Koronawirus w Warszawie. Pielęgniarka pracowała sama przez pięć dni
W domu opieki przy ul. Bobrowieckiej przez pięć dni pracowała jedna pielęgniarka. Była jedynym pracownikiem medycznym. W końcu zasłabła. Jej mąż opowiada, co się stało.
17.04.2020 08:23
Z domu opieki przy ul. Bobrowieckiej, który stał się ogniskiem koronawirusa uciekli dyrektor i pracownicy medyczni. Ponad 50 pensjonariuszy, w tym osoby starsze i często niedołężne zostało samych. Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Wojewoda skierował do placówki dwie opiekunki i lekarza. Stawiła się tylko jedna pielęgniarka. Opiekowała się chorymi przez pięć dni. W końcu sama opadła z sił i zasłabła.
Jacek Pieśniewski, mąż pielęgniarki powiedział "Super Expressowi”, że żona obecnie jest na kwarantannie w mieszkaniu, które udostępnili znajomi.
- Teraz odpoczywa i odsypia ten niezwykle wyczerpujący czas. Kontaktujemy się telefonicznie, dostarczam jej pod drzwi potrzebne rzeczy i jedzenie – wskazał.
Pytany, dlaczego żona poszła do pracy na ul. Bobrowiecką odparł, że dostała polecenie służbowe.
Mąż zaznaczył, że mogła odmówić z uwagi na choroby przewlekłe, ale nie zrobiła tego. - Ma poczucie obowiązku, dlatego właśnie została pielęgniarką, aby pomagać ludziom. To ja mówiłem "Odmów, możesz to zrobić. Jak dostaniemy karę najwyżej będziemy się odwoływać. A w najgorszym wypadku - zapłacimy". Ale nie chciała tak – opowiada.
W placówce pielęgniarka była jedynym pracownikiem medycznym. Nie odbierała telefonów, bo nie miała czasu rozmawiać. Powiedziała, że nie wie, ilu jest pacjentów w środku, bo nie ma czasu ich liczyć.
Wówczas w ośrodku było ponad 50 pacjentów. Obecnie jest ok. 40, bo część była w ciężkim stanie i trzeba było ich przenieść do szpitali.
Aby spotkać się z żoną, pan Jacek musiał poprosić personel socjalny, żeby ją wywołał. Podchodziła do drzwi, a on stawał w bezpiecznej odległości.
Pielęgniarka opuściła placówkę po pięciu dniach, ponieważ nie wytrzymała fizycznie. W końcu zasłabła. Lekarz musiał jej wystawić zwolnienie.
Jej mąż podkreślił, że w czasie kiedy żona była w ośrodku odczuwał "straszną, zwykłą ludzką bezsilność”. Bał się o nią. - Byłem bliski wejścia tam, aby jej pomóc, żeby nie zostawiać żony samej w tej sytuacji. Ważne było wsparcie bliskich, znajomych, którzy deklarowali: Idziemy z Tobą - relacjonuje.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.