Ruszył proces ws. wypadku na Gocławiu. "Jestem przekonany, że winowajców jest dwóch"
Prokurator domaga się kary więzienia dla 62-letniego kierowcy toyoty. Natomiast ojciec zmarłej uważa, że winny jest również drugi uczestnik wypadku. Do zdarzenia doszło dwa lata temu. Zmarła osoba postronna, 41-latka.
Około godziny 17.00 na skrzyżowaniu ulic Fieldorfa i Meissnera zderzyły się dwa auta, toyota z fordem. Kierowcy nie odnieśli poważnych obrażeń, za to ucierpiały osoby postronne. Samochód potrącił dwoje rowerzystów, w tym półtoraroczne dziecko w foteliku oraz kobietę, która zmarła na miejscu. Natomiast dziecko i 60-letni mężczyzna trafili do szpitala.
Andrzej J., kierowca toyoty został oskarżony, jak tłumaczy prokuratura wymusił pierwszeństwo. Z kolei kierowca forda nie usłyszał zarzutów, chociaż przekroczył dozwoloną prędkość.
Jak podaje tvnwarszawa.pl we wtorek w sądzie rejonowym Praga Południe po raz pierwszy przesłuchano obie strony procesu. Prokurator, Ewa Prostak oświadczyła, że możliwość uniknięcia wypadku była po stronie oskarżonego. - Biegły stwierdził, że taktyka jazdy kierowcy toyoty była nieprawidłowa, bo nie zachował szczególnej ostrożności - podkreśliła. Prokurator domaga się rok bezwzględnego więzienia oraz dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów dla oskarżonego.
Natomiast adwokat ze strony zmarłej rowerzystki, Marta Zakrzewska przekonywała, że Andrzej Z. wykonał bardzo niebezpieczny manewr. Dodała, że oskarżony nie przyznał się do zarzutu i nie czuje się winny, a przyznał się jedynie do tego, że zastosował zasadę ograniczonego zaufania. - Postąpienie Andrzeja J. było kluczowe dla powstania sytuacji niebezpiecznej. To, że inny kierowca zachował się nieodpowiednio, nie zwalnia z odpowiedzialności kierowcy toyoty - zaznaczyła adwokat.
Inne zdanie ma ojciec zmarłej kobiety. Uważa, że winowajców jest dwóch. - Pan J. wymusił pierwszeństwo przejazdu. Pan W. jest winny, dla mnie i dla zięcia, który stracił żonę, i dla mojej żony, która straciła córkę. Jesteśmy wszyscy zdziwieni, że nie siedzi na ławie oskarżonych. Moje pytanie jest jedno: dlaczego nie został mu postawiony akt oskarżenia? Dlaczego nie dostał nawet mandatu? Wydanie wyroku pozostawiam do uznania sądu. Ja chcę tylko jednego: sprawiedliwości - tłumaczył pokrzywdzony.
Co na to obrońca Andrzeja Z.?
Adwokat, Adam Zaborski oświadczył, że najistotniejsza w tej sprawie jest prędkość, z jaką poruszał się kierowca forda. - Według biegłego krótko po zderzeniu ta prędkość wynosiła między 78 a 87 kilometrów na godzinę - podkreślił. Dodaje, że gdyby nie prędkość, oskarżony zdążyłby wyhamować i do wypadku by nie doszło. - Według świadków ford focus ścigał się z motocyklem. To szybki samochód, sportowa wersja, w kilka sekund przyspiesza do setki - powiedział Zaborski.
źródło: tvnwarszawa.pl
Zobacz także: Michał Kamiński bezwzględny dla premiera. "Mateusz Morawiecki nie radzi sobie z rządzeniem"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl