Rozmowa z warszawianką: Wiki Królikowska
O tym jak się robi wideoklip za 25 zł, jak się gra na warszawskich scenach i za co kocha się Warszawę (wideo)
08.03.2013 10:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jesteś hipsterem?
Podobno hispter nie powinien mówić sam o sobie, że jest hispterem. Chodzę do hipsterskich knajp, ale nie utożsamiam się jakoś mocno z innymi bywalcami. Wolę od współczesnej muzyki techno lat 90. Chociaż zaczynam się obawiać, że hipsterzy zaczęli tego też słuchać. Chyba muszę znaleźć nowy ulubiony gatunek.
Swoimi nagraniami przenosisz nas w czasie, do lat 80. Co cię fascynuje w tym okresie?
Fascynacja muzyka lat 80. zaczęła się tak na grubo, kiedy zaczęłam słuchać indie. Nie do końca się to wszystko zgadza, ale już tłumaczę: kiedyś znajomi robili imprezy z muzyką indie i między kawałkami White Stripes czy Franz Ferdinand puszczali synth pop z lat 80. I nagle zaczęłam słuchać namiętnie Gary Newmana i Johna Foxxa. Potem mój ojciec podsunął kolejne fajne rzeczy i tak już poleciałam. Przyznam, że szalenie pomógł mi też Soulseek, wówczas bardzo popularny - można było na czacie tego wspaniałego systemu porozmawiać o muzyce - czego słuchają inni użytkownicy co polecają. Youtube wówczas jeszcze nie śmigał.
Lata 80. to kiepska moda, cekiny, blichtr. Izabela Trojanowska śpiewająca "Wszystko czego dziś chcę"
Te lata były szalenie kolorowe! Te jachty, drinki z parasolkami, samochody - wszystko bardzo kolorowe i pociągające.
To chyba nie w Polsce...
Tak, w Polsce było szaro, ale za to mieliśmy wówczas scenę muzyczną w najlepszej kondycji. Najlepsze nagrania Maanamu, Lecha Janerki. Była Republika, Aya RL. Brzmienia syntezatorów takie nieporadne, analogowo-cyfrowe, niezwykle fascynujące, pokazujące że są tam żywi ludzie. Współczesna elektronika jest mniej żywa, coraz mniej jest w niej ingerencji muzyków. To muzyka komputera, a lata 80 to muzyka wygrywana z ręki.
To jest teraz modne w Warszawie?
Nie do końca. Są imprezy typu "i love eighties and nineties" w dużych klubach muzycznych. Przychodzi na nie sporo ludzi, ale przychodzą trochę jak na wesele. Usłyszeć piosenki, które były modne gdy byli dzieciakami. Natomiast gdy puścisz na imprezie na serio im np. OMD - Enola Gay, to prawdopodobnie spotkasz się z dissem. Nikt nie przyzna się do miłości do takich utworów.
Nakręciłaś swoje wideo za 25 zł. Jak to się robi?
Tak naprawdę pierwszy mój teledysk kosztował 0 zł, bo był nakręcony telefonem komórkowym. Zmontowałam go sama i pokazałam koledze po ASP. No i tak mu się spodobał mój pomysł, że przyjechał do mnie z Trójmiasta, wydrukowaliśmy na foliach trochę napisów, wzięliśmy rzutnik moich rodziców, który 25 lat leżał w pawlaczu, kupiliśmy butelkę wina i nakręciliśmy wideo. Takim aparacikiem Fuji 8 MPx. Pomógł nam zmontować to znajomy w jakości HD. Można powiedzieć, "No tak, ale masz przyjaciela, który ci to zrobił za friko". Fakt, ale myślę, że jeśli ktoś ma naprawdę dobry pomysł, to na pewno znajdzie się ktoś, jakiś artysta, który to zrobi dla sztuki, a nie dla kasy.
Kolejny twój teledysk kosztował już więcej, bo aż 45 zł.
Tak. Plan zdjęciowy był dłuższy i trzeba było dokupić dodatkowa butelkę wina. Trochę lepszy sprzęt mieliśmy. Koledze udało się pożyczyć o klasę lepszy aparat.
Dużo występujesz live. Jak się gra na warszawskich scenach?
Trudno i łatwo. Fajne jest to, że w Warszawie jest dużo miejsc do grania, fajne jest to, że publiczność jest świetna. Natomiast niezbyt fajne jest to, że właściciele nie zawsze dbają o artystów. Wynika to m.in. z tego, że jest duża grupa młodych zespołów, totalnie zdesperowanych - tak, że chcą nawet zapłacić za granie byle tylko wystąpić. W efekcie wielu właścicielom wydaje się, że mogą mieć fajne zespoły za darmo.
To wina właścicieli? Gdybym był jednym z nich, chciałbym mieć zespół jak najtaniej.
