Wałęsa broni się ws. listu Kiszczaka. "To wam wystarczy?"
Lech Wałęsa po raz kolejny próbuje udowodnić, że nie był tajnym współpracownikiem SB. W odpowiedzi na obciążający go list od gen. Czesława Kiszczaka, który znaleziono w Instytucie Stanforda, były lider Solidarności przypomniał dokumenty, mające świadczyć o jego niewinności.
"Tak podrabiali, tak podrzucali, tak nasyłali agentów by mnie wrabiać i niszczyć raz jedni a dziś inni, ale to samo... Czy to Wam wystarczy? Czy jeszcze dodać?" - czytamy na Facebooku byłego prezydenta.
Do wpisu Wałęsa dodał pisma z czasów PRL. Część z nich zawiera wytyczne, dotyczące akcji, która miała na celu skompromitowanie liderów Solidarności, w tym również Lecha Wałęsę. Do działań podejmowanych przez bezpiekę miały należeć m.in. restrykcje paszportowe, prowokowanie go za pośrednictwem mediów czy próba wykreowania innego przywódcy ruchu, który miałby zastąpić Wałęsę. Oprócz tego, były prezydent zamieścił kopie artykułów, w których dziennikarze podkreślali, że SB fabrykowała dokumenty na jego temat.
Przypomnijmy, w archiwalnym liście Czesława Kiszczaka do Lecha Wałęsy, do którego dotarli dziennikarze "Rzeczpospolitej" i Polskiego Radia, generał daje do zrozumienia, że wie o agenturalnej przeszłości byłego prezydenta. Jednocześnie jednak zapewnia, że pozostanie lojalny wobec Wałęsy i przekonuje go, aby agenci służb PRL byli chronieni również po transformacji.
Ujawnione przez IPN materiały z teczki personalnej TW "Bolka", z których wynika, że Wałęsa był współpracownikiem SB, pochodzą z lat 1970-1976. Według grafologów, których opinii zasięgnął Instytut, podpisy Lecha Wałęsy pod pokwitowaniami są autentyczne. Specjaliści z Uniwersytetu Warszawskiego, zatrudnieni przez adwokatów byłego prezydenta, zgłosili pewne zastrzeżenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Karty pamięci, pendrive w przystępnych cenach? Szukaj zniżek na stronie media markt kod rabatowy.