Wanda Półtawska - służebnica papieska
Wanda Półtawska to bezkompromisowa działaczka antyaborcyjna, przed którą drży niejeden duchowny. Jedyna osoba, której Jan Paweł II na msze do papieskiej kaplicy pozwalał schodzić w kapciach.
06.07.2009 | aktual.: 06.07.2009 19:44
Mowa o wydanej zaledwie cztery miesiące temu książce „Beskidzkie rekolekcje. Dzieje przyjaźni księdza Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich”, która zawiera prywatną korespondencję między Wandą Półtawską a Janem Pawłem II. Książka wstrząsnęła kościelnym światkiem nie tylko dlatego, że została wydana w niewygodnym czasie – niektórzy spekulują, że opóźni ona proces beatyfikacyjny Wojtyły – ale też dlatego, że zawiera prywatne listy, które „prawie święty” pisał do osoby świeckiej, i to kobiety. A trwało to 55 lat!
Chłodna, silna, radykalna
„W dzisiejszym świecie (...), w którym pocałowanie dziecka w czoło nasuwa myśl o pedofilii, (...) przyjaźń między mężczyzną i kobietą automatycznie budzi myśl o seksualnej stronie płciowości” – pisze Andrzej Półtawski, wykładowca filozofii, we wprowadzeniu do książki żony. I podsumowuje przyjaźń między Wandą a papieżem: „Było to spotkanie bardzo – w najgłębszym sensie – męskiego mężczyzny i bardzo – w najlepszym sensie – kobiecej kobiety”.
Półtawska rozmawiać nie chce: – Dość artykułów na mój temat – mówi chłodno i odkłada słuchawkę.
Oschła, silna, radykalna, zawsze bez cienia makijażu, zawsze wyprostowana jak struna. Rocznik 1921.
Kim jest kobieta, do której papież pisał „kochana Dusiu”, a listy podpisywał „brat”? Wanda Półtawska to przede wszystkim lekarka. Gdy powstawała obowiązująca ustawa antyaborcyjna, środowisko „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” uznało, że można poprzeć kompromisowe zapisy. Półtawska zaatakowała ich wtedy jako zgniłych relatywistów moralnych. Angażowała się politycznie: 10 lat była radną Krakowa, została też członkiem Zespołu Wspierania Radia Maryja. Jan Paweł II powołał ją między innnymi do Papieskiej Rady do spraw Rodziny, została też ekspertem Papieskiej Rady dla Pracowników Służby Zdrowia. Przez 42 lata wykładała medycynę w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, kierowała Instytutem Teologii Rodziny. Za radą „brata” zajęła się poradnictwem małżeńskim i rodzinnym. Prowadziła też zajęcia dla narzeczonych i księży.
Ona mu wszystko powie
– Zawsze podkreślała swoją ogromną zażyłość z papieżem. Na wykładach z medycyny pastoralnej mówiła o nim per Karol. Na początku nie wiedzieliśmy, o kogo chodzi. Trochę nas to raziło – wspomina ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. – Ale była też ogromną indywidualnością. Z wykładowców pamiętam najlepiej księdza Tischnera i właśnie ją.
Trudno było nie zapamiętać. Na wykładach mówiła wprost: jeśli któryś z was ma skłonności homoseksualne, nie powinien tu być, chodzenie w dżinsach prowadzi do bezpłodności, a stosunek przerywany czy onanizm do groźnych nerwic. Potrafiła głośno zapytać: „Masturbujecie się?”.
– Traktowaliśmy ją z szacunkiem, ale też bliskie stosunki z papieżem powodowały, że uważaliśmy na słowa, bo „ona mu wszystko powie”. Była psychiatrą, więc nasi przełożeni często prosili ją też o opinie o nas – wspomina ksiądz Isakowicz. – Miała ogromne wpływy, świadczy o tym chociażby przykład mojego kolegi, który jako diakon ostatniego roku zakpił sobie na wykładzie z metod naturalnego planowania rodziny. To był tylko żart, ale pani profesor poszła na skargę do rektora. Koledze wstrzymano święcenia kapłańskie. Przyjął je rok później, na dodatek nie w katedrze z rąk metropolity, ale w kaplicy seminaryjnej z rąk biskupa pomocniczego.
