Waldemar Kuczyński: Niech Pan nie dudzi, Panie Duda
Przewodniczący Duda rusza na wojnę! Ręka w rękę z Jarosławem Kaczyńskim. Cel? Obalić rząd. Jak? Za pomocą strajku generalnego albo ulicy. Po co? Żeby mieć rozmówcę, bo rząd obecny nie rozmawia, tylko dyktuje - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Przeczytaj wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego
To oczywiście nie jest dobrze, jeżeli w miejscu przeznaczonym do rozmowy z partnerami społecznymi, a tym miejscem jest Komisja Trójstronna, rząd zachowuje się jak dyktator. Ale zarzucanie tego rządowi PO i PSL budzi podejrzenia, że przewodniczącemu Dudzie rozmówca pomylił się z potakiewiczem. Bo akurat obecny rząd niemal w każdej sprawie, która budziła społeczny sprzeciw wykazywał bardzo wiele zrozumienia i szedł na różne ustępstwa, szukając zbliżenia stanowisk, a czasem - jak w przypadku ACTA - przyznawał się do błędu.
Ale otwartość nie może być mylona z uległością. Rząd to nie popychadło. Otwartość to nie jest gotowość wycofania się z wydłużenia wieku emerytalnego dlatego, że to budzi sprzeciw. Ale to dopuszczenie przejścia na wcześniejszą, niższą emeryturę. Podobnie gdy chodzi o posłanie sześciolatków do szkół. Ta reforma już została znacznie poprawiona. Proszę nie odczytywać tego, jako obrony każdego posunięcia rządu. Ma on bagaż błędów. Gdy jednak patrzy się na jego sześcioletnią działalność to już bardziej można by dopatrzyć się w niej nadmiaru miękkości i niezdecydowania, niż dyktatury. Przecież to Platformie zarzuca się, że nie podjęła kilku trudnych a koniecznych reform, jak emerytur górniczych, karty nauczyciela itd. One by dopiero szefa „Solidarności” rozwścieczyły.
Myślę, że Przewodniczący Duda wybierając się, by obalać rząd, chce nie partnera otwartego, bo go ma. Chce rządu uległego, któremu mógłby dyktować decyzje wypracowane u siebie pod wpływem ekonomii związkowej. Ja ją dobrze znam od 1980 roku. To jest ekonomia, która trudne problemy rozwiązuje niemal zawsze przez zwiększanie popytu i dawanie ulg, przy tej samej albo mniejszej pracy. Dobre, jako płaszczyzna negocjacji, fatalne, jako płaszczyzna dyktatu. Wszystkie trzy żądania „Solidarności”; dalsze podwyższanie płacy minimalnej, wycofanie wydłużenia czasu pracy upoważniającego do emerytury i sprzeciw wobec próby uelastycznienia czasu pracy to dla pracowników brzmi ładnie, ale zrealizowane posmakowałoby gorzko. Większym bezrobociem i koniecznością wydłużania lat pracy nie o miesiące na rok, lecz o lata na rok. Tylko trochę później.
Przewodniczący Duda aby mieć rozmówcę dla spraw pracowniczych chce obalić rząd w sojuszu z Kaczyńskim. Gdyby się udało Pan Duda zostanie przez Prezesa wystrychnięty na dudka. Nie będzie się on z nim liczył, będzie robił swoje, jak wtedy gdy rządził z Samoobroną i LPR-em. Wierzę, że mogą wywołać niepokoje. Nie wierzę w powodzenie. Mimo różnych, często uzasadnionych pretensji i żalów do rządu, większość Polaków i to bardzo duża nie tęskni do Polski urządzanej w takt „dwóch wybuchów” i niebyłego zamachu. Jak patrzę na wzywającego do walki szefa „Solidarności”, jak widzę tę pewność siebie, tę gniewną minę, butę wojownika, to jakbym widział twarze „Solidarności” z lat 1980-1981. Tyle, że wtedy to była wielka „Solidarność”. I była wielka sprawa narodowa i byli bohaterowie niezwykłego czasu. A co taka mimika ma wspólnego z dziś? Jest takie powiedzenie, może nie dogmat, ale obserwacja z wydarzeń, że wielkie dramaty historii jeśli się powtarzają, to jako groteski. A naśladujący miny i słowa dawnych postaci
przypominają replikę niewielkiej wartości i wiarygodności.
Waldemar Kuczyński dla WP.PL