Walki w Ubajdi, zginęło 80 rebeliantów i 3 Amerykanów
Wojska amerykańskie i irackie walczące z iracką Al-Kaidą w pobliżu granicy syryjskiej napotkały zaciekły opór w mieście Ubajdi. Wykryły tam na swej drodze aż 107 pułapek minowych i zabiły co najmniej 30 rebeliantów.
15.11.2005 16:35
Od poniedziałku rano, kiedy zaczęły się walki o Ubajdi, około 300 km na północny zachód od Bagdadu, Amerykanie zabili ogółem 80 rebeliantów, głównie w atakach lotniczych. Sami stracili trzech zabitych.
Dwaj marines zginęli od przydrożnych bomb pułapek, najgroźniejszej obecnie broni rebeliantów. Trzeciego trafił pocisk z broni strzeleckiej.
Około 2500 marines i 1000 żołnierzy irackich prowadzi od 5 listopada w pobliżu granicy syryjskiej operację Stalowa Kurtyna, aby zablokować ważny szlak przerzutu broni i obcych dżihadystów (bojowników świętej wojny)
, prowadzący od granicy w głąb Iraku doliną rzeki Eufrat.
Cudzoziemcy, głównie Saudyjczycy werbowani przez iracką Al-Kaidę, stanowią według władz irackich 90 procent zamachowców samobójców atakujących konwoje, patrole i punkty kontrolne czy detonujących bomby przed szyickimi meczetami.
Żołnierze przeszukują w Ubajdi dom po domu. Część budynków jest naszpikowana minami-pułapkami. Według komunikatu dowództwa wojsk USA, wykryto wiele składów broni, zawierających między innymi kamizelki z materiałem wybuchowym dla zamachowców - samobójców oraz części składowe do fabrykacji bomb.
Komunikat dodaje, że według meldunków wywiadu wojskowego rebelianci stawiają zaciekły opór, gdyż "uważają, iż znaleźli się w pułapce i nie mają dokąd się wycofać". Pewną liczbę zatrzymanych ujęto, gdy "próbowali wydostać się z okrążenia, pełznąc wśród stada owiec".
Wojska weszły do Ubajdi po zdobyciu i przeczesaniu dwóch innych miast nad Eufratem, Husajby i Karabilu. Inaczej niż przy poprzednich operacjach tego typu, tym razem Amerykanie zamierzają pozostawić w zdobytych miejscowościach swoich żołnierzy i siły irackie. Dotychczas po każdej pacyfikacji wojska się wycofywały, a po pewnym czasie rebelianci wracali i ustanawiali swoje porządki.
Dowódcy amerykańscy mówią, że dzięki ofensywie miejscowa ludność będzie mogła bezpiecznie głosować w wyborach powszechnych 15 grudnia. Jednak politycy arabskiej mniejszości sunnickiej, która zamieszkuje tereny przy granicy syryjskiej, protestują przeciwko akcjom zbrojnym, argumentując, że powodują one straty wśród ludności cywilnej i mogą ją zniechęcić do udziału w głosowaniu.
Do protestów dołączył w poniedziałek wiceprezydent Iraku, sunnita Ghazi Jawer. "Uważam, że te operacje wojskowe posunęły się za daleko i niekorzystnie wpływają na politykę kraju" - oświadczył Jawer w wywiadzie dla telewizji Al-Arabija.