Czy z grania na ulicy da się żyć?
Grają na instrumentach, tańczą z ogniem, puszczają bańki mydlane. Rozmawiamy z buskerami
23.01.2015 10:46
Grają na instrumentach, pozują jako żywe statuy, puszczają bańki mydlane, tańczą z ogniem. Mają różne talenty. Łączy ich jedno - wszyscy zarabiają pieniądze na ulicy. Czy da się z tego żyć? Czy można z tego uczynić sposób na życie? Rozmawiamy z buskerami, którzy występują na warszawskich ulicach.
Ludzie różnie na nas reagują. W Polsce sztuka uliczna jest obecnie w powijakach i artysta taki jest raczej traktowany jako żebrak albo biedak, podczas gdy w niektórych krajach to jest zawód - Artysta Uliczny - mówi Krzysztof Lottig, który na warszawskich ulicach gra na hang drumie. Robi to od ponad 4 lat, wcześniej grał na ulicy na gitarze. W weekendy można spotkać go na Starówce, w tygodniu zaś rankiem grywa - jak mówi, w najbardziej "potrzebującym" miejscu - na "patelni" przy Metrze Centrum.
Granie na ulicy nie jest jego głównym źródłem utrzymania, na co dzień pracuje w gabinecie terapeutycznym. Gram, kiedy tylko pozwala mi na to czas i pogoda - mówi - Uwielbiam żywy kontakt z drugim człowiekiem - tu nie ma miejsca na ściemę. To chwile, kiedy sceptycyzm rozpuszcza się w pięknej energii dźwięków. Są momenty, kiedy przerywam muzykowanie, by pokazać że nie mam żadnego podłączenia do prądu - nie odtwarzam muzyki z jakiegoś innego źródła. Po części udowadniam, że jedynie ten metalowy kosmiczny spodek jest zródłem pieknych energetycznych melodii. Zadziwienie i wzruszenie zamieniają się w podziw.
Nie gram na ulicy stricte zarobkowo - moja intencja jest w innym miejscu - pragnę dzielić się tym, co płynie ze mnie. Jest mi miło, kiedy po kilku godzinach kapelusz jest pełny, ale nie jest to moje zródło utrzymania - dodaje.
Występy na ulicy są z kolei jedynym źródłem utrzymania dla Aleksandry Czekalskiej. Rzuciła pracę i od lipca ubiegłego roku utrzymuje się jedynie z puszczania ogromnych baniek mydlanych. W Warszawie upodobała sobie Starówkę. Jest tu bardzo dużo ludzi, którzy buskują. Bardzo często są to te same osoby, co znaczy, że nie jest źle - mówi - Nie ma też problemu z pozwoleniem. Jeszcze nie widzieliśmy policji albo straży miejskiej, która by robiła "porządek", co się czasem zdarza w niektórych miastach. Czasem trzeba mieć pozwolenie i za nie zapłacić. Dlatego często też wybieramy małe miejscowości, bo tam pozwolenie nie jest potrzebna, a dla mieszkańców jest to swego rodzaju nowość.
Z Polski wyruszyła w podróż po Europie, zarabia jedynie na bańkach. Poznaliśmy się ze Steffenem ponad 1,5 roku temu na couchsurfingowym campie. Steffen zaczął swoją podróż w styczniu 2013 roku, ale po pół roku poznał mnie i tak przez rok podróżowaliśmy tylko od czasu do czasu, ale i ja rok później podjęłam taką samą decyzję i w lipcu 2014 roku zaczęliśmy prawdziwą wspólną podróż - opowiada. Ich przygody można śledzić na facebookowym fanpage'u In 80 Bubbles around the World .
Tak, da się z tego żyć - przyznaje - Oczywiście nasze codzienne koszty życia i podróży nie są bardzo wysokie, bo śpimy w namiocie, samochodzie albo u kogoś z Couchsurfingu. Jeździmy samochodem, ale bardzo często mamy pasażerów z Blablacar, którzy nam się dorzucają do paliwa, więc koszty transportu znacznie spadają, Jedzenie gotujemy na kuchence gazowej, więc codzienny koszt utrzymania to kupienie jedzenia i czasem jakieś bilety (muzeum, komunikacja miejska lub tanie loty). *Odpadają nam z kolei codzienne koszty jak opłata za mieszkanie, prąd itp. *
**
Również Arek utrzymuje się przede wszystkim z grania na ulicy. Jest muzykiem, gra także koncerty w klubach i barach. Granie na ulicy jest najlepszym sposobem na autopromocję - mówi - Ludzie mogą posłuchać, jak grasz, zdecydować, czy muzyka im się podoba, kupić płytę. Często gram na ulicy przed koncertami i zapowiadam, że tego i tego dnia gram koncert w takim a takim klubie. Potem często widzę twarze z ulicy na koncercie. Nie raz zdarzyło mi się też, że gdy graliśmy na ulicy podszedł do nas właściciel lub menedżer restauracji i zaproponował, żebyśmy zagrali u niego koncert. Czasem ludzie zapraszają nas na granie prywatnych imprez.
Również Arek dużo występował poza Polską. W tym zawodzie to ważne, żeby się przemieszczać, żeby się ludziom nie ograć, nie opatrzeć - mówi. Czy Polacy na ulicznych muzyków reagują bardziej czy mniej przyjaźnie niż mieszkańcy innych krajów? Czy w Polsce zarabia się więcej czy mniej grając na ulicy? Myślę, że wszędzie jest podobnie - mówi - Wszędzie grając kilka godzin dziennie zarobię na skromne utrzymanie. Nieważne, czy zarabiam w euro, w hrywnach czy w złotówkach - opowiada - Najważniejszy jest zapał, poważne podejście do sprawy i... dobry humor.
Dobry humor to jedna z cech, którą - oprócz talentu - bez wątpienia musi posiadać busker.* To wbrew pozorom nie jest lekka praca, trzeba być zawsze uśmiechniętym, mieć dobry humor, znosić różnych ludzi, nie zawsze miłych, czasem pijanych* - dodaje Ola Czekalska - Przy bańkach dochodzą jeszcze dzieci, które cały czas biegają i próbują zniszczyć bańki, krzyczą, no i niektóre nie są miłe, zwłaszcza dla innych dzieci, więc trzeba reagować. Ludzie pytają, praktycznie za każdym razem o to samo, ale nie można dać po sobie poznać niechęci czy znudzenia. Naszą główną zasadą jest dawać ludziom uśmiech, a ciężko bez własnego dobrego nastawienia.
Dobre nastawienie często procentuje. Ta praca ma też swoje magiczne momenty - opowiada Arek -* Pewnego razu podeszła do mnie na ulicy głuchoniema dziewczyna. Nie mogła usłyszeć mojej muzyki, ale położyła rękę na mojej gitarze basowej i przez kilka piosenek tak właśnie "słuchała" mojej muzyki.* Dla takich momentów warto grać na ulicy.
Busking -występy w miejscach publicznych za napiwki. Słowo pochodzi od hiszpańskiego czasownika "buscar" - "szukać", jako że buskerzy "szukają sławy i bogactwa". Słowo zadomowiło się już w języku polskim. Buskerzy mają swoje zloty, spotkania i festiwale. Jednymi z polskich przykładów mogą być warszawski Międzynarodowy Festiwal Sztuka Ulicy i lubelski festiwal Carnaval Sztuk-Mistrzów, gdzie prezentują się najlepsze teatry uliczne i performerzy z całego świata.
Zobacz także: Plac Defilad znowu ożyje