Marsz Niepodległości według obcokrajowców. 11 listopada zostaną w domach
Oficjalne statystyki podają, że w Warszawie zameldowanych jest prawie 26 tys. obcokrajowców (stan na 2017 rok). Czy 11 listopada będą cieszyć się wspólnie z Polakami, czy raczej zachowają dystans? O nastroje przed Marszem Niepodległości zapytaliśmy Anglika, Syryjczyka i Polkę o nigeryjskich korzeniach.
06.11.2018 | aktual.: 06.11.2018 16:11
Salam Salti: "Zawsze lepiej porozmawiać"
Jest specjalistą ginekologiem-położnikiem. Przyjechał do Warszawy z Syrii. Od tamtego czasu minęły prawie trzy dekady. Kiedyś Dzień Niepodległości był dla niego uroczystym świętem, który obchodził wraz z Polakami. Od pewnego czasu zamiast radości z tej okazji, odczuwa strach.
Salam: - Nie chodzę na Marsz Niepodległości i w tym roku też nie pójdę.
WawaLove: - Dlaczego?
- Bo się boję. Ze względu na ryzyko konfliktu. Teraz to już prawie reguła. Zaczynają się bójki itd. Nie wyobrażam sobie znaleźć się w środku tego wszystkiego. Zresztą wcześniej rzadko chodziłem w marszach z tej okazji. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz.
- Kto Pana zdaniem jest największym przegranym w związku z brakiem alternatywy dla tegorocznego marszu?
- To nie ma innych wydarzeń? Z tego, co wiem, każda strona organizuje „swój” marsz…
- Właśnie w tym roku nie będzie marszu organizowanego przez rząd ani prezydenta. Jest planowana za to demonstracja Antify.
- Jeżeli to prawda, to bardzo niedobrze. Ale trzeba poczekać na rozwój sytuacji i zobaczyć, jaki będzie przebieg wydarzeń. Możliwe, że reakcja będzie bardzo spokojna. Wydaje mi się, że ostatnio scena polityczna nieco złagodniała. Ogólnie nastroje przeciwko imigrantom są powszechne w całej Europie, nawet tam, gdzie można ich liczyć na palcach. W Polsce z kolei jest dużo Ukraińców, ale środowiska prawicowe jakoś nie uważają ich za „obcych”.
- A jak się czuje Pan w Warszawie mieszkając tu od prawie 30 lat?
- Bardzo dobrze, uważam mieszkańców stolicy za tolerancyjnych ludzi. Rzadko dochodziło w moim przypadku do incydentów. Jeżeli już, było to dawno temu.
- Czego więc życzyłby Pan sobie i Polakom w setną rocznicę odzyskania niepodległości?
- Marzę o tym, aby z jednej i drugiej strony serca były spokojniejsze. Wydaje mi się, że gdy między Polakami będzie w końcu zgoda, to wszystkim będzie się żyło w tym kraju zdecydowanie lepiej. Zawsze lepiej porozmawiać, bo na razie z jednej i drugiej strony krzyczą, wrzeszczą, obrzucają obelgami i nie wiadomo jeszcze, jakimi argumentami.
Andrew Peter Eddles: "To obrzydliwe"
On także obawia się spacerowania 11 listopada ulicami Warszawy. Pochodzi z Portsmouth w Anglii, do stolicy Polski przyjechał w 1991 roku. Na co dzień zajmuje się działalnością charytatywną - wspólnie z innymi wolontariuszami zza granicy (ale nie tylko) organizuje posiłki dla bezdomnych.
WawaLove: - Czy strach obcokrajowców przed Marszem Niepodległości 11 listopada jest uzasadniony?
Andrew: - Wystarczy mówić w innym języku albo mieć inny kolor skóry… Dużo moich znajomych jest obcokrajowcami i będą w ten dzień omijali Śródmieście szerokim łukiem. To dla nich ryzyko. Wielka szkoda, że ten marsz organizuje skrajna prawica - ONR i Młodzież Wszechpolska. Ludzie, których znam, uważają obchody Dnia Niepodległości za coś dobrego i chcą to wydarzenie celebrować. Ale nie mogą. Obcokrajowcy, w tym ja, nie mogą być niestety częścią tych obchodów.
- Dlaczego nie potrafimy świętować tego dnia wszyscy razem?
- Nie chcemy brać udziału w czymś, w czym uczestniczą też neofaszyści, gdzie przemawiają osoby o takich poglądach. Będą tam m.in. przedstawiciele skrajnie prawicowej partii Forza Nuova, która nawet we Włoszech budzi kontrowersje. Są tam rasiści, antysemici… Jak możemy świętować polską niepodległość, gdy organizatorzy są nastawieni przeciwko nie-Polakom?
- Jeżeli tak, to co będziesz robił tego dnia?
Idę na demonstrację Antify. Nie należę do tego ruchu, jestem liberałem. Pójdę tam, bo uważam za głupotę to, że Polacy tak łatwo „oddali” kwestię świętowania Dnia Niepodległości. Władze zbyt łatwo się poddały, przekazując obchody w ręce ekstremistów. Po prostu unieśli ręce do góry i stwierdzili, że kolejne wydarzenie organizowane w tym dniu jest niepotrzebne. To obrzydliwe. Nie mogę w to uwierzyć, że oddali te obchody skrajnej prawicy. A moi przyjaciele, którzy przyjechali tutaj z różnych stron świata – Indii, Chin, Anglii, Niemiec – zwyczajnie boją się wychodzić na miasto w tym dniu. Rozmawialiśmy o tym nawet w ubiegłym tygodniu. Zostaną w domach. To mogłaby być doskonała okazja do wspólnego celebrowania tego podniosłego wydarzenia. Ci, którzy odważą się wyjść, na pewno nie zdecydują się na odwiedzenie centrum.
Jeśli jesteś zwykłym Polakiem, jakie masz wyjście, by świętować 11 listopada w Warszawie? Bo jeśli pójdziesz w Marszu, to tak, jakbyś wspierał faszystów. Pytanie jest więc inne – co mogą zrobić Polacy? Jeśli byłbym jednym z nich i chodziłoby o Dzień Niepodległości mojego kraju, to skończyłbym w ślepym zaułku. Na jaki marsz miałbym pójść? Na ten organizowany przez skrajną prawicę?
- A czego boją się konkretnie obcokrajowcy, których znasz?
Że będą zaatakowani. Na przykład podczas jazdy tramwajem przez miasto, gdy ktoś usłyszy inny niż polski język. Moi znajomi to zarówno muzułmanie, jak i hindusi, pracujemy wspólnie w ramach działań charytatywnych. Zwierzali mi się, że to ich największy strach.
- Czy wcześniej doświadczali już incydentów związanych z ich pochodzeniem?
- Chociażby dwa tygodnie temu w warszawskim barze. Byłem tam z zagranicznymi znajomymi. Do przykrej sytuacji doszło, gdy już opuściłem lokal. Potem dowiedziałem się od nich, że jakiemuś mężczyźnie przeszkadzało to, że są obcokrajowcami. W pewnym momencie zaczął im grozić. Był pijany i agresywny. Jedna z kobiet nosiła chustę, bo jest muzułmanką. To stało się w zwykły dzień. Ale tego typu incydenty dramatycznie się nasiliły w ostatnim czasie. Statystyki nie pozostawiają wątpliwości. Ataki na osobach o narodowości innej niż Polska zwiększają się z roku na rok. Incydenty są raportowane online przez ekspatów, zazwyczaj z Indii, którzy oprócz muzułmanów są najczęstszymi ofiarami rasizmu w Polsce. W tym roku nie wiadomo, ile było podobnych przypadków, bo przestano zbierać dane.
- A co myślisz o tolerancji warszawiaków ogólnie?
- Generalnie to bardzo otwarte społeczeństwo. Warszawa to duże, europejskie miasto, a jej mieszkańcy są cudowni. Problemem jest stałe promowanie antyimigracyjnej retoryki w mediach publicznych i prawicowej prasie. To daje ludziom odwagę na jawne okazywanie rasistowskich zachowań. Mówimy tutaj o głupich i naiwnych osobach, kibolach i ludziach spoza Warszawy, którzy są mniej tolerancyjni wobec obcokrajowców.
