PolskaWalka już się rozpoczęła

Walka już się rozpoczęła

Walka o wyborców już się rozpoczęła. Politycy, którzy chcą nam wmówić, że prowadzą jedynie "kampanię informacyjną", postępują nieetycznie. - To ryzykowna strategia - uprzedza w rozmowie z Wirtualną Polską dr Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego. Politolog pozytywnie ocenia spoty PiS, natomiast plakaty z hasłem "premier Jarosław Kaczyński" uważa za przesadę. - To już jednak za dużo i raczej będzie budziło złe skojarzenia - tłumaczy.

20.07.2011 | aktual.: 26.07.2011 13:05

Mimo że prezydent nie ogłosił jeszcze oficjalnie daty wyborów parlamentarnych, partie już rozpoczęły walkę o głosy wyborców. By się o tym przekonać, wystarczy wyjść na ulicę lub włączyć telewizor.

Prawo i Sprawiedliwość od tygodnia emituje w radiu i telewizji spoty, w których m.in. krytykuje działania rządu Donalda Tuska. Częścią kampanii są też billboardy ukazujące szefa PiS i podpisane "Premier Jarosław Kaczyński. Czas na odważne decyzje". Sojusz Lewicy Demokratycznej w całym kraju wywiesił billboardy z wizerunkiem m.in. szefa Sojuszu Grzegorza Napieralskiego i wiceszefowej partii Katarzyny Piekarskiej oraz adresem strony internetowej, na której można znaleźć nowy program ugrupowania. Posłanka Platformy Obywatelskiej Agnieszka Pomaska na plakatach zaprasza mieszkańców Gdańska na bezpłatne porady prawne. Partie zapewniają, że nie prowadzą kampanii wyborczej, tylko zgodną z prawem kampanię informacyjną.

Nie dajmy się nabrać

Co na to eksperci od marketingu politycznego? Dr Agnieszka Kasińska-Metryka z Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach nie ma wątpliwości, że politycy rozpoczęli już kampanię wyborczą. – Takie działanie jest politycznie nieetyczne. Gdyby partie na bieżąco informowały wyborców o swoich działaniach, prowadziły tzw. marketing permanentny, wszystko byłoby w porządku. Jednak gdy aktywizują się dwa miesiące przed wyborami, trudno uznać to za kampanię informacyjną – tłumaczy politolog. Jej zdaniem Polacy są już dziś na tyle świadomi politycznie, że nie dadzą się nabrać na tego typu sztuczki polityków, którzy najzwyczajniej w świecie próbują obejść prawo.

Każdy przekaz polityczny jest koktajlem złożonym z elementów informacyjnych i perswazyjnych. Wszystko zależy jednak od proporcji, w jakich zostały zastosowane. - Każda z partii stara się, żeby elementów jawnie perswazyjnych było jak najmniej, tak by całą treść można było podciągnąć pod informację. Najlepiej świadczą o tym przejęzyczenia samych działaczy [podczas prezentacji drugiego spotu, poseł PiS Mariusz Kamiński zamiast „spot informacyjny” powiedział „spot wyborczy”], one są absolutnie znaczące – zauważa rozmówczyni Wirtualnej Polski. Jednocześnie przyznaje, że formalnie trudno byłoby dowieść, iż obecne działania to agitacja polityczna, bo politycy zadbali, by nie było w nich elementów, które w jawny sposób mówią o wyborach, czy nawołują do głosowania na daną partię.

"Premier Kaczyński" to za dużo

Jak spoty PiS oceniają eksperci? – Zbyt rozbudowana forma i mało treści. Poza tym to wszystko już było. W pierwszym spocie PiS wykorzystuje głos zwykłych ludzi, ale przecież wiadomo, że nie są to osoby wzięte z ulicy i to nadszarpuje ich wiarygodność – zauważa dr Kasińska-Metryka. W jej opinii, nowoczesna formuła drugiego spotu nie przystaje do konserwatywnego rysu partii. Ma wątpliwości, czy reklamy okażą się skuteczne. – Ci, którzy są zdeklarowanymi wyborcami partii Jarosława Kaczyńskiego, i tak na nią zagłosują niezależnie od spotów. A czy przekonają one wyborców niezdecydowanych, a wiadomo, że o ich poparcie zabiega PiS? Chyba nie – zastanawia się.

Spoty pozytywnie ocenia dr Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem płynie z nich wyraźny, jasny przekaz, w jakim kierunku podąża partia. Gorzej wypadają plakaty z hasłem „premier Kaczyński”. - To już jednak za dużo i raczej będzie budziło złe skojarzenia - tłumaczy.

Czy to się opłaci?

Czy wysiłek polityków, którzy starają się przechytrzyć przepisy, przyniesie im korzyść? Dr Biskup przyznaje, że taka strategia jest ryzykowna. Z jednej strony sprawia, że partia wyróżnia się na tle innych, mówi się o niej w mediach i to ona dyktuje warunki, a to w kampanii ma duże znaczenie. Z drugiej jednak ugrupowanie takie samo wystawia się na ataki – będzie się o nim mówić jako o tym, które działa nielegalnie, naginając prawo, a to z pewnością wywrze na wyborcach negatywne wrażenie. - Politycy muszą sobie dobrze przekalkulować, czy takie ryzyko im się opłaci – wyjaśnia politolog.

Dr Sergiusz Trzeciak autor kilku książek na temat marketingu politycznego przypomina, że wybory wygrywa ten, kto pierwszy zaczyna, ale i ostatni kończy kampanię. Dlatego ważne jest, żeby dobrze rozłożyć siły na wszystkie etapy. Dr Kasińska-Metryka podkreśla, że większość wyborców w Polsce ostateczną decyzję podejmuje tuż przed wrzuceniem swojej karty do głosowania do urny. W październiku mało kto będzie pamiętał, co działo się w lipcu, jeszcze przed rozpoczęciem oficjalnej kampanii. Dlatego, jej zdaniem, politycy, którzy wychodzą przed szereg i próbują przechytrzyć przepisy, mogą się mocno przeliczyć.

Paulina Piekarska, współpraca Michał Amielańczyk, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (835)