Najstarsza pracownia rękawiczek zamyka się po 120 latach. "Panująca pandemia to gwóźdź do trumny”.
Rękawiczki kupowali tu Bolesław Wieniawa-Długoszowski, Antoni Blikle, Pola Raksa i Andrzej Łapicki. Pracownia Kowalskich przetrwała napór wojny i komunizmu. Naporu pandemii już nie. Niestety na zawsze zniknie z mapy Warszawy.
22.04.2020 | aktual.: 22.04.2020 08:52
- Ze smutkiem informujemy, że po ponad 120 latach działalności najstarsza w Polsce pracownia rękawiczek… zamyka swój rozdział w historii Warszawy - mówi właściciel Tomasz Kowalski. W rozmowie z WawaLove ze łzami w oczach przyznaje, że serce go boli na myśl, że musi stąd odejść.
Wieniawa i rękawiczki w dorożce
Pracownię rękawiczek jeszcze przed 1900 rokiem zakłada Apolinary Kowalski, dziadek pana Tomasza. Wykorzystuje prawdziwy boom na rękawiczki. Każda szanująca się dama musiała mieć po kilka par rękawiczek z pracowni na ul. Chmielnej. Złote lata rodzinnego biznesu to międzywojnie, czasy skamandrytów, pędzących Buicków i słynnych lokali: Adrii i Ziemiańskiej. Produkty Kowalskiego mają renomę Louboutina. W swoich utworach wspomina o nich Bolesław Prus. Odwiedzają ją takie postaci jak Antoni Blikle i legendarny adiutant Józefa Piłsudskiego Bolesław Wieniawa-Długoszowski. O tym ostatnim od wielu pokoleń krąży legenda o powrocie do domu z lokalu u Grubego Joska trzema dorożkami: pierwszą jechał sam, druga wiozła jego szablę, a trzecia - rękawiczki.
Śmierć na barykadzie
Po okresie XX-lecia międzywojennego przychodzi wojna. Założyciel pracowni ginie na jednej z barykad podczas powstania warszawskiego, a syn zostaje przesiedlony. Warszawa zamienia się w morze ruin. Życie trzeba układać od nowa. Po wojennej zawierusze interes przejmuje syn Apolinary młodszy. Zgodnie z rodzinną tradycją, każdy pierworodny syn ma tak na imię. Nie są to łatwe czasy dla pracowni. Walka trwa o choćby najmniejszy materiał skóry. Komuniści rzucają kłody pod nogi, jedną po drugiej w postaci absurdalnych restrykcji.
Lata 60. to odwilż. Swoje rękawiczki u Kowalskich kupują Pola Raksa, Andrzej Łapicki i Stanisława Celińska. W 1967 r. umiera Apolinary młodszy, a oczy jego żony spoglądają na starszego z synów. Ten zamiast rękawicznictwa wybiera sport. Dobrze na tym wychodzi. Zostaje mistrzem świata w brydżu.
Po ojcu schedę przejmuje Tomasz. Czasy transformacji nie są dla niego łatwe. Po fazie bylejakości naszym rodakom rodzime produkty kojarzą się z beznadziejną jakością. Pan Tomasz się nie zraża. Wierzy, że po okresie zachłyśnięcia się globalnymi produktami, znów zacznie doceniać się rodzime, wysokiej jakości produkty i tak się dzieje.
Koronawirus
Z końcem kwietnia 2020 r. nadchodzi koniec. Panująca w kraju epidemia okazała się gwoździem do trumny, przez którą rodzinna manufaktura musi zostać zamknięta. Pracownia od 1,5 miesiąca jest nieczynna. Dobiły ją płatności. Kwota czynszu nieustannie rośnie, a w marcu była kolejna podwyżka.
- Chmielna jest dosłownie martwa. Nie ma tu żywej duszy. 6 z 12 pawilonów, które znajdują się w naszej okolicy również są zamknięte - mówi nam. Nie pomogły rządowe pomoce i 3-miesięczne obniżki wynajmu lokalu. Ma świadomość, że w czerwcu czekałby go powrót do brutalnej rzeczywistości.
Interes utopiony w lodowcu
- Sytuacja wygląda tak, że moja branża jest branżą sezonową, a towar z którego wykonuje rękawiczki jest niedostępny na polskim rynku. W naszym kraju nie ma ani jednej garbarni. Rzemiosło wytwórcze upada. Zdania typu "będzie jesień/zima, więc potrzebuję kupić rękawiczki odeszły w zapomnienie. Wpływ na to ma ocieplenie klimatu - dodał pan Tomasz.
- Z pewną pomocą może bym tego nie zamykał. Wpaść w spiralę zadłużenia nie jest żadnym problemem. Niestety do końca miesiąca muszę oddać klucze. Jestem już prawie spakowany. Serce mnie boli, gdy myślę, że muszę stąd odejść - spuentował zrozpaczony właściciel.
Na koniec dodał, że w dalszym ciągu działa sklep internetowy z produktami z pracowni. W jego prowadzenie zaangażowana jest córka pana Tomasza.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl