Opłaty za wjazd do centrum? Podyskutujmy!
Temat wraca jak bumerang, a argumenty padają z obu stron - warto zrobić małe podsumowanie
12.04.2012 09:52
Opłaty za wjazd do centrum miast to żadna nowość. W wielu to standard - w Londynie jest jednorazowa opłata za pobyt w godzinach od 07:00 do 18:30 (od poniedziałku do piątku), w Sztokholmie zainstalowano automatyczny system rejestracji i opłat. W innych są barierki i pilnujący je strażnicy. Argumenty władz są dość podobne - zmniejszenie natężenia ruchu, zanieczyszczenie ulic, miejsca parkingowe. Nie brakuje zwolenników i przeciwników opłat. Warto się przyjrzeć ich argumentom.
Ilekroć jedzie się al. Jerozolimskimi i obserwuje korek, widzi się pewną, charakterystyczną rzecz: w samochodach rzadko znajduje się więcej, niż jedna osoba. To prawda - w Warszawie na jeden samochód osobowy przypada średnio 1,3 pasażera. ****
Problem natężenia ruchu, to głównie problem przejazdu przez Wisłę - mosty, w godzinach szczytu, są totalnie zatkane. Warszawski kierowca dojeżdżający do pracy 10 kilometrów, traci średnio 9 godzin miesięcznie (dane wg. raportu Deloitte).
Nie jest problemem zostawiać auto w domu, gdy mieszka się w miejscu skąd dojazd do pracy nie jest skomplikowany. Co zrobić jednak, gdy praca polega na przemieszczaniu się przez miasto (w tym przez Wisłę), dodatkowo z ciężkim towarem? Tu pojawia się pytanie - czy w takim razie z opłat powinny zostać zwolnione samochody służbowe? A może wszystkie z warszawskimi rejestracjami?
Co ze strefami płatnego parkowania? Zostałyby zniesione? Chyba mało kto wyobraża sobie podwójne opłaty - miasto naraziłoby się na zarzut o zwykłą pazerność. Zresztą, kto mógłby za to zapłacić? Tylko bogaci.
Kierowcy już płacą sporo za parkowanie. Niektórzy nawet do 300 zł miesięcznie! Bilet imienny jest tańszy - powie ktoś. To prawda. Ale czy pojazdy komunikacji miejskiej spełniają standardy transportu publicznego XXI wieku? Niektóre na pewno tak. I jest ich coraz więcej. Niestety, po stolicy jeździ wciąż sporo pojazdów, w których w zimie jest diabelnie zimno, lub wręcz przeciwnie - za gorąco. W lecie kierowcy z niewiadomych względów nie włączają klimatyzacji.
Autobus to też współpasażerowie - poranne spotkanie z grupą "pachnących" kacem robotników, jadących do pracy w centrum miasta nie należy do przyjemnych. Podobie jest z powrotem autobusem nocnym.
Zwolennicy opłat argumentują - stolica wygląda obecnie jak jeden wielki parking. Kierowcy pędzą po małych ulicach jak szaleni, czasem nie ma jak przejść, strach o dzieci. Wciąż buduje się nowe wieżowce, w których będą pracować tysiące ludzi, głównie spoza stolicy. Oni też będą parkować - wszędzie gdzie się da. Samochody są ważniejsze niż ludzie?
Czy nam się podoba, czy nie, temat opłat będzie wracał. A co wy o tym sądzicie?