Ania: "Nie ma mowy o jedności"
Poprosiła nas o zmianę imienia, chce pozostać anonimowa. Jest Polką, ale jedno z jej rodziców pochodzi z Nigerii. Pracuje jako modelka, ma też doświadczenie aktorskie i reżyserskie. Wyróżnia się urodą - ciemna karnacja i burza kręconych włosów to jej znaki szczególne. Niektórym to jednak przeszkadza.
WawaLove: - Masz obawy przed 11 listopada?
- Od paru lat w tym dniu zostaje w domu. To nawet nie chodzi o warszawiaków, bo przecież żyję tu, funkcjonuję. Po prostu wydaje mi się, że to jest taki moment, gdy przyjeżdża tu dużo różnych osób i że panuje w mieście akurat wtedy jakaś fala nienawiści, hejtu, czy przemocy. Wydaje mi się, że pewien negatywny element wychodzi na ulicę lub się zjeżdża i to jest też czas, kiedy ma się przyzwolenie, żeby robić jakieś burdy. Po tym, gdy miałam 12 listopada bardzo nieprzyjemną sytuację z dresem na Pradze w tramwaju, to po prostu sobie odpuszczam wychodzenie z domu. Mam wrażenie, że w Dniu Niepodległości na ulicy można natknąć się przeważnie na osoby, które chcą tylko rozruby i odmienny wygląd jest tu świetnym pretekstem.
- Czy twoim zdaniem Warszawa w Dniu Niepodległości może uchodzić za „brunatne miasto”?
- To jest ogólna specyfika takich wydarzeń. W Lublinie podczas Parady Równości nie chodziło o narodowość czy kolor skóry, a miasto i tak zostało zdemolowane, bo się komuś coś nie podobało. Mam wrażenie, że od paru lat ta fala hejtu jest większa. Na przykład pani w sklepie nie chce cię sprawnie obsłużyć albo nie mówi "dzień dobry" akurat po 11 listopada, więc to o czymś świadczy. Generalnie dyskurs nie jest najlepszy.
- Nie masz wrażenia, że święto niepodległości zostało zagarnięte przez środowiska prawicowe?
- W pewnym stopniu na pewno tak jest, ale nie do końca. W ubiegłym roku nie uczestniczyłam w marszu, więc o jego przebiegu wiem tylko z mediów i zdjęć. Były tam zarówno rodziny z dziećmi, ale też panowie z hasłami, z którymi raczej nie powinno się wychodzić, zwłaszcza 11 listopada. W każdym razie ja jestem Polką, a nie mogę tego swobodnie świętować. Być może gdy wyjdę z domu w ten dzień, to nic mi się nie stanie. A być może dostanę w zęby. Jedno i drugie jest tak samo prawdopodobne. Nie czuję się na pewno bezpiecznie.
- Wspominałaś o incydencie w tramwaju…
Mieszkałam wtedy na Pradze Północ, ale tam nikt mnie nie zaczepiał przez pół roku. Wystarczyło, że pojechałam troszkę dalej tramwajem i nagle jakiś dres zaczął do mnie krzyczeć: "Wy...aj do Afryki". Siedziałam i patrzyłam przed siebie, próbując go zignorować. Był super pijanym typem. W końcu klapnął sobie na fotelu i się zamknął. Adrenalina mi mocno podskoczyła. To było 7 lat temu. Po prostu są ludzie, którzy chcą bardzo przyczepić się do kogoś. Nie ważne, czy masz duże uszy, kulejesz czy masz jakiś nos. Akurat trafiło na kolor skóry.
- Co musiałoby się stać, byś poszła na marsz w przyszłości?
Przede wszystkim nacjonalistyczne, czy wręcz rasistowskie organizacje musiałyby zniknąć z takich wydarzeń publicznych. Ciężko jest komuś, kto nie wygląda jak „typowy Polak”, a Polakiem jest, uczestniczyć w marszu, gdzie występują slogany o czystości krwi. Dopóki tak wygląda sprawa, to potrzebna jest głęboka społeczna zmiana. Gdzieś ten prąd faszyzmu nadal kwitnie. Póki to trwa, to nie ma mowy o jedności.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl