Miasto Jest Nasze oskarża: Gdzie trzy miliony? Były burmistrz odpowiada
Kontrowersje wokół sprzedaży miejskich lokali
24.02.2016 17:48
Miasto sprzedało trzy lokale usługowe za mniej niż połowę ich wartości rynkowej. Mogło stracić na tym ponad trzy miliony złotych - twierdzi stowarzyszenie Miasto Jest Nasze. I żąda, by Rada Dzielnicy złozyła wniosek do prokuratury.
Chodzi o lokale w ścisłym centrum miasta. - Pierwszy z nich znajduje się na Krakowskim Przedmieściu 16/18 LU 3 (lokal usługowy) został sprzedany dotychczasowemu najemcy w trybie bezprzetargowym, 25 lutego 2014 roku za nieco ponad milion dziewiętnaście tysięcy złotych (1 019 000 zł) . Niecałe dwa miesiące później 14 kwietnia ten sam lokal został sprzedany na rynku za trzy miliony pięćdziesiąt tysięcy złotych (3 050 000 zł). Cena za metr kwadratowy w dwa miesiące wzrosła z 8 860 złotych do 26 513 złotych - czytamy w materiale przesłanym przez stowarzyszenie. - Budzi to tym większe zdumienie, że Dzielnica Śródmieście w trybie przetargowym sprzedała dwa lata wcześniej 2 października 2012 roku lokal w tym samym budynku (Krakowskie Przedmieście 16/18 LU 4) na parterze za 47 090 złotych za metr kwadratowy - dodaje MJN.
Kolejny lokal znajduje się przy Ordynackiej 11. 27 marca 2014 roku sprzedano sklep za pięćset sześćdziesiąt dziewięć tysięcy (569 916 zł). Rok później nowy właściciel odsprzedał go za milion sześćset pięćdziesiąt tysięcy (1 655000 zł). Na Koszykowej 10 1 czerwca 2010 roku dzielnica Śródmieście sprzedało sklep za dwieście pięćdziesiąt sześć tysięcy złotych (256 846 zł). Nowy właściciel odsprzedał lokal za ponad dwa razy więcej. Wedle aktu notarialnego kupujący zapłacił 550 000 złotych.
Dzielnica straciła 3 miliony
- Co więcej - pisze MJN - podejrzewamy, że wprowadzano radnych w błąd inne sumy przedstawiając w oficjalnym wykazie a inne w akcie notarialnym. I dodaje: - Miało to miejsce w przypadku Ordynackiej, gdzie wedle wykazu Dzielnica Śródmieście miała otrzymać 726 978 zł. W akcie notarialnym tymczasem widnieje suma o ponad 140 tysiące mniejsza. Miasto otrzymało od kupującego tylko pięćset sześćdziesiąt dziewięć tysięcy (569 000).
Sytuacja oddawania za bezcen publicznych nieruchomości jest możliwa poprzez bezprzetargową formułę ich wykupu. Dotychczasowy najemcy mogą kupić nieruchomość po cenie rynkowej wyznaczonej przez rzeczoznawcę. Do sprzedaży lokale wybiera wedle własnej opinii Zarząd Dzielnicy. - Burmistrzem Śródmieścia w latach 2006-2014 był Wojciech Bartelski obecnie wiceprezes Tramwajów Warszawskich - podkreśla stowarzyszenie. Według działaczy, tylko na tych trzech transakcjach Dzielnica Śródmieście straciła ponad trzy miliony złotych.
- Wystarczy jedno zarządzenie pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz - podkreśla MJN, które domaga się również kontroli dotyczącej sprzedaży lokali w trybie bezprzetargowym za obie kadencje burmistrza Śródmieścia Wojciecha Bartelskiego, czyli za lata 2006-2014. Uważają też, że Bartelski nie powinien pełnić już funkcji publicznych w samorządzie Warszawskim. - Domagamy się jawności i wyciągnięcia wniosków z tej patologicznej sytuacji - pisze Miasto Jest Nasze. I dodaje, że jeśli Rada Warszawy nie złoży wniosku do prokuratury w tej sprawie, stowarzyszenie zrobi to w swoim imieniu.
Bartelski: Oskarżenia nierzetelne i nieładne
O komentarz poprosiliśmy byłego burmistrza Śródmieścia Wojciecha Bartelskiego. - Miasto Jest Nasze nie oskarża mnie ani o łamanie prawa, ani procedur - podkreśla w rozmowie z WawaLove.pl. I dodaje, że stowarzyszenie tak naprawdę "nieładnie wmieszało go krytykę systemu sprzedaży lokali". - Są określone działania, jakie może podjąć urzędnik - mówi były burmistrz Śródmieścia. - Jest przetarg na wycenę lokali, następnie wyceny dokonuje niezależny rzeczoznawca, potem lokal - po zgodzie Rady - jest sprzedawany. Niektórych lokali nie można sprzedawać z przetargiem. Poza tym nikt nie wie, za ile sprzeda je późniejszy właściciel - dodaje Bartelski. Na zarzut, że lokale zostały sprzedane zbyt tanio, Bartelski odpowiada: - Ja miałbym decydować o tym, ile jest wart dany lokal? To by dopiero było - mówi. Podkreśla też, że ówczesny wiceprezydent często dzwonił do niego, gdy miał wątpliwości co do danej sprzedaży miejskiego lokalu, zdarzyło się też, że taką transakcję wstrzymano.
Były burmistrz odnosi się również do podejrzeń o wprowadzanie radnych w błąd, gdy inne sumy przedstawiano w oficjalnym wykazie a inne w akcie notarialnym: - Jest różnica w cenie, bo w Akcie Notarialnym dodaje się do niej wartość w gruncie. To wiele mówi o rzetelności oskarżenia, jakie przygotowało Miasto Jest Nasze - dodaje. Przyznaje, że pytanie o pieniądze zadane przez MJN jest zasadne, bowiem obecne procedury nie są do końca uczciwe wobec miasta. - Jednak urzędnik jest nimi związany i zwyczajnie nie może postępować w inny sposób - mówi Bartelski.
Przeczytajcie też: Zjedz obiad z seniorem. Wspaniała akcja*na Sadybie*