Prostytucja w Warszawie: mapa nierządu w II RP
O tym, gdzie w Warszawie najlepiej iść „na panienki” w II RP wiedziała już nawet gimnazjalna młodzież. Dla biednych – szybka miłość w nadwiślańskich zaroślach. Dla zamożnych – towarzystwo eleganckich dam w luksusowych lokalach
- Wyobraźmy sobie, że mamy rok 1930. Jest piękny słoneczny dzień, my zaś wsiadamy przy IV bramie cmentarza Powązkowskiego do tramwaju numer 1. Ruszamy więc, de facto, już z peryferii stolicy, a następnie jedziemy na wschód do brudnego, ale i zarazem pociągającego swą egzotyką świata Nalewek, Dzikiej i Muranowskiej, gdzie tramwaj musiał zwalniać. Tam bowiem ulice były zatarasowane przez handlarzy sznurowadłami i cebulą, przez targujące się baby, biegające po ulicy dzieci i religijnych Żydów śpieszących do synagogi.- pisze Paweł Rzewuski z portalu Histmag.org. - Po wydostaniu się z tego labiryntu tramwaj mijał hale targowe na Placu Mirowskim, gdzie jidysz melodyjnie mieszał się z gwarą warszawską i językiem polskiej wsi. Następnie nasz tramwaj mijał Stare Miasto, opanowane wówczas przez warszawską biedotę, by – zgrzytając kołami o szyny, skręcić w eleganckie Krakowskie Przedmieście i corso Nowego Światu, gdzie z dancingów płynął jazz, sunęły powoli czarne ople i fiaty, a w kawiarni Bliklego pączki jadł właśnie
Eugeniusz Bodo, Janusz Kusociński albo Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Dalej mijaliśmy plac Trzech Krzyży, by spokojnie wkroczyć w rzeczywistość modernistycznego Mokotowa. Aż w końcu mogliśmy wysiąść na końcowej stacji tramwaju, na peryferiach, jakimi było wtedy Wierzbno.
W 1926 roku w Warszawie w ewidencji znajdywało się 3 479 cór Koryntu. W*śród nich najwięcej było dziewcząt poniżej 18 roku życia, ale na ulicach stały nawet 14- i 15-latki*. Chociaż zapewne była to liczba zaniżona. Obejmowała ona jedynie prostytutki zarejestrowane, pomijając znacznie liczniejszą szarą strefę. Wątpliwe źródło, jakim jest „Tajny Detektyw”, powoływało się na raporty policyjne mówiące o 5 tysiącach. Wydaje się, że jest to liczba prawdopodobna, szczególnie jeżeli zestawimy ją z liczbą prostytutek w innych miastach europejskich. W innym tekście pochodzącym z tej samej gazety z początku lat trzydziestych, wskazywano, że prostytutek mogło być nawet 25 tysięcy.
Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Wacława Zaleskiego w 1927 roku, w stolicy II RP mieściło się blisko czterysta różnego rodzaju domów schadzek. Zgodnie z rocznikiem statystycznym w 1927 roku w Warszawie mieszkały 1 028 982 osoby. Z zestawienia tych dwóch liczb wynika, że na jeden przybytek rozkoszy przypadało około 2,5 tysiąca mieszkańców. W 1933 roku policja chwaliła się, że z 388 przybytków tego typu, 254 zlikwidowano dzięki przeprowadzeniu szeroko zakrojonej obserwacji. Nie wiadomo jednak, ile pojawiło się nowych lokali w miejsce tych, które zniknęły. Bez większej przesady można powiedzieć, że centrum Warszawy było zagłębiem lupanarów. Spotkanie prostytutki w regionie ulicy Marszałkowskiej, Chmielnej, Brackiej albo Widok nie było niczym niezwykłym, a usłużni kelnerzy, szoferzy i barmani chętnie wskazywali drogę potrzebującym.
Policja, by móc zwalczać nielegalne miejsca schadzek, musiała najpierw przeprowadzić dokładne badania. Dzięki nim udało się funkcjonariuszom dokonać naukowego rozróżnienia domów schadzek występujących na terenie Warszawy. Zarówno tych legalnych jak i nielegalnych:
a) Lokale z dwoma mieszkającymi na stałe prostytutkami (w świetle badań przeprowadzanych przez Surmacką w 1939 roku były one najpopularniejsze).
b) Lokal z większą ilością prostytutek i gospodynią, czyli „ciocią”. Wydaje się, że w wypadku „cioci” Bitnerowej można mówić właśnie o takim układzie.
c) Lokal tylko z gospodynią, która tylko „udziela mieszkania”, to znaczy bierze opłatę za wynajem łóżka. Zazwyczaj niezwykle wysoką.
d) Dom schadzek utrzymywany przez osoby z wyższych sfer społecznych. Wbrew pozorom musiałby być one liczne, skoro nawet w „Archiwum Kryminologicznym” odnotowano, że: „Na wielką trudność natrafia się stale, przy próbie likwidacji domów schadzek dokąd uczęszczają tzw. wyższe sfery towarzyskie, gdzie uprawiają nierząd kobiety, które z uwagi na swoje pochodzenie, wykształcenie itd. trudno by podejrzewać o uprawianie prostytucji”.
e) Pensjonaty, pokoje umeblowane etc., które – jak później wykażę – również cieszyły się dużą popularnością.
W Konstancinie i w Wawrze, w uroczo położonych willach, także znajdowały się domy schadzek. Za to na przedmieściach Warszawy pracowały kobiety, które z racji wieku czy też chorób nie mogły znaleźć miejsca w centrum Warszawy. Rejony Bielan, Powązek, Golędzinowa oraz Gocławia były dosyć często zamieszkiwane przez ludzi ubogich. To właśnie tam znajdywały się baraki, o których niejednokrotnie mówiono, że są siedliskami patologii. Nic więc dziwnego, że można było tam spotkać tylko te prostytutki, które stały najniżej w hierarchii.
Powyższy tekst jest częścią artykułu "Prostytucja w Warszawie: mapa nierządu w II RP" Pawła Rzewuskiego, napisanego dla portalu Histmag.org . (Licencja CC BY-SA 3.0).
Polecamy też e-book „Warszawa - miasto grzechu: Prostytucja w II RP” autorstwa P. Rzewuskiego. Do nabycia na TEJ STRONIE.