RegionalneWarszawaModa uliczna: Horse Fashion

Moda uliczna: Horse Fashion

Wywiad z szafiarką o głowie konia

Moda uliczna: Horse Fashion

05.10.2012 15:57

Pośród tysięcy szafiarskich blogów, które zalewają każdego dnia Internet, ten wyróżnia się pomysłem i dowcipem. Blogerka pozuje bowiem w swoich stylizacjach w... masce konia. Jest to jeden z wielu ciekawych blogów (obok np. słynnego Make Life Harder), które ucierają nosa szafiarkom. Jako że autorka bloga przeprowadziła się właśnie do Warszawy, nie mogliśmy nie skorzystać z okazji, by zobaczyć, jak wygląda naprawdę. Dlatego umówiliśmy się z nią na wywiad w jednym z praskich lokali.

Jak to właściwie jest: czy twój blog jest blogiem szafiarskim czy antyszafiarskim?

Po trochu i taki, i taki. Nie ukrywam się, że interesuję się modą i bacznie śledzę zarówno nowe zjawiska w świecie mody, jak i kilka ulubionych szafiarskich blogów. Jednakże uważam, żeby na moim blogu nie było tego, co w tym wszystkim jest bezsensowne. Maska konia jest świetnym wyjściem do lekkiej dawki sarkazmu i ironii. Koń ma bardzo hermetyczny humor. Ma ostry języczek i zdarza mu się pocisnąć ze zjawisk, które są plagą u szafiarek.

Co najbardziej cię bawi w szafiarskich blogach?

Oj dużo! Na przykład totalnie upokarzające reklamy i lokowanie produktu, na które godzą się blogerki. Ostatnio widziałam, że jedna blogerka rekomendowała taką rurkę - przyrząd, który służy do sikania na stojąco! Najgorzej! Dziewczyny reklamują też pasty do zębów, a na super zdjęciach gdzieś w tle wali po oczach product placement z płatkami do mleka. Kolejnym zjawiskiem, które Koń wyśmiewa jest nadużywanie przez szafiarki języka angielskiego. Gdy wejdzie się na polskie-szafy.blogspot.com, można zobaczyć, że może z 5% postów ma tytuły po polsku! A przecież nasz język jest taki piękny! No ale dla niektórych "floral skirt" brzmi lepiej niż nasza swojska "kwiecista spódnica". Koń lubi pobawić się angielskim i zdarza mu się napisać, na blogu "bag - grandfather's basement". Brzmi to co najmniej jak jakiś niszowy brand, a nie jak dziadkowa piwnica.

A dlaczego właśnie Koń? Skąd pomysł na taki koński image?

Kiedy byłam mała, jeździłam konno. W podstawówce spadłam z konia. Od tamtej pory nie jeżdżę. Od lat z moim kolegą - Jackiem Rękasem, który jest autorem większości zdjęć na blogu, mamy bekę z konia. Koń to bardzo zabawne zwierzę. Niby jaki koń jest, każdy widzi, ale nas koń jako konstrukt bawi do łez. W nawiązaniu właśnie do tego naszego końskiego zamiłowania na osiemnastkę dostałam maskę konia. Jest ona tak zabawna, że postanowiliśmy, że Koń nie będzie leżeć w kącie. Wtedy wpadliśmy z Jackiem na pomysł na końskie stylizacje. Koń okazał się bardzo wdzięcznym modelem. Ma niesamowicie plastyczny image. Pod każdym kątem ma inny wyraz twarzy. Dobry fotograf może wydobyć z niego każdą emocję. Na każdej sesji odkrywamy zupełnie nową, nieznaną dotąd twarz Konia.

Ciekawe, że zawsze mówisz o Koniu w trzeciej osobie...

Bo Koń to inna osoba. To nie ja. Koń to postać, którą kreuję na blogu. Przyznam, że taki Koń jest tworem bardzo praktycznym. Między innymi dla tego, że Koniem mogę pozwolić sobie na więcej. Koń może nakrzyczeć ostro na jakiś hejt, który dostaje. Może szokować ironią i czarnym humorem. No i przede wszystkim sprawia, że mogę ukryć za nim swoją twarz. Na szafiarskich blogach tak często ocenia się urodę i figurę modelki, a nie jej stylizacje! Dziewczyna ma czasem super dobrane ciuchy, a pod postem tylko komentarze typu: "Chyba masz anoreksję" i "Ale ryj". Koń jest żywym protestem przeciwko takiemu traktowaniu blogerek!

Niedawno przeprowadziłaś się do Warszawy z Wrocławia. Czy zauważyłaś na warszawskich ulicach jakiś specyficzny styl?

Dużo jeszcze nie widziałam, ale już widzę, że Warszawa lubi spacerować w skinny jeans i vansach. Do tego duże, luźne bluzy z ironicznym napisem, oczywiście po angielsku. No i oczywiście ciuchy Galaxy. Galaktyki są wszędzie: na bluzach, legginsach... Dzisiaj byłam też w H&M na otwarciu kolekcji Anny Dello Ruso. Klientki dosłownie wyrywały sobie ubrania i kupowały często wszystko, jak leci. Podchodziły do każdej półki i brały po jednym produkcie każdego typu. Wyszłam z niczym. No ale przynajmniej zaoszczędziłam jakieś 200zł.

Czy chciałabyś coś jeszcze powiedzieć czytelnikom WawaLove?

Tak, dzień dobry Warszawo! Koń is in da town! Pozdrawiam mój rodzinny Ciechocinek.

Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)