Rozmowa z warszawianką: Mroux
"Warszawę może pokochać tak samo mocno ten, który przyjechał tu niedawno, jak ten, którego rodzina mieszka tu od czterech pokoleń"
14.08.2012 11:42
Mroux jest autorką niezwykle popularnej "Małej książeczki o gwarze warszawskiej". W jej pracowni na Sadybie rozmawiamy o stolicy, pomyśle na popularyzację gwary wśród dzieci, inspiracjach oraz o tym... czy da się na tym zarobić.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z literaturą dziecięcą?
Jakiś czas temu wyleciałam z pracy z korporacji. Do tej pracy kompletnie się nie nadawałam, byłam całkowicie roztargniona. Mój szef wykazał się przez te kilka miesięcy naprawdę dużą cierpliwością, że mnie w ogóle wytrzymywał, no ale końcu nie dał rady i mnie wyrzucił. Stwierdziłam wówczas, że zrobię coś zupełnie innego, coś dla siebie. Ponieważ miałam ograniczone środki, to znaczy komputer, trochę bloków technicznych, ołówki i drukarkę, stwierdziłam, że musi to być coś czarno - białego.
Przez jakiś czas pracowałam też z dziećmi. Odkryłam, że mają one spore wyczucie abstrakcji, lubią absurd, który jest mi też bliski, więc postanowiłam zrobić coś dla nich. A coś czarno-białego dla dzieci, to mogły być właściwie tylko kolorowanki. Pomyślałam też, że chciałbym zrobić takie kolorowanki, które nadawałyby się dla moich dzieci. Nie kiczowate świstki, jakieś disnejowate w stylu hannah montana, tylko zamkniętą całość, którą dziecko kolorując w jakiś sposób współtworzy, ucząc się przy okazji szacunku dla pracy ilustratora. Tak więc każda z tych moich książeczek, a zaczęła od zbiorku z wierszykami o zwierzętach...
kto napisał te wierszyki?
Ja je napisałam. Wszystko zrobiłam od A do Z. Pomysł, spisanie tego, narysowanie, skan, obróbka, skład i druk. Każdą okładkę robiłam osobno, bo chciałam, by każda z książeczek była wyjątkowa. Później - o dziwo! - okazało się, że jest na to zapotrzebowanie, na takie rękodzieło dla dzieci. Popularność była spora i już nie wyrabiałam się z ręczną pracą. Jednak wierszyki o zwierzętach są dość popularne, więc pomyślałam, że zrobię coś o mieście, w którym mieszkam i które kocham. W którym moja rodzina mieszka od czterech pokoleń
Tak powstała książeczka o gwarze warszawskiej ? Skąd znasz gwarę?
Nie znam (śmiech). Ja nie mówię dobrze gwarą, jednak uwielbiam ją, ponieważ towarzyszyła mi od dziecka. Mój dziadek jest prawdziwym warsiawiakiem z Czerniakowa, jak zresztą cała męska część mojej rodziny od strony taty, a więc dziadek, stryj, brat stryjeczny. Oni są bardzo mocno związani z Warszawą i gwarą warszawską i z tym klimatem dawnej stolicy, który niestety powoli zanika. Obserwuję, że ludzie zaczynają za nim tęsknić. Co zresztą widać po tych nowo otwieranych barach, różnych inicjatywach i akcjach skierowanych do młodych.
Bardzo młodych. Twoje książki są dla sześciolatków? Ośmiolatków? Myślisz, że dzieci będą posługiwały się warszawską gwarą?
Dużo wyrazów z gwary stale funkcjonuje w słowników młodych! Chociażby słowo "kimać", które nie jest wprawdzie używane przez ośmiolatków, ale ciągle używane przez młodzież. A przecież pochodzi z warszawskiej gwary. Tak samo jest ze słowem "Starówka" lub "raban". Wymienić można naprawdę wiele słów. Dziecko zapewne nie będzie mówić gwarą, ale będzie miało tę świadomość, że taki język istniał i że kiedyś Warszawa była takim osobnym organizmem, z własnym, bardzo charakterystycznym językiem.
Warszawiacy, ci przyjezdni i tych kilka procent, które jest tu od zawsze żyją w jakimś dziwnym paradoksie. Wszyscy na Warszawę narzekają, a jednak nieprzerwanie do niej ciągną. Myślę, że chociaż wiele rzeczy w stolicy nie działa tak, jak powinno, miejscami jest nawet paskudnie, to Warszawa ma taką swoją magię i czują to ci, którzy tu przyjechali, a teraz nie chcą już stąd wyjechać. Czują, że to miejsce można pokochać i wybrać je, jako własne do końca życia. Myślę też, że taki mały patriotyzm lokalny jest potrzebny zarówno dorosłym, jak i dzieciom. Wierzę w to, że Warszawę może pokochać tak samo mocno ten, który przyjechał tu niedawno, jak ten, którego rodzina mieszka tu od czterech pokoleń
Wróćmy do książeczek. Jak pracujesz?
Najczęściej zbieram pomysły na kartce, po prostu mażę sobie podczas podróży, jazdy autobusem. Uwielbiam kiczowate sytuacje, czytam zresztą głupawe gazety o jedynych i prawdziwych historiach miłosnych. Kicz i brzydota naprawdę napędza do wymyślenia czegoś fajnego, i dzięki niemu - paradoksalnie - można odkryć prawdziwe piękno. Więc najlepiej mi się rysuje w codziennych, zwykłych i kiczowatych sytuacjach. Zazwyczaj rysuję na kartce, cienkopisem lub piórkiem, okładki robię własnoręcznie. Książeczka o gwarze warszawskiej jest drukowana na tyłach bloków technicznych.
Wszystko wykonuję sama. Z bardzo różnych materiałów, które gromadzę. Jeżdżę na giełdą kwiatową i kupuję tam na przykład rafię do kwiatów, którą związuję strony książeczek. Lub są to torebeczki do pakowania żywności, w Berlinie znalazłam nietypowe taśmy klejące. Próbuję wykorzystać wszystko, by było kolorowo i podobało się dzieciom.
Porozmawiajmy trochę o pieniądzach. Czy to opłacalne zajęcie?
To bolesny temat (śmiech). Wydałam już 3 książki, pracuję teraz nad czwartą. Są w wielu sklepach, książeczka o gwarze warszawskiej pojechała nawet do Włoch. Czy da się z tego wyżyć? Nie. Zresztą z czego teraz wyżyć? (śmiech) Traktuję to - na razie, jako moje hobby. Zbieram teraz pieniądze, by jednak wydać coś w większej skali, nie jako rękodzieło, bo po prostu nie nadążam z produkcją, zrobiłam też pierwsze kroki, by założyć własne wydawnictwo i wydawać w nim swoje pozycje. Być może wtedy ruszę do przodu, bo w tej chwili to są grosze i robię to głównie dla własnej przyjemności i też świadomości, że podoba się to dzieciom. Zaczynałam z myślą, że robię to dla nich i kompletnie nie spodziewałam się, że okaże się to tak popularne.
Czy planujesz jeszcze książki o Warszawie?
Tak. Stolica jest mi na tyle bliska, że chciałbym w przyszłości zrobić edycję obcojęzyczną, dla dzieci z zagranicy. Taką "Warszawę moim tropem"
Życzymy zatem sukcesów i dziękujemy za rozmowę.
STRONA Mroux w serwisie społecznościowym* *