego zapis pokazywało wiele światowych stacji telewizyjnych, rozmowę z bohaterem przeprowadziła Interia. Pilot opowiedział, jakie ścieżki zaprowadziły go do kabiny pilota powietrznych statków pasażerskich i jakie cechy charakteru pomogły mu kontynuować tę zawodową drogę. Opowiedział też, jak zmieniała się na jego oczach branża.

- Gdy zaczynałem, wciąż funkcjonowały maszyny, gdzie w kokpicie samolotu było zatrudnionych pięć osób. Moja najliczniejsza załoga to były trzy osoby, bo obsługiwałem loty krajowe. Lataliśmy wówczas AN-24, który był podstawowym typem w PLL LOT. Poza dwoma pilotami w kokpicie latał również inżynier-mechanik, który w razie czego mógł naprawić drobną awarię, najczęściej po lądowaniu - opowiedział kapitan Wrona Interii.

Dziś, jak mówi, elektronika czuwa, żeby pilot nie musiał rozpraszać się, sprawdzając różne dodatkowe parametry i je porównywać, a systemy badają, zapisują dane i natychmiast informują, gdy coś jest nie tak. Działania pilota bardzo się więc zmieniły. A po 2001 roku, po wydarzeniach w USA, zmieniło się bardzo wiele w całym lotnictwie.

Słynne lądowanie 1 listopada. Kapitan Tadeusz Wrona: To nie ja miałem wtedy lecieć tym rejsem

Kapitan Wrona opowiedział także o swojej karierze i najważniejszych jej chwilach. Okazuje się, że to nie 1 listopada 2011 roku był najbardziej znaczący w jego zawodowym życiu. - Taką sytuacją był moment, gdy ważył się mój los jako pilota. Szkolenie rozpoczynałem w Ośrodku Szkolenia Personelu Lotniczego, lecz by rozpocząć praktyczną część, należało przedstawić odpowiednie badania lekarskie - opowiadał.

- PLL LOT były wówczas jedyną linią lotniczą w Polsce. Akceptowały badania wydane przez Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej. Za pierwszym razem ich nie przeszedłem. Kontynuowałem naukę i po czterech latach raz jeszcze stanąłem przed komisją. Tym razem się udało. To były dla mnie emocje, które będę pamiętać przez całe życie - wspominał pilot.

Najciekawsze jest jednak to, że tamtego szczególnego dnia sprzed dziesięciu lat, to nie Tadeusz Wrona miał zasiąść za sterami samolotu z Newark. - Pierwotnie w moim planie miesięcznym znajdował się lot do Chicago. Kolega poprosił o zamianę. Bardzo mu zależało - powiedział. Jak dodał, podczas pamiętnego lotu po prostu starał się być dobrym pilotem. - Uważam, że mieliśmy dużo szczęścia. Przeszkolenie to jedno, ale w takich chwilach naprawdę wszystko musi się zgodzić - dodał.

W rozmowie pojawiła się też sprawa przyczyn awarii, która skomplikowała lądowanie. Komisje badające to zdarzenie ustaliły, że problemy sprawił bezpiecznik. Jednak nie wiadomo, czy przyczyną jego odłączenia nie była ciężka walizka na lotnicze dokumenty, z brzegami wzmocnionymi metalowymi kantami. Możliwe, że przedmiot zahaczył o główkę bezpiecznika przy fotelu drugiego pilota.

Słynne lądowanie 1 listopada. Kapitan Tadeusz Wrona: Najbardziej denerwują mnie korki w Warszawie

- Dołożyliśmy wszelkich starań, żeby sprawdzić każdy szczegół. Drugi pilot przesuwał fotel, torbę na dokumentację techniczną i na kolanach, trzykrotnie sprawdził instalacje. Zachował przy tym zimną krew i racjonalne myślenie - wspominał tamte chwile kapitan Wrona, zaznaczając, że dziś wszystko zrobiłby tak samo i nie czuje się bohaterem.

- Raczej skutecznym pilotem. Wykonałem swoją robotę. Teraz już jestem na emeryturze. Cieszyłem się, że udało się manewr przeprowadzić bezpiecznie i nikomu nic się nie stało - skomentował Tadeusz Wrona. Jego emerytura nie jest jednak, jak się okazuje, porzuceniem przestworzy.

Wznowił właśnie uprawnienia instruktorskie na lekkich samolotach. I szkoli w ramach Lot Flight Academy przyszłych pilotów. A na ziemi rzeczą, która najbardziej go stresuje i denerwuje, są korki na warszawskich ulicach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)