– Byłem raz u niej w domu jako łącznik poznańskich księży w sprawie arcybiskupa Paetza. Życzliwie wysłuchała, ale traktowała mnie z góry, jak małego chłopca – tak swoje spotkanie z Półtawską wspomina Jarosław Gowin.
Jednak jej reakcja była błyskawiczna. Gdy poznańscy księża miesiącami bezskutecznie próbowali poinformować Jana Pawła II o sprawie, Półtawska pojechała do Watykanu i osobiście wręczyła papieżowi list opisujący seksualne ekscesy w poznańskim seminarium. – Od księży słyszałem, że chcieli zatrzymać ją strażnicy. Półtawska roztrąciła ich i wparowała do papieskiego apartamentu – opowiada Gowin.
Niedługo potem Paetz złożył rezygnację.
„Duśka była w Ravensbrück”
Na takie zachowanie mogła sobie pozwolić tylko Dusia. Na „papieskie fory” pracowała przez ponad pół wieku. Zaprocentowała też jej okrutna przeszłość.
Półtawska poznała Wojtyłę na początku lat 50. Klęczała w kościele Mariackim, kiedy wszedł do niego młody ksiądz. Instynkownie poszła za nim do konfesjonału. Gdy skończyli rozmawiać, rzekł: „Przyjdź rano na mszę, przychodź co dzień”.
Od tamtego dnia codziennie odrabiali „zadania domowe”. Ona przychodziła na mszę, po niej wybierali tekst do dyskusji, ona go czytała, a wieczorami o nim rozmawiali. Gdy wyjeżdżał, zadawał jej „lekcje” – kolejne lektury. W spostrzeżeniach Dusi Wojtyła ujrzał samego siebie, ale też czuł, że ta kobieta, tak nieugięta w swoich radykalnych poglądach, przeżyła coś, czego on nie doświadczył. Tajemnica wyszła na jaw kilka lat później.
Z czasem do duchowej przyjaźni tej dwójki dołączył mąż Półtawskiej, Andrzej. Zaczęły się wspólne wyjazdy. Andrzej i Dusia z przyszłym papieżem spędzali niemal wszystkie wakacje. Wojtyła najpierw jako zwykły spowiednik, a potem biskup wyjeżdżał z nimi w góry. Razem wędrowali, pływali, opalali się. On był dla nich „bratem”, córki Półtawskich mówiły do niego „wujku”. Wojtyła był ich duchowym przewodnikiem, a dzięki nim doświadczał życia rodzinnego.
Codziennie odprawiali mszę. Gdy padał deszcz, Dusia trzymała nad Karolem pelerynę, żeby mu się mszał nie zamoczył. W Beskidach każdy z nich odgrywał swoją rolę: Karol wiadomo, Duśka była biwakową lektorką – czytała na głos książki – i ministrantką: dbała o ornat i przygotowywała polowe ołtarze, Andrzej gotował. Po obiedzie Duśka zbierała poziomki na deser. Wojtyła nigdy nie zapytał, skąd się wzięło wgłębienie na prawej nodze Wandy. Zaczynało się nad kostką i ciągnęło na jakieś 15 centymetrów.
Kiedy cztery córki Półtawskich były małe, tylko Andrzej wyjeżdżał z Karolem w góry. To wtedy powiedział mu: „Duśka była w Ravensbrück”. Po tych słowach Wanda stała się Wojtyle bliższa niż kiedykolwiek. Uważał, że „była tam za niego”. Do obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbrück Duśka trafiła jako nastolatka. Najmłodsza z trzech sióstr, w szkole urszulanek była najlepsza w klasie, a gdy miała 15 lat, na obozie harcerskim została najmłodszą drużynową. Sielankę przerwała wojna. 18-latka włączyła się do konspiracji jako łączniczka. W lutym 1941 roku aresztuje ją gestapo. Trafia do więzienia w Zamku Lubelskim. Pół roku później zaczyna się koszmar – z lubelskim transportem więźniów z wyrokami śmierci trafia do Ravensbrück. Staje się numerem obozowym 7709.
