PolskaWaldemar Kuczyński: oto wielka tajemnica mojego nosa

Waldemar Kuczyński: oto wielka tajemnica mojego nosa

W komentarzach pod moimi tekstami bardzo duży udział mają rodacy antysemici i hitleropodobni. Gdyby częstotliwość wpisów od nich wyrażała rozkład postaw w naszym społeczeństwie, to obraz byłby zatrważający. Ale zapewne nie wyraża. Wpisy tego typu mówią coś więcej o ich autorach, jak to tylko, że nienawidzą Żydów. Otóż niemal bez wyjątku deklarują się, jako patrioci, a następnie - katolicy i zwolennicy prawicy, najczęściej PiS. Nie spotkałem się z komentarzem, a przeczytałem ich bardzo dużo, w którym wymyślano by mi od Żydów deklarując obojętność na wiarę, czy sympatie dla PO lub SLD. Mam więc podstawę do hipotezy, że Polska antysemicka, chyba nie marginesowa, jakoś splata się z katolicyzmem i prawicą, w tym z PiS. To nie znaczy oczywiście, że prawicowiec i katolik to zwykle antysemita.

Waldemar Kuczyński: oto wielka tajemnica mojego nosa
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski
Waldemar Kuczyński

Przeczytaj wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego

Antysemickie wpisy są niemal zawsze prostackie, wulgarne, złą polszczyzną pisane. Ma się wrażenie, że ich autorzy niewiele więcej w ojczystym języku potrafią, jak wymyślać od Żydów. Niezmiernie rzadko zdarza się perełka, jak ta na przykład, że jestem "koszerny handlarz niewinnych dziewic". Takie perełki zachowuję. Bardzo często nazywany jestem czosnkiem, wiadomo - Żydzi podobno lubią go, czy chrzczony kozikiem, znaczy obrzezany. Życzeniem najczęstszym jest wyprawienie mnie do Izraela, ale i do komory gazowej. Szczególne zainteresowanie budzi mój nos. "No tak, wystarczy popatrzeć na nos i wszystko jasne".

Coś w moim nosie musi być na rzeczy, bo wiele lat temu, jeszcze w PRL pewien niezły ekonomista żydowskiego pochodzenia, patrząc na mnie powiedział: "Panie Waldku, jakby Pan przed wojną zabłądził do endeckiej dzielnicy, to by Pan dostał po mordzie. Ale każdy prawdziwy Żyd patrząc na Pana od razu poznałby, że Pan nie z naszych". Więc coś w tym nosie jest. Coś, czyli wielka tajemnica, którą oto po raz pierwszy w życiu postanowiłem ujawnić.

Było to wiele, wiele lat temu. Po naszych drogach i ulicach znacznie częściej niż ciężarówki, TiR-ów jeszcze nie wymyślono, jeździły ciężarowe pojazdy konne zwane platformami. Takie drewniane pudła na gumowych kołach ciągnięte najczęściej przez parę koni, nierzadko tak zwanych belgijskich, czyli pociągowych. Jeździły wystarczająco wolno, by kilkuletni chłopcy, takie 7-10 latki, ale czasem i dziewczynki, wieszały się ich z tyłu, by trochę pojechać. To była duża frajda. Z tyłu platforma miała opuszczaną klapę zwykle zakończoną na dole solidną metalową listwą. No i pewnego dnia mały Waldzio z kolegami - wychowywała nas wszystkich ulica, bo rodzice pracowali – pobiegł uwiesić się z tyłu platformy. I nagle woźnica z jakiegoś powodu zawołał prrrrr i ściągnął lejce. Platforma zahamowała, a Waldzio wyrżnął nosem w skraj tej metalowej listwy, bo wyrośnięty nie byłem. Krwią z nosa się zalałem, ale mama ją sprawnie zatamowała zmoczoną, zimną szmatką położoną mi na nos.

I było po wszystkim, nos się zagoił. Płynął czas, dorastałem i na środku nosa wyrastała, po złamanej chrząstce owa semicka górka, która jest dzisiaj niemal moją drugą metryką. Gdyby nie platforma, koń i woźnica nos miałbym prosty, jak modelowy Polak - katolik i antysemita, choć pewno i tak byłbym Żydem, tylko zamaskowanym. A czy nim jestem? Nie powiem. W każdym razie mój nos nie jest na to dowodem. To nos nabyty, powypadkowy! Szukajcie więc dalej, szukajcie a znajdziecie, jak mówi Pismo. Albo nie znajdziecie.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wypadeknospolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (801)