Walki na granicy libańsko-izraelskiej
W starciu izraelskich
żołnierzy z bojownikami Hezbollahu na granicy Izraela z Libanem zginęło co najmniej czterech bojowników - podano w Bejrucie.
W walkach - uznanych za najpoważniejsze od 2000 roku - rannych
zostało także wielu Izraelczyków.
Hezbollah (Partia Boga) to mające swe bazy w Libanie radykalne ugrupowanie islamskie. Jego oddział zaatakował w poniedziałek pociskami rakietowymi izraelski posterunek graniczny, prawdopodobnie, by wziąć do niewoli żołnierzy. Wymiana ognia trwała ponad dwie godziny. Izrael odpowiedział serią nalotów na wieś bojowników po libańskiej stronie.
W Jerozolimie podano, że Hezbollah zaatakował "korzystając ze wsparcia ze strony Syrii i Iranu". Izraelski minister obrony Szaul Mofaz zapowiedział na konferencji prasowej późno w nocy w poniedziałek, że "Izrael uczyni wszystko, by chronić swych obywateli na północy kraju". Dodał, że celem ataku bojowników było odwrócenie uwagi opinii publicznej od Syrii i tym samym zmniejszenie międzynarodowej presji na ten kraj, oskarżany o wspieranie terroryzmu.
Także w Waszyngtonie rzecznik Departamentu Stanu, Sean McCormack uznał, że atak bojowników stanowił "rozmyślną prowokację" i zaapelował do rządu libańskiego o opanowanie sytuacji.
Hezbollah - popierany przez Syrię i w zamian popierający syryjskie wpływy w Libanie - obawia się, że jakiekolwiek zmiany polityczne w Bejrucie i Damaszku zmuszą ugrupowanie do likwidacji baz, jakimi dysponuje na południu Libanu.