Zapewne tak, ale dość żenujące jest to, że muszę czasem wymienić 40 maili, by utargować 200 zł.
200 zł to niemało. Właściciele klubów też mają swoje problemy. Ceny idą w górę...
Myślisz, że dla dużego klubu 200 zł to istotna suma? Myślę, że piwo wciąż się sprzedaje, a lokale wciąż zarabiają dobrze. To jest takie polskie myślenie - muzykowi nie trzeba zapłacić. Ostatnio shareowałam na facebooku taki dowcip, gdzie facet chciał, by grupa zagrała na weselu. Za free, na próbę. Jak się sprawdzą to będzie ok. Na to dostał odpowiedź, że niech zatrudni sześciu hydraulików, by przyjechali i pracowali od 18.00 do 4.00 rano. A my - napisał zespół - weźmiemy tylko połowę tej sumy, jaką będą chcieli hydraulicy. Niektórzy zapominają o tym, że muzyk to też jest praca. Za artystyczne aspirację mogą mi nie płacić, ale za rzemieślnicze przygotowanie powinni.
Skąd czerpiesz inspiracje?
Nie słucham nowych rzeczy. Czasem coś się trafi, owszem. Ktoś poleci, ale raczej grzebię w przeszłości. Zaglądam na YT, oglądam masę filmów z lat 80. Często kiepskich, klasy B, ale pozwalających wczuć się w klimat. Dużo rozmawiam z muzykami, którzy robili muzykę 20 - 30 lat temu. Czasem zaglądam do książek, które niedługo już znikną zupełnie, typu encyklopedia new wave, encyklopedia rocka. Tam można znaleźć perełki.
Jesteś szefem własnego zespołu. Jak ci się udaje zapanować nad chłopakami?
Nie jest łatwo. Często facet-muzyk ma takie podejście do kobiet, jak fachowiec od remontów. Jestem mężczyzną, więc lepiej obsługuję wiertarkę. No więc muszę mu pokazać, że dokładnie wiem o co mi chodzi oraz że umiem robić to, co robię. I zazwyczaj pierwsza linia oporu jest już złamana. Często słyszę "jesteś dziewczyną, nie będziesz mną rządzić". No więc nie ma co się w takich sytuacjach unosić honorem, tylko trzeba pokazać, że jest się równorzędnym partnerem. Takim samym fachowcem, kumplem.
Nie jesteś feministką?
Napisałam kiedyś o tym na moim blogu . Nie jestem feministką. Nie dlatego, że uważam, ze kobietom nie przysługują prawa, tylko uważam, że feministki źle o nie walczą. Kobiety powinny zejść trochę z tonu i powiedzieć - ok, jesteśmy kobietami, to i to nam przysługuje naturalnie, ale nie musimy przez to ograniczać praw innym. Parytety nie do końca mnie przekonują. Feminizm w formie telewizyjno-populistycznej w ogóle do mnie nie trafia.
Jak często gracie w Warszawie?
Od jakiegoś czasu gramy co najmniej raz w miesiącu. Niedawno ruszyłam z kolejnym projektem Var-Sztad. To inteligentna muzyka taneczna, taki ambient-trans, więc występuję raz z Kremem, raz z nowym projektem.
Dużo jeździcie po Polsce. W Warszawie inaczej się gra niż w innych miastach?
Scena warszawska jest trudniejsza. Pewnie przez dużo większą liczbę miejsc do grania. Jednego wieczoru, w różnych klubach odbywa się kilka koncertów. Więc musisz być naprawdę dobry, musisz sprawić, by właśnie na Ciebie przyszli. Jest dużo koncertów, więcej przypadkowych osób. Kiedyś grałam na pl. Zbawiciela i z pobliskiej restauracji Que Huong przyszli na mój koncert Wietnamczycy. Później kilku z nich zostało moimi fanami na Facebooku. To było szalenie miłe.
Powiedziałaś mi niedawno, że nigdy nie wyjedziesz z Warszawy. Co takiego jest w tym mieście?
Trochę za mocno powiedziałam, ale rzeczywiście jestem Warszawofilem. Nie tylko dlatego, że Czesław Niemen nagrał "Sen o Warszawie" czy David Bowie miał utwór "Warszawa". Dla mnie to miasto esencja. Połączenie tradycji wschodnich i zachodnich. Stolica jest ośrodkiem, w którym polska przaśność spotyka się z ogromna kulturą i tolerancją. Poza tym architektura stolicy jest niesamowicie ciekawa - każda dzielnica jest jak małe, osobne miasto. Jeśli się spojrzy np. na taką Wolę, to jest tam zupełny misz-masz. Każdy ustrój zostawił tam swój budynek. W efekcie mamy totalny bałagan, ale to pozwala być w wielu miejscach jednocześnie! Będąc w Warszawie mam wrażenie, że trochę jestem w całej Polsce.