Kolejne polskie miasto z jęz. ukraińskim w biletomatach. Pojawiły się głosy oburzenia
Od 18 grudnia Ukraińcy mieszkający w Łodzi mogą korzystać z biletomatów MPK w swoim ojczystym języku. To kolejne miasto po Wrocławiu, Poznaniu i Lublinie, które się na to zdecydowało. Skąd więc fala negatywnych komentarzy, która wylała się w polskim internecie?
20.12.2018 | aktual.: 20.12.2018 16:38
"Cztery kultury znowu razem! W biletomatach pojawiła się kolejna opcja językowa" - informuje miasto Łódź na swoim oficjalnym profilu w mediach społecznościowych. Post zilustrowany jest zdjęciem ekranu z komunikatami w języku wschodnich sąsiadów. Teraz do dyspozycji pasażerów oprócz polskiego, angielskiego oraz niemieckiego, jest także ukraiński.
Rzeczniczka prasowa łódzkiego MPK Agnieszka Magnuszewska uzasadniała tę decyzję dużą liczbą klientów ukraińskojęzycznych. Na stronach portalu transport-publiczny.pl tłumaczyła, że w 2018 roku do 30 listopada zrealizowano 10 tys. 617 wniosków obcokrajowców o wydanie biletu okresowego na 50 tys. 590 wszystkich wniosków, które zostały złożone w tym samym okresie. Można przyjąć, że ok. 75 do 80 proc. z nich było wnioskami obywateli Ukrainy.
Opublikowana na Facebooku wiadomość wywołała jednak spore niezadowolenie wśród komentujących. Oprócz wielu słów pochwalających pomysł Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, pojawiły się krytyczne opinie. "Masakra", "A to Ukraińcy kupują bilety?", "Kolejny zabór?", "No chyba żart", "Jeszcze tylko Rosji i Izraela brakuje", "To jest przesada. Niech te nieroby uczą się polskiego", "Może czas na dwujęzyczne tablice na urzędach?" - docinają internauci. Obraźliwych i znacznie bardziej wulgarnych sformułowań jest więcej, to tylko skromny wybór kilku z nich.
"To normalne"
Głos w tej sprawie zabrała stołeczna dziennikarka "Gazety Wyborczej", Żaneta Gotowalska. Na swoim Twitterze w środę wieczorem napisała: "Czytam oburzenie ludzi na plany wprowadzenia języka ukraińskiego w automatach biletowych w Warszawie. Co za ludzie... Ukraińców jest w Polsce dużo. To normalne, że się wprowadza ułatwienia. Jak w Londynie polski w automacie w metrze. Prosta sprawa" - komentuje.
Wpis spotkał się ze zdecydowaną reakcją śledzących konto dziennikarki osób. Zdaniem komentatorów, na tego typu ułatwienia narzekają jedynie "zaściankowi ksenofobi". Ktoś ironicznie skwitował, że przecież problem i tak za chwilę rozwiąże się sam. "Niemcy otworzyły rynek pracy dla Ukraińców. A my zostaniemy z dziurą w ZUS, jak Himilsbach z angielskim" (pisownia oryg.) - stwierdza Joanna. Inni podają przykłady takie jak Islandia, gdzie w automatach od dawna można przeczytać komunikaty w polskim języku. "Nikt nie robi wielkiego halo" - oznajmia Piotr.
Ułatwień językowych dla Ukraińców wciąż przybywa. W tym roku sieć kin Helios postanowiła wyjść naprzeciw ukraińskiej widowni, wyświetlając 18 grudnia film "Zbrodnie Grindelwalda" z "dubliażem", czyli wersji językowej naszych wschodnich sąsiadów. Oprócz kina w podwarszawskiej Galerii Wołomin, seans pokazano 45 innych salach w całej Polsce.
Jest popyt, jest podaż
Uwagę ukraińskojęzycznych klientów próbują też zwrócić telekomy, takie jak Heyah i Play. W lutym 2017 roku ten drugi operator wyemitował w polskiej telewizji pierwszą reklamę po ukraińsku. Wtedy wzbudziło to spore zaskoczenie części społeczeństwa, jednak obecnie widok billboardu okraszonego ukraińskim hasłem promocyjnym lub komunikatem w tym języku nie powinien raczej wywoływać kontrowersji. Jak się okazuje, to przeświadczenie jest błędne.
Według oficjalnych danych (www.migracje.gov.pl) w 2018 roku do Polski przybyło 158 432 Ukraińców. To ponad dziesięciokrotnie więcej, niż w 2010. Osiem lat temu w naszym kraju zarejestrowało się jedynie 13 888 obywateli zza wschodniej granicy. Ten gwałtowny wzrost zmusza do zauważenia ukraińskiej mniejszości.
"Wspieram pomysł języka ukraińskiego w automatach biletowych. Ukraińska społeczność, która na równi z Polakami ciężko pracuje na byt w Naszej Ojczyźnie zasługuje na sympatię i szacunek. Pracują, płacą podatki, uczą się. Tak trzymać!" - pisze burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski na Twitterze. Jak udało się nam dowiedzieć, przedstawiciele dzielnicy będą wysyłać stosowne pismo do Zarządu Transportu Miejskiego z prośbą o wprowadzenie tego typu rozwiązań zarówno w aplikacjach, jak i biletomatach.
Jednocześnie burmistrz wyraża zdecydowany sprzeciw wobec hejtu wycelowanego w ukraińską mniejszość ze względu na umieszczenie dodatkowego języka w urządzeniach służących do zakupu biletu. - To kompletnie niezrozumiałe. Nie widzimy niczego nadzwyczajnego w tym, żeby obok angielskiego i niemieckiego, funkcjonował też język ukraiński. To po prostu ułatwienie życia mieszkańcom danego miasta, niezależnie od tego, skąd pochodzą - mówi Strzałkowski.
Zdanie to podziela także Adam Matusik, radny dzielnicy Warszawa-Wola. Uważa, że taka decyzja ma szczególnie sens w momencie, kiedy dla obywateli Ukrainy otwiera się niemiecki rynek pracy. "Nie mamy i nie będziemy mieli wysokości płac konkurencyjnych względem Niemiec, ale możemy nadrabiać czym innym - choćby przyjaznym językowo środowiskiem" - komentuje pod twitterowym wpisem burmistrza.
Nie ma tematu?
Zwróciliśmy się do ZTM o komentarz w sprawie ewentualnego umieszczenia komunikatów po ukraińsku również w warszawskich urządzeniach ."W tej chwili nie planujemy rozszerzania wymagań stawianych operatorom biletomatów o kolejne języki. Dla wyjaśnienia dodam, że automaty biletowe nie są własnością ZTM, są montowane i obsługiwane przez prywatne podmioty, które zarabiają na sprzedaży biletów" - ucina spekulacje Tomasz Kunert, rzecznik stołecznego Zarządu Transportu Miejskiego.
Obecnie do dyspozycji pasażerów korzystających z komunikacji miejskiej i kupujących bilety w automatach są cztery języki do wyboru: polski, angielski, niemiecki i rosyjski.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl