Jedno miasto, wiele kultur. Ten projekt pokazuje, jak w stolicy Polski żyją obcokrajowcy
Na pomysł stworzenia strony z historiami obcokrajowców mieszkających w Warszawie, Klaudia wpadła jeszcze na studiach. Niektóre z życiorysów chwytają za serce, inne poprawiają nastrój lub wspierają na duchu. Wszystkich rozmówców łączy jedno - chcą tu być. Choć nie zawsze jest to takie oczywiste...
03.12.2018 | aktual.: 03.12.2018 12:50
Han przyjechała tu z Chin, Prince z Zimbabwe, Kiran z Indii. Kika dotarła do Polski z Serbii. W rozmowie wyznaje, że "każdy kończy w Warszawie przez przypadek". Można uznać, że ta reguła faktycznie sprawdza się u osób z zagranicy, które postanawiają spleść swoje losy z tym miastem.
Na facebookowej stronie "Multicultural Warsaw", gdzie publikowane są historie obcokrajowców spisane przez Klaudię Kolasę, opinii na temat naszego kraju i rodaków jest znacznie więcej.
"Polska to fantastyczny kraj, który jest dla mnie teraz drugim domem. Posiadacie rzeczy, których moja ojczyzna nigdy nie będzie miała. Założyłem bloga o Polsce. Chciałbym udowodnić Polakom, że są ludzie, którzy chcą tu żyć i poznawać polską historię i kulturę" - twierdzi Australijczyk Phil.
"Kiedy przyleciałem do Polski, był okres Wielkanocy. Nauczyłem się, jak po polsku poprosić ojca mojej dziewczyny o jej rękę. Zrobiłem to i do tej pory nie wiem, czy wymawiałem wszystko poprawnie, ale się zgodzili" - opowiada o zaręczynach Christopher z Mauritiusa.
"Nie potrafiłam wtedy nawet zlokalizować Polski na mapie. Nic nie wiedziałam o tym kraju. Kiedy tu dotarłam, przeżyłam ogromny szok kulturowy. Zauważyłam, że ludzie prawie się nie uśmiechają. Niektórzy gapili się na mnie, prawdopodobnie z powodu ciemniejszej skóry. Nikt nie mówił po angielsku" - wspomina swoje pierwsze chwile w nowym kraju pochodząca z Libanu Rawan.
To tylko fragmenty z wielu poruszających historii obcokrajowców, do których dotarła Klaudia. Ona sama przyjechała do Warszawy kilka lat wcześniej, z Płocka. W 2014 roku rozpoczęła tu studia afrykanistyczne. Dzięki temu zainteresowała się innymi kulturami.
- Podczas studiów zdałam sobie sprawę, że wizerunek Afrykańczyków przedstawiany w mediach jest zupełnie inny od tego, czego uczymy się na tych studiach. Po trzech latach miałam okazję wyjechać do Tanzanii, gdzie mieszkałam na zasadach couchsurfingu. Ten wyjazd całkowicie obalił wszelkie stereotypy, jakie miałam w głowie na temat mieszkańców Afryki - przyznaje inicjatorka projektu.
Po tym wyjeździe Klaudia starała sie poznać też inne miejsca poza Europą. Zwiedziła Chiny oraz Indie. W rozmowie z WawaLove przyznaje, że nigdy nie były to wycieczki zorganizowane. Za każdym razem wyjeżdżała na własną rekę, szukając noclegu na miejscu. Nigdy też nie doświadczyła żadnej niebezpiecznej sytuacji. - Wszyscy okazywali się bardzo otwarci, bardzo pomocni. Spotykałam się z niesamowitą sympatią, gdy ktoś podchodził na ulicy i nawiązywał rozmowę, nie wiedząc przecież, kim jestem. To jest coś, czego bardzo brakowało mi w Polsce.
Ze względu na coraz większą liczbę obcokrajowców w Warszawie, autorka projektu zaczęła się zastanawiać, jak się tu odnajdują. - Jak to jest, gdy ktoś przyjeżdża z tętniących życiem Indii, gdzie wszystko się dzieje na ulicy, do miasta, gdzie wszyscy są zamknięci we własnych domach, odizolowani od siebie. Prawda jest taka, że nie nawiązujemy kontaktu z przypadkowym człowiekiem, nie odzywamy się do siebie na ulicy czy w metrze, tylko raczej każdy jest skoncentrowany na sobie - stwierdza Klaudia.
Wszystko zaczęło się od... Facebooka. To dzięki mediom społecznościowym, świeżo upieczona studentka dokumentalistyki (po powrocie do Polski z zagranicznych wojaży Klaudia zaczęła naukę na drugim kierunku), poznała dziewczynę z Indii. Znalazła ją, szukając tematów do reportaży. - Nawiązałam z nią kontakt jeszcze zanim pojawił się pomysł utworzenia strony, gdzie publikuję historie obcokrajowców. Pomyślałam więc, że to będzie mój pierwszy reportaż - o tym, jak Hindusi odnajdują się w Polsce. Ta dziewczyna pokazała mi zupełnie inny świat. Warszawę od tej strony, o której nigdy nie myślałam. Zabrała mnie do świątyń, które są tu, na miejscu, o których się w ogóle nie słyszy. Okazało się na przykład, że w jednym z liceów co niedziela odbywają się ceremonie, jest guru… W ogóle to było zupełnie abstrakcyjne dla mnie. I wtedy narodziła się ta chęć wkraczania w ten świat coraz bardziej, poznawania tego, jak ludzie z innych stron kultywują swoje tradycje w Polsce.
Zachęcona tą myślą, postanowiła dodać ogłoszenie w grupie dla obcokrajowców w Warszawie. Zapytała się w nim, czy jest ktoś, kto chciałby podzielić się z nią swoją historią. Zgłosiło się ponad czterdzieści osób. Do dziś nie zdążyła ze wszystkimi porozmawiać.
Na podstawie zebranych opowieści wyłonił się portret nie tylko przyjezdnych, ale i gospodarzy. - Jako Polacy, jesteśmy bardzo ostrożni w nawiązywaniu relacji, ale też mamy opory przy zatrudnianiu obcokrajowców. Moi rozmówcy wspominali na przykład o problemach ze znalezieniem pracy lub z brakiem znajomości języka. Dużo osób uczy się polskiego, ale od razu po przyjeździe tutaj nie jest to takie proste. Żeby zacząć mówić po polsku, trzeba się z tym oswoić, co zresztą jest zrozumiałe, bo ten język jest przecież bardzo trudny. Aby go opanować, potrzeba lat nauki - stwierdza.
O dziwo zdarzają się osoby z zagranicy, które przed przyjazdem do Polski, nie wiedzą o niej zbyt wiele. - Często trafiają tu z myślą, że będą zarabiać w euro i bez problemu porozumieją się po angielsku. Są nieprzygotowani na warunki, jakie tu zastają. I to jest główny problem - wyznaje Klaudia. Jej zdaniem mają oni zupełnie inne wyobrażenie miejsca, w którym się znaleźli.
Na pytanie o najbardziej poruszającą historię, autorka projektu "Multicultural Warsaw" zamyśla się. - Ciężko jest mi "wyłowić" jedną z tych wszystkich historii, bo na pewno każda jest bardzo ważna i w każdej jest coś wyjątkowego. Osobiście najbardziej dotknęła mnie historia Sabiny z Uzbekistanu, która czekała na kartę pobytu w Polsce i chwilowo nie miała żadnego ubezpieczenia, a była w ósmym miesiącu ciąży. Nie miała pracy i nie było jej stać na prywatną opiekę medyczną. W trakcie rozmowy powiedziała mi, że zastanawia się nad porodem w domu. Ale w końcu ta historia dobrze się skończyła - przyznaje.
Klaudię zaskoczyło również to, że po opublikowaniu historii zgłosiło się do niej dużo osób, które chciałyby pomóc Sabinie. – Proponowały miejsca, gdzie mogłaby pracować, chciały przekazać jej ubranka dla dziecka… Los tej dziewczyny wywołał chyba największe zaangażowanie wśród społeczności na Facebooku - wspomina dokumentalistka.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć również hejterów. - Zdarzały się komentarze mówiące np. o tym, że projekt sponsorowany przez "lewaków" czy atakujące bohaterów, ale w kontekście całości było ich niewiele - ocenia Klaudia. Zapytana o konkretny przypadek, który wywołał lawinę nienawistnych opinii, wskazuje na historię Salara z Iranu. - Pomimo tego, że większość komentarzy jest pozytywnych, to zdarzają się głosy mówiące, żeby wracał do siebie, żeby zobaczył, co jego "bracia" robią na Zachodzie itd. - przytacza wpisy ze smutkiem.
O przyszłość swojego projektu (który rozpoczął się całkiem niedawno, bo w lipcu tego roku), jest spokojna. - Myślę, że dopóki będą zgłaszały się do mnie kolejne osoby, ten projekt będzie trwał. I zobaczymy, co z tego wyjdzie. To nie jest żaden projekt polityczny. Po prostu opisuje historie ludzi. Mam tylko nadzieję, że po ich przeczytaniu, chociaż jedna osoba, zanim zacznie kogoś osądzać, przypomni sobie o Sabinie z Uzbekistanu czy Salarze z Iranu i zmieni może trochę swoje nastawienie. Wtedy poczuję się spełniona.
Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl