Warszawa. Tragiczny wypadek na Górce Szczęśliwickiej. "Uniemożliwimy jazdę na sankach w tym miejscu"
- Analizujemy, jakie można podjąć kroki, żeby szybko zabezpieczyć to miejsce, w którym doszło do wypadku. Nie po to, by można było jeździć bezpiecznie, tylko odwrotnie, by uniemożliwić w tym miejscu jazdę na sankach - mówi WP Monika Beuth-Lutyk, rzecznik prasowy Urzędu Dzielnicy Ochota w Warszawie. To reakcja urzędu po tragicznym wypadku 12-latka, który zjeżdżając z górki uderzył się w głowę. Chłopiec zmarł.
Przypomnijmy: do tragicznego wypadku doszło w sobotę w Parku Szczęśliwickim w Warszawie. 12-letni chłopiec, zjeżdżając z górki, uderzył niefortunnie głową w ławkę. Został przetransportowany do szpitala. Tam chłopiec zmarł.
Teren, na którym doszło do zdarzenia, podlega Urzędowi Dzielnicy Ochota. Spytaliśmy rzeczniczkę dzielnicy, jakie działania zostaną podjęte po tym tragicznym wypadku.
- Jesteśmy wszyscy wstrząśnięci - przyznaje Monika Beuth-Lutyk, rzecznik prasowy Urzędu Dzielnicy Ochota. - Oczywiście wspólnie z policją analizujemy na gorąco, jakie można podjąć kroki, żeby szybko zabezpieczyć to miejsce - ale uwaga, nie po to, by można było jeździć bezpiecznie, tylko wręcz odwrotnie, by uniemożliwić w tym miejscu jazdę na sankach - wyjaśnia.
Ławki usunięte. Pojawi się też siatka
Co zrobią urzędnicy? - Już dziś usunęliśmy stąd ławkę, a nawet dwie, a także betonowy kosz na śmieci. Zostanie latarnia, którą możemy czymś osłonić, ale bardzo ważne jest to, że chcemy uniknąć wywołania wrażenia, że teraz już jest bezpiecznie. Nie jest, ponieważ to miejsce nie nadaje się do jazdy na sankach.
- Przede wszystkim od tej strony Górka Szczęśliwcka, sama w sobie wysoka, jest dosyć stroma, a więc jedzie się bardzo szybko, a na dole nie ma miejsca, żeby bezpiecznie wyhamować - jest chodnik, a zaraz za nim ogrodzenie kościoła (cegły i metalowe pręty), rośnie sporo drzew. Na sankach jeździ się po drugiej stronie górki, obok stoku narciarskiego, ale chyba tłok, który tutaj wczoraj panował, spowodował, że szukano innych miejsc do zjeżdżania - tłumaczy rzeczniczka.
I dodaje, że urząd wypożyczy też lub wynajmie siatki, które służą do wyznaczania tras narciarskich, by zagrodzić to zbocze górki w poprzek. - Chcemy to zrobić tak, aby dać wyraźny sygnał, że w tym miejscu nie wolno zjeżdżać. Na razie szukamy miejsca, które mogłoby nam je udostępnić, mamy nadzieję, że dostaniemy je na dniach. Docelowo myślimy o nasadzeniach pasów zieleni, żeby nikogo nie korciło, żeby tu przychodzić z sankami - dodaje.
"Apelujemy o rozwagę"
- Mamy świadomość, że nie jesteśmy w stanie uchronić wszystkich przed wypadkami, ale musimy zareagować na to, co się stało - mówi jeszcze rzeczniczka.
- Apelujemy o rozwagę, bo dawno niewidziany śnieg plus brak wyjazdów na ferie spowodowały zimowe szaleństwa w parkach i na każdych pochyłościach, które bardzo często kompletnie nie nadają się do zjeżdżania - podsumowuje Monika Beuth-Lutyk.