„Kiedy wsadzili mnie do obozu, zdałam sobie sprawę, że człowiek żyje po to, żeby umrzeć (...). Wyroki śmierci wykonywano bez zachowania jakiejś przewidywalnej kolejności. (...) Wymyślałyśmy wówczas nawet dowcipy, że dymek z jednej z nas będzie niebieski, a z innej czerwony” – mówiła w jednym z wywiadów. Nie złamały ją też okrutne eksperymenty medyczne. – Niemieccy lekarze wstrzykiwali nam w nogi groźne bakterie. Łamali je, kroili, rany z nóg ropiały... Mimo to Duśka zawsze była dzielna i skupiona – wylicza profesor Joanna Muszkowska-Penson, która razem z Półtawską była w Ravensbrück. Prawdopodobnie to, że dla ratowania życia bez szemrania musiała się poddawać eksperymentom, ukształtowało w Duśce późniejszą bezkompromisową postawę.
Do Polski wróciła w maju 1945 roku. Zaraz po wojnie zaczęła studiować medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chodziła też na zajęcia z psychologii, filozofii, nauk politycznych. Chciała zrozumieć, dlaczego człowiek jest tak okrutny? To pytanie również przygnało ją do konfesjonału Wojtyły. On pomagał rozwikłać jej rozterki duchowe, ona radziła mu w sprawach ludzkich.
Jak dalej żyć?
W październiku 1962 roku Duśka zapada na nowotwór. Nie mówi nic mężowi. Ma 40 lat, a jej najmłodsze córki po cztery. O chorobie wie Wojtyła, pisze do swej drogiej Dusi z Rzymu, by ta poddała się operacji. Lekarze dają jej pięć procent szans na przeżycie. 17 listopada w liście do stygmatyka z San Giovanni Rotondo, ojca Pio, Wojtyła prosi o modlitwę „za matkę czworga dzieci z Krakowa”. Pięć dni później, dzień przed operacją Półtawskiej, lekarze z niedowierzaniem stwierdzają: nie ma raka. Wojtyła wysyła list do stygmatyka z podziękowaniami. Po śmierci ojca Pio Duśka naciska na papieża, by jak najszybciej kanonizował stygmatyka. Jan Paweł II robi to rok później.
Wojtyła mianuje Dusię swoim osobistym ekspertem, strażniczką katolickiej doktryny. Piszą do siebie listy, wspólnie spędzają wolny czas. „Ale te wakacje w sierpniu 1978 roku zostały przerwane – pisze Dusia. – W niedzielę szóstego rano powiedział przy śniadaniu: – Nigdy mi się nic nie śni, a dziś śnił mi się Ojciec Święty Paweł VI, kiwał na mnie”.
16 października nad Kaplicą Sykstyńską widać smugę białego dymu. Świat zyskuje papieża, Dusia traci brata. Notuje: „Tłum ludzi szaleje, bije Zygmunt. Jak dalej żyć?”. Karol już jako Jan Paweł II wyczuł te obawy, następnego dnia o poranku dzwoni, mówi: „Przyjedźcie”. W liście z grudnia 1978 pisze: „Byłaś i nadal pozostajesz moim „ekspertem” osobistym od dziedziny »Humane Vitae«. Cztery miesiące później, gdy Dusia miała wątpliwości, upewnił ją: „Szłaś krok w krok z moim kapłaństwem i uczestniczyłaś od tylu lat w odkrywaniu tych znaczeń i tych wartości. Uczestniczyłaś twórczo. Nie możesz mówić, że nie widzisz teraz dla siebie miejsca”.
Dusia była jedną z niewielu osób, która czuwała przy papieskim łóżku zaraz po zamachu. Była też przy nim, gdy umierał. Do Rzymu przyjechała jeszcze w lutym 2005 roku, tak jak zwykle z torbą pełną książek. „Brat” lubił, kiedy mu je czytała. Gdy był bliski śmierci, wszystkie książki, które zabrała z Polski, były już przeczytane. Pobiegła do zaprzyjaźnionego dominikanina, ten wręczył jej „Wolne miasto” Mieczysława Jałowieckiego. Papieżowi podobała się, bo tak żywo napisane. Odszedł, kiedy Duśce do przeczytania została ostatnia strona.
Judyta Sierakowska
Fragmenty pochodzą z książki Wandy Półtawskiej „Beskidzkie rekolekcje. Dzieje przyjaźni księdza Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich” oraz pamiętnika „I boję